Sankcje wobec Białorusi? Rosja ostrzega: to niedopuszczalne

Sankcje wobec Białorusi? Rosja ostrzega: to niedopuszczalne

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dmitrij Miedwiediew (fot. EPA/MISHA JAPARIDZE/PAP)
Prezydenci Białorusi i Rosji Alaksandr Łukaszenka i Dmitrij Miedwiediew przyjęli oświadczenie, w którym określają ewentualne sankcje gospodarcze Zachodu wobec Mińska jako niedopuszczalne. „Prezydenci Republiki Białoruś i Federacji Rosyjskiej potwierdzają niedopuszczalność użycia nacisku lub przymusu ekonomicznego w stosunkach międzynarodowych” – oznajmili obaj politycy.
Prezydenci Rosji i Białorusi podkreślili, że wydają oświadczenie "wobec niejednokrotnych twierdzeń USA i  UE o możliwości zastosowania sankcji gospodarczych wobec Republiki Białoruś". Podkreślili przy tym, że „podobne środki stwarzają sztuczne bariery w handlu, nieuzasadnione przeszkody we współpracy ekonomicznej podmiotów gospodarczych, godzą w prawowite interesy ekonomicznego bezpieczeństwa państw". Zdaniem prezydentów wprowadzenie sankcji „będzie mieć negatywne konsekwencje przede wszystkim dla zwykłych obywateli”. Łukaszenka i Miedwiediew wyrażają przekonanie, że tylko dialog oparty na zasadach równoprawności i szacunku może sprzyjać rozwiązywaniu międzynarodowych różnic zdań.

"Chcą nam mówić, jak mamy żyć - to droga donikąd"

Według białoruskiej telewizji państwowej w oświadczeniu tym prezydenci oceniają „całą historię nacisków" na Białoruś. W głównym wydaniu wiadomości uznano, że faktycznym początkiem „dyplomatycznej zimnej wojny” była unijna decyzja z 1997 r. o „odmowie przedłużenia porozumienia o partnerstwie i zamrożenie stosunków na szczeblu ministerialnym”. „Od 1997 r. wykorzystywane są różnorakie preteksty i instrumenty w  celu bezpośredniej ingerencji i finansowania reakcyjnych polityków. Europejska biurokracja brutalnie miesza się we wszystkie polityczne procesy na Białorusi" – przekonywał białoruski serwis informacyjny. W zaprezentowanym materiale wypowiedział się deputowany białoruskiej niższej izby parlamentu, Izby Reprezentantów Siarhiej Siemaszka, który skrytykował w  tym kontekście Polskę. - Niestety w ostatnich latach nasi zachodni sąsiedzi nieustannie usiłują wskazywać nam kierunek dalszego rozwoju politycznego i gospodarczego. Moim zdaniem jest to absolutnie niedopuszczalne wobec suwerennego i niezawisłego kraju. Droga ultimatów i  sankcji prowadzi donikąd - podkreślił.

W opinii państwowej telewizji sankcje są skierowane de facto przeciwko całej Unii Euroazjatyckiej, którą tworzą Białoruś, Rosja i  Kazachstan, gdy tymczasem "w okresie światowego kryzysu gospodarczego Europie raczej nie opłaci się konflikt z głównym ekonomicznym, energetycznym i tranzytowym partnerem na kontynencie”.

UE karci Mińsk

UE rozszerzyła pod koniec stycznia kryteria stosowania sankcji wobec przedstawicieli białoruskiego reżimu. Ta decyzja ma pozwolić Unii karać większą niż dotychczas liczbę Białorusinów poważnie łamiących prawa człowieka oraz przedsiębiorstw współpracujących z Łukaszenką. 27 lutego UE miała objąć zakazem wjazdu i zamrożeniem aktywów kolejnych ponad 20 przedstawicieli białoruskiego reżimu, ale niespodziewanie sprzeciwiła się temu Słowenia, która chce chronić oligarchę z otoczenia białoruskiego prezydenta Jurego Czyża, robiącego interesy z bałkańskim państwem. 

Sankcje wobec przedstawicieli władz w Mińsku, w tym Łukaszenki, UE wprowadziła w związku z fałszowaniem wyników wyborów prezydenckich w  2006 roku oraz represjami wobec opozycji na Białorusi. Sankcje zostały zamrożone w  okresie ocieplenia stosunków między Brukselą a Mińskiem, ale po wyborach prezydenckich z 19 grudnia 2010 roku, rozbiciu opozycyjnej demonstracji w  dniu głosowania i skazaniu na pobyt w kolonii karnej jej uczestników, w  tym byłych kandydatów opozycji, sankcje wznowiono. Od tego czasu Bruksela poszerzała je i obecnie zakaz wjazdu do UE obejmuje ponad 200 osób. Sankcje UE miały też inną formę. Zamrożono aktywa trzem firmom związanym z reżimem, a także zakazano eksportu na Białoruś materiałów, które mogłyby być wykorzystywane do represjonowania opozycji czy  tłumienia manifestacji.

PAP, arb