"Nie będziemy składować CO2 pod ziemią wbrew woli Niemców"

"Nie będziemy składować CO2 pod ziemią wbrew woli Niemców"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Minister środowiska Niemiec jest przeciwny budowie kolejnych instalacji CCS do wychwytywania i przechowywania dwutlenku węgla pod ziemią, choć Komisja Europejska promuje tego typu projekty jako istotny element polityki ochrony klimatu.

O planach rozwoju CCS minister Peter Altmaier krytycznie wypowiedział się w „Saarbrücker Zeitung”, co wywołało sporo zamieszania w kraju. - Musimy być realistami, nie będziemy składować dwutlenku węgla pod ziemią wbrew woli społeczeństwa  – stwierdził. - Nie widzę akceptacji politycznej w żadnym z landów dla elektrowni węglowych z CCS - dodał.

Jego zdaniem instalacje CCS nie mają szans na realizację w Niemczech bez społecznej akceptacji. To pierwsza tak sceptyczna opinia członka niemieckiego rządu na temat CCS wyrażona po przyjęciu kompromisowego prawa umożliwiającego realizację projektów CCS.

Kompromis osiągnięto pod koniec czerwca po miesiącach sporów, gdyż część landów była temu przeciwna, na przykład władze Mecklenburgii- Zachodniego Pomorza wprowadziły zakaz budowy CCS.

Czy to jest bezpieczne?

Technologia CCS wzbudza w Niemczech wiele emocji w związku z obawami bezpieczeństwo jej stosowania i wpływ na środowisko. Jak podaje niemiecka agencja dpa, wypowiedź ministra wzbudziła krytykę ze strony niemieckiego przemysłu zainteresowanego tego typu inwestycjami. Według uchwalonych pod koniec czerwca przez izbę wyższą niemieckiego parlamentu – Bundesrat przepisów rocznie z jednej instalacji CCS pod ziemią można składować nie więcej niż 1,3 mln ton CO2, zaś w sumie w całych Niemczech najwyżej 4 mln ton.

Przepisy zbyt późno

Jak informowała wówczas agencja Dow Jones, przedstawiciele firm energetycznych pozytywnie ocenili nowe przepisy, ale uznali, że pojawiły się zbyt późno. Zaś kierująca BDEW - organizacją lobbystyczną sektora energetycznego - Hildegard Mueller uznała, że przyjęty prawny kompromis może nie wystarczyć do wznowienia realizacji wstrzymanych projektów CCS. To właśnie w Niemczech działa pierwsza taka instalacja do wychwytywania i składowania CO2 – oddana do użytku przez Vattenfall w jednej ze swoich elektrociepłowni, ale to projekt na małą skalę.

Ten szwedzki koncern planował też instalację w Jänschwalde za 1,5 mld euro, ale pod koniec ubiegłego roku zrezygnował z niego, właśnie z powodu braku jasnych przepisów prawnych. Tymczasem projekty CCS są popierane i finansowo wspierane przez Komisję Europejską, jako jeden ze sposobów na ochronę klimatu.

Na początku czerwca podjęła ona decyzję o dodatkowym, oprócz przyznanego dwa lata temu, finansowaniu trzech z planowanych pilotażowych instalacji, powstających obecnie w Europie. Wśród nich jest też projekt realizowany przez Polską Grupę Energetyczną w elektrowni Bełchatów Szefowie PGE wielokrotnie informowali, że dodatkowe dofinansowanie z UE jest konieczne, w przeciwnym razie projekt nie będzie opłacalny.

KE wykłada pieniądze podatników

Wcześniej Komisja Europejska zgodziła się przeznaczyć na ten cel 180 mln euro, podczas gdy cała inwestycja kosztuje ok. 600 mln euro. Teraz PGE ma szansę na kolejne ok. 300 mln euro. Komisja Europejska chce, by do 2020 roku działało w krajach unijnych w sumie 12 instalacji CCS.

Unia Europejska postawiła na CCS, gdyż dzięki tym instalacjom elektrownie opalane węglem mogą być bardziej przyjazne dla środowiska, a zamiast emitować dwutlenek węgla do atmosfery, będą składować go pod ziemią. Jednak ta nowoczesna technologia wzbudza wiele kontrowersji. Zdaniem eksperta Greenpeace Geralda Neubauera, cytowanego przez „Deutsche Welle”, problemem są wysokie koszty inwestycji CCS i sprzeciw społeczny. Poza tym część ekspertów wskazuje na ryzyko związane z przechowywaniem pod ziemią CO2.

PAP, md