Zarobić na rewolucji. Kto zyskuje na protestach?

Zarobić na rewolucji. Kto zyskuje na protestach?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto zyskuje na protestach? (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Na protestach na Majdanie Mark Zuckerberg wzbogacił się o półtora miliona dolarów. Informacja, zboże i energia nabierają wartości w niespokojnych czasach.

Podczas najgorętszych dni protestów na Majdanie tylko w ciągu godziny za pośrednictwem Twittera wysyłano ponad 10 tys. komunikatów w rodzaju: „Milicja też używa kamieni i koktajli Mołotowa. Miasto jest odcięte od świata, ale ludzie nadal są gotowi wyjść na ulice. Prezydent milczy” albo „Brak prądu w centrum Kijowa. Milicja strzela do protestujących farbą fluorescencyjną, żeby byli łatwymi celami w ciemnościach”.


Jack Dorsey, właściciel Twittera, który niedawno zadebiutował na Wall Street, mógł siedzieć w fotelu i patrzeć, jak na Ukrainie słupki popularności jego serwisu rosną w oczach. Ręce zacierał też Mark Zuckerberg. Z badań internetowej agencji Gemius wynika, że w ciągu zaledwie dwóch miesięcy od wybuchu protestów na Majdanie liczba użytkowników Facebooka wzrosła o 700 tys. Ukraińców. W tym samym czasie kurs hrywny topniał w oczach, a na rosyjskiej giełdzie trwała regularna panika. Warszawski parkiet do dzisiaj zalicza spadki, złoty słabnie. Straty widać gołym okiem. Są jednak i tacy, którym przez konflikt na Ukrainie wpadnie do portfela sporo gotówki.



Bogatsze podziemie

Hromadśke TV to jeden z sześciu niezależnych projektów medialnych, które powstały zaraz po wybuchu protestów na Ukrainie. Ruszył z małym budżetem, prowizorycznym studiem i skromnym sprzętem. Do oglądania nie w telewizorze, ale za pośrednictwem YouTube. Założyło go 15 ukraińskich dziennikarzy. Miał wystartować już we wrześniu, jednak pierwszy materiał nadano 22 listopada. Dokładnie dzień po tym, jak Wiktor Janukowycz odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Dwa dni później kilka filmików z Hromadśke TV miało 761 tys. wyświetleń. Do dzisiaj materiały zamieszczone na kanale zobaczyło już ponad 34 mln osób. – Utrzymujemy się z dotacji ambasad USA i Holandii. Część środków udało nam się zebrać od zwykłych ludzi. W sumie w przeliczeniu na złote to ponad 690 tys. zł. O zyskach nie będziemy rozmawiali – urywa rozmowę jeden z pracowników telewizji. Relacje kilkunastu dziennikarzy Hromadśke TV wyświetlają wszystkie największe stacje telewizyjne na świecie. Podobny sukces odniósł kanał Espreso TV. – Zdecydowaliśmy, że wszystkie inne media mogą bezpłatnie wykorzystywać nasze materiały. To był nasz wkład w rewolucję – mówi Mykoła Kniażycki, właściciel stacji. Miała być zwykłym kanałem telewizyjnym, ale władze odmówiły przyznania koncesji. Pozwolenie udało się uzyskać na Łotwie, jednak tylko co czwarty Ukrainiec ogląda telewizję satelitarną, więc skorzystano z internetu. – Przy tak małych wydatkach mamy szansę zbudować opłacalny finansowo projekt, którego głównym źródłem dochodu będą reklamy. Nie mamy rozdmuchanego budżetu. Utrzymujemy się za 150 tys. dolarów miesięcznie – tłumaczy Kniażycki. Do tej pory materiały Espreso TV wyświetliło ponad 7 mln osób.

– Wydarzenia w Kijowie szczególnie sprzyjały nowym medialnym projektom. Telewizje i gazety kontrolowane przez oligarchów w jednej chwili przestały być wiarygodnym źródłem informacji dla Ukraińców. Na tej fali kanały internetowe, które na żywo relacjonowały wydarzenia z Majdanu, zyskały dużą popularność – mówi Aleksiej Leszczenko, wiceprezes ukraińskiego Instytutu Gorszenina.

Dolara za konto

Ta sama fala zapotrzebowania na media niezależne od władzy przyniosła na Ukrainie popularność amerykańskim serwisom społecznościowym. Jeszcze w październiku Ukraińcy spędzali na Twitterze średnio 39 minut dziennie, już w styczniu tego roku – około półtorej godziny. Ale ważniejszą rolę odegrał portal Zuckerberga. Za jego pośrednictwem protestujący przekazywali sobie praktyczne informacje. „Pisano, gdzie można dostać darmową herbatę albo ciepłe miejsce do spania. Doradzano sobie, jak uniknąć prowokacji ze strony służb porządkowych albo jak trafić do wyznaczonego punktu zbiórki” – piszą w specjalnym raporcie profesorowie z New York University.

Według ich badań już w kilkanaście dni po wybuchu protestów ponad 125 tys. osób polubiło ukraiński fanpage Euromajdanu. Dzisiaj jest ich dwa razy więcej. W większości to nowi użytkownicy Facebooka, którzy do tej pory korzystali z rosyjskich serwisów społecznościowych. – Facebook już od kilku lat jest obecny w świadomości użytkowników internetu na rynkach wschodnich. Jego rosyjski konkurent wKontaktie nadal wygrywa pod względem popularności, ale Mark Zuckerberg już niebawem może prześcignąć lokalnego gracza. Wynika to również z ograniczeń językowych wKontaktie, które jest skierowane do użytkowników posługujących się rosyjskim. Jeżeli internauta z Rosji chce się komunikować z resztą Europy, musi korzystać z Facebooka – tłumaczy ekspert firmy Gemius Paweł Mazurek. Według najnowszych danych Facebooka przychód z jednego użytkownika wynosi 2,14 dolara. Pieniądze pochodzą głównie od firm, które używają prywatnych danych fejsbukowiczów, żeby skroić idealnie dopasowaną pod nich reklamę. Za 700 tys. osób, które dołączyły przez pierwsze dwa miesiące protestów, Zuckerberg może więc zgarnąć 1,5 mln dolarów.

Nieco gorzej wygląda to w przypadku Twittera, który z jednego użytkownika wyciąga średnio dolara przychodów. Według badań Gemiusa od listopada do stycznia tego roku na Ukrainie założono 671 tys. nowych kont. Tyle dolarów zgarnie więc Twitter.

Spichlerz do opróżnienia

Zamknięte porty w Odessie i Sewastopolu, zapasy ukraińskiego zboża, które pozostaną w silosach, blokada eksportu do Unii Europejskiej – tak może wyglądać najczarniejszy scenariusz dla Ukrainy, jeśli konflikty przybiorą na sile. Posępny nastrój ogarnia też inwestorów na paryskiej giełdzie MATIF, w mekce handlowców surowcami rolnymi. To tam się decyduje, ile zapłacimy w sklepie za bochenek chleba lub butelkę oleju. W ciągu tygodnia cena za tonę pszenicy podskoczyła w Paryżu o rekordowe 6 proc. Podobnie było z kukurydzą i innymi płodami rolnymi. – To są bardzo duże wzrosty. Jeżeