Mała bitkatastrofa. Załamanie bitcoina nie osłabiło apetytu na wirtualne waluty

Mała bitkatastrofa. Załamanie bitcoina nie osłabiło apetytu na wirtualne waluty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gwałtowne załamanie BITCOINA nie osłabiło apetytu na wirtualne waluty. Coraz więcej specjalistów twierdzi, że przyszłość należy do bitpieniądza.

Miałem 311 bitcoinów. Nim to wszystko się zaczęło, były warte około 300 tys. dolarów. Wygląda na to, że już ich nie ma” – mówił jeden z rozgoryczonych użytkowników platformy MtGox. Pod koniec lutego największa giełda handlu tą wirtualną walutą zawiesiła działalność. Okazało się, że w zabezpieczeniach transakcji dokonywanych w bitcoinach istnieje luka, która pozwala sprzedać dwa razy te same monety. Wśród właścicieli bitpieniądza wybuchła totalna panika. Okazało się, że z giełdy w ciągu kilku lat wyparowało 470 tys. bitcoinów. 

Jeszcze w grudniu bitcoin przeżywał chwile chwały. Jego cena sięgnęła 1,1 tys. dolarów. Wróżono mu świetlaną przyszłość. Ale tuż po zawieszeniu giełdy MtGox kurs zanurkował do 120 dolarów, czyli spadł o 90 proc. To była katastrofa. Już tydzień później okazało się jednak, że powab wirtualnej waluty nadal działa, a bitcoin przetrwał. Kurs wrócił do poziomu 650 dolarów, a rolę MtGox przejęły inne giełdy. Bitcoin jest nadal w obiegu. – To będzie rok wirtualnej waluty. Na Wall Street to jest temat numer jeden. Nawet nie wiecie, ilu bankowców przychodzi do mnie z pytaniami o bitcoina – mówi Barry Silbert, założyciel i szef Bitcoin Investment Trust. Pieniądze w bitcoina włożyły największe fundusze inwestycyjne. Wielka Brytania wycofuje się z planów opodatkowania transakcji na wirtualnym pieniądzu, a były amerykański kongresmen Ron Paul otwarcie mówi, że bitcoin może kiedyś zastąpić dolara. „Prawdziwe znaczenie technologii stojącej za bitcoinem to jej potencjał do wyprodukowania nowej, tym razem użyteczniejszej waluty, która mogłaby stanowić wyzwanie dla obecnego systemu opartego na monopolach banków centralnych. Właściwie mogłyby być wyzwaniem dla całego systemu finansowego” – przewiduje Wolfgang Munchau, wpływowy komentator „Financial Timesa”.

PIENIĄDZ CZY NIEPIENIĄDZ

– Trudno wyjaśnić, czym jest bitcoin. Jego definicja jest albo zbyt trudna do ogarnięcia, albo zbyt mętna – mówi Michael J. Casey z „Wall Street Journal”, autor bloga na temat wirtualnego pieniądza. – Bitcoin nie jest jeszcze pieniądzem, nie jest też towarem. To wirtualna waluta, kod przetrzymywany w komputerze w formie pliku. Pozwala na łatwe płatności, bo omija banki i pośredników. System jest utrzymywany przez społeczność, a każda zmiana właściciela jest odnotowywana w rejestrze transakcji – tłumaczy Casey.

Za bitcoinem nie stoi żaden rząd, firma ani organizacja, ale matematyczny algorytm. Bitcoin jest wydobywany w „kopalni”, do której może się podłączyć każdy, kto dysponuje odpowiednim sprzętem. Wydobycie bitcoina wymaga bowiem mocy obliczeniowej, która pozwoli na rozwiązanie algorytmu i „wykopanie” nowej monety. Z czasem algorytm staje się coraz trudniejszy i – jak się szacuje – około roku 2040 zostanie wykopany ostatni 21-milionowy bitcoin. Jego twórca ustawił bowiem na tym poziomie limit, zabezpieczając walutę przed inflacją. Bitcoin nie jest pieniądzem, bo nie ma emitenta, który gwarantowałby jego pokrycie np. w złocie. Z drugiej zaś strony jest podobny do klasycznego pieniądza, bo jest pewnego rodzaju umową, w której uznajemy, że – podobnie jak przypadku złota – bitcoin jest „pożądany” i ma wartość, a w dodatku jego zasoby są skończone. Jego zwolennicy do najważniejszych zalet zaliczają możliwość wykonywania właściwie bezkosztowych transakcji. Z kolei przeciwnicy zarzucają, że dzięki temu bitcoin jest albo będzie „walutą przestępców”. Pewne jest jedno: bitcoin już sporo namieszał.

