Międzynarodowa koalicja znów na patrolach z Afgańczykami

Międzynarodowa koalicja znów na patrolach z Afgańczykami

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Afganistanie tydzień po zawieszeniu wspólnych operacji zbrojnych z afgańską armią rządową, wojska międzynarodowej koalicji powoli wracają do wspólnych patroli z Afgańczykami, fot. PAP/EPA/STR
W Afganistanie tydzień po zawieszeniu wspólnych operacji zbrojnych z afgańską armią rządową, wojska międzynarodowej koalicji powoli wracają do wspólnych patroli z Afgańczykami.

Według amerykańskiego ministra obrony Leona Panetty Amerykanie i ich sojusznicy wznowili większość wstrzymanych 16 września wspólnych patroli i operacji pacyfikacyjnych. Rozkaz natychmiastowego wstrzymania wspólnych operacji z Afgańczykami wydał dowódca wojsk międzynarodowych w Afganistanie, amerykański generał John Allen. Miało to zaradzić narastającej liczbie ataków afgańskich żołnierzy na szkolących ich i towarzyszących w walkach żołnierzy zagranicznych.

W tym roku w podobnych atakach zginęło już 51 żołnierzy sił międzynarodowych, co oznacza, że co piąty poległy w 2012 roku żołnierz zagraniczny padł od kul afgańskich towarzyszy broni. - Mogę zapewnić, że sytuacja wraca do normy – powiedział w czwartek Panetta na konferencji prasowej w Waszyngtonie.

Szkolenie afgańskiego wojska, przeprowadzanie wraz z nim wspólnych operacji, doradzanie Afgańczykom w czasie walk, a także stacjonowanie z nimi w tych samych bazach miało być podstawą wojskowej strategii Zachodu, umożliwiającej mu wycofanie wojsk w 2014 roku, a braterstwo broni, zadzierzgnięte z Afgańczykami podczas wspólnej walki miało zapewnić ich sympatię do państw zachodnich.

Rozkaz o wstrzymaniu wspólnych z Afgańczykami operacji zbrojnych talibowie uznali za swój sukces. Ich rzecznik Zabiullah Mudżahid zapewniał, że celem talibów było właśnie posianie nieufności między żołnierzami sił międzynarodowych i afgańskimi. - To początek klęski obcych najeźdźców - mówił.

W tym tygodniu Mudżahid zapowiedział, że korzystając ze zmniejszenia liczebności obcych wojsk w Afganistanie (we wrześniu USA wycofały ponad 33 tys. żołnierzy) w przyszłym roku talibowie zamierzają skupić się na atakach na bazy wojskowe sił międzynarodowych, a operacje będą przypominać zeszłotygodniowy partyzancki szturm na Camp Bastion, jedną z najpotężniejszych baz w południowej prowincji Helmand. Talibowie zabili w tym ataku dwóch Amerykanów, a także zniszczyli i uszkodzili osiem samolotów Harrier, powodując straty szacowane na ćwierć miliarda dolarów.

Panetta zapewnia, że ataki afgańskich sojuszników nie doprowadzą do zmiany strategii w Afganistanie, a żołnierze zagraniczni nadal będą szkolić Afgańczyków i wraz z nimi prowadzić operacje zbrojne. Do 16 września wspólne działania sił międzynarodowych i afgańskich prowadzone były niemal wyłącznie na poziomie plutonu lub kompanii i w każdej z nich Amerykanom towarzyszyli Afgańczycy. Od tej daty

generał Allen zezwolił na prowadzenie takich operacji od szczebla batalionu. Na wszystkie pomniejsze operacje osobne zgody muszą wydawać zachodni komendanci pięciu dowództw regionalnych. Rozmówca agencji AP twierdzi, że wznowienie współpracy wojskowej z Afgańczykami nie oznacza odwołania rozkazu Allena, a jedynie sprawniejsze działanie regionalnych dowództw wydających zgody na wspólne operacje. Liczba wznowionych wspólnych operacji jest też o połowę mniejsza niż przed 16 września.

Aby zaradzić atakom afgańskich podopiecznych, już wiosną amerykańscy dowódcy rozkazali, by w każdym oddziale sił międzynarodowych, walczącym wspólnie z Afgańczykami, wyznaczać po kilku „aniołów stróżów”, żołnierzy, którzy trzymają straż w ciągu dnia, gdy ich koledzy śpią, odpoczywają, albo jedzą na stołówce. W czasie zbrojnych operacji przeciwko talibom „aniołowie stróże” trzymają zaś na muszce swoich afgańskich towarzyszy broni. W sierpniu generał Allen nakazał, by zachodni żołnierze nie rozstawali się z gotową do strzału bronią także podczas odpoczynku we własnych bazach, nie wychodzili z nich w pojedynkę i wyłącznie uzbrojeni odwiedzali afgańskie urzędy.

mp, pap