Obecnie główna różnica między koalicjantami polega na tym, że ludowcy postulują, by umożliwić kobietom wcześniejsze zakończenie pracy - o trzy lata za każde urodzone dziecko, a PO nie zgadza się na takie rozwiązanie. - Mnie bardzo zależy na tym i myślę, że przekonam do tego partnerów z PSL, aby po wysłuchaniu wszystkich uwag, po ewentualnych korektach czy zmianach, jeśli one będą uzasadnione wspólnie jako rząd PO i PSL przedstawić projekt i obronić go w parlamencie - podkreślił Tusk. Dodał, że jest pewien, iż istotą tego projektu będzie podniesienie i zrównanie wieku emerytalnego do 67 roku życia.
Tusk o pomysłach PSL: dobre intencje, złe wykonanie
Premier ocenił, że propozycje Stronnictwa dotyczące reformy emerytalnej "nie wytrzymują krytyki" ekspertów. - Bardzo dobra intencja, ale to nie jest trafnie sformułowany projekt - podkreślił. Zaznaczył przy tym, że jeśli pojawią się "dobre, lepsze pomysły, to jest oczywiście otwarty na zdanie innych, ale pod warunkiem, że pomysły te "nie złamią logiki tej ustawy". - Logika jest bezlitosna, brutalna, zdaję sobie z tego sprawę, ale bezalternatywna, to znaczy musimy podnieść i zrównać wiek emerytalny w Polsce, jeśli nie mamy za chwilę wylądować na marginesie biedy i finansowego chaosu. Wiemy to my i oni też to wiedzą, i na to liczę najbardziej - na tę gruntowną wiedzę wszystkich istotnych aktorów życia publicznego w Polsce, że to są decyzje przykre, ale konieczne - podkreślił Tusk.
"Każdy chce coś ugrać"
W związku z bezalternatywnością sytuacji Tusk stwierdził, że pozostaje mu tylko jedna rzecz: być spokojnym, cierpliwym i przeprowadzić ten projekt do końca. Premier przypomniał, że rząd prowadzi konsultacje w sprawie reformy emerytalnej - czeka m.in. na opinię Pawlaka jako ministra gospodarki, opinie wszystkich partnerów społecznych i zainteresowanych środowisk. - Będziemy świadkami nie tylko w przypadku PSL, ale także wszystkich pozostałych partii, takiego wyścigu "jak najwięcej zyskać, albo jak najmniej stracić", w sytuacji w której trzeba wprowadzić bardzo przykrą i dotkliwą z punktu widzenia wielu ludzi zmianę - przyznał premier.
PAP, arb