Okazuje się, że dla przedsiębiorców działających w handlu detalicznym możliwość uniknięcia pośrednika jest bardziej kusząca niż ewentualne ryzyko związane z wirtualną walutą. W październiku płatności bitcoinami zaczął akceptować Overstock.com, jeden z największych sklepów internetowych w USA. Płatności bitcoinami przyjmuje już linia lotnicza Richarda Bransona Virgin Galactic, kupimy za nie internetowe gry firmy Zynga. Przede wszystkim akceptują je tysiące małych sklepów, które oszczędzają na prowizjach. Także w Polsce. Bitcoinem można zapłacić w barze dla graczy Level UP, w prywatnym przedszkolu czy w hostelu w Kostrzynie nad Odrą. Roger Wu, założyciel platformy reklamowej Cooperatize.com, tłumacząc, czemu wybrał bitcoina, wymieniał głównie koszty. – PayPal pobiera od każdej transakcji 30 centów stałej opłaty. To zabija rynek mikropłatności.

Ale jest i druga strona medalu. Transakcje nim są anonimowe. Dlatego mogą posłużyć na przykład przy handlu narkotykami, jak to było w przypadku narkotykowej giełdy Silk Road, zamkniętej w październiku przez FBI. Szacuje się, że obroty Silk Road wynosiły ponad 9 mln bitcoinów. Dziś wiemy, że twórca platformy ukrywający się pod pseudonimem Dread Pirate to Ross Ulbricht, 29-latek z San Francisco. Oszukiwał też Trendon Savers, który założył fundusz hedgingowy Bitcoin Savings & Trust. Była to piramida finansowa, a Amerykanin zdefraudował prawie pół miliona bitcoinów. To dlatego transakcje bitcoinami zawiesiła chińska wyszukiwarka Baidu, a po ostatnim krachu wycofał się z nich Apple.

BITCOINOWE KOSZYKI

„To jest bańka, nie mam co do tego wątpliwości” – mówił Robert Schiller, ekonomista z Uniwersytetu Yale, znany tropiciel baniek spekulacyjnych, który przewidział krach na rynku spółek internetowych. Według Schillera bitcoin służy głównie do spekulowania. Rzeczywiście, kurs tej wirtualnej waluty jest bardzo zmienny, ale wynika to też z tego, że jedne firmy ogłaszają, że przyjmują płatności bitcoinem, a inne się wycofują. Gdy zrobiło to Baidu, kurs bitcoina zanurkował w ciągu godziny o kilkadziesiąt procent. Schiller twierdzi, że ma pomysł, jak rozwiązać problemy bitcoina. Inspiracją jest chilijska jednostka monetarna Unidad de Fomento (UF). Jej wartość zmienia się zależnie od poziomu inflacji, a ustala ją Bank Centralny Chile. Służy do wyceny na przykład długoterminowych pożyczek. Niemal wszystkie chilijskie pożyczki są wyceniane w UF, a w dniu zapłaty konwertowane na peso. Schiller proponuje, by z bitcoinem było podobnie. Jego wartość określałby koszyk, na który składałyby się ceny typowych codziennych zakupów – byłyby koszyki dla dzieci, seniorów, studentów, a ich wartość wyliczano by na podstawie analizy milionów dokonywanych transakcji np. w dużych sieciach detalicznych. To według Schillera uodporniłoby wirtualną walutę na spekulacyjne zawirowania.

Są też pomysły, by bitcoina jakoś uregulować czy, jak proponuje inny noblista Paul Krugman, oprzeć go choćby na złocie. Bitcoin już wywołał falę naśladowców. Litecoin, PeerCoin, Namecoin, Dogecoin – to wszystko nazwy kryptowalut. W produkcję wirtualnej waluty zaangażowała się też kanadyjska mennica. MintChip to podobnie jak bitcoin zapis komputerowy, każda z monet ma swój kod, a transakcje odbywają się pomiędzy identyfikatorami, a nie osobami. Z kolei przed wirtualnymi walutami bronią się Ludowy Bank Centralny Chin czy rząd Tajlandii, które zakazały obrotu bitpieniądzem.

„Im więcej kryzysów, im więcej załamań, tym bitcoin staje się mocniejszy” – przekonuje brytyjski tygodnik „The Economist”. Jego komentatorzy uważają też, że w przyszłości pojawi się jakaś forma wirtualnego pieniądza akceptowana przez wszystkich. Na razie jest bitcoin, którego śmierć ogłoszono tym razem przedwcześnie. Kilka dni po lutowej awarii giełdy MtGox 27-letni Josh Jones z Santa Monica w Kalifornii wraz ze wspólnikiem w ciągu 12 godzin uruchomili giełdę Bitcoin Builder. Pierwszego dnia na ich platformie właściciela zmieniło 117 bitcoinów. Pod koniec lutego ten wolumen podskoczył do 5 tys. bitcoinów dziennie, giełda miała ponad 6 tys. zarejestrowanych użytkowników, a Josh Jones zebrał z prowizji ponad 1000 bitcoinów. Gdyby chciał je wymienić, dostałby 630 tys. dolarów. – Nieźle jak na 200 dolarów zainwestowanych w napisanie kodu – mówi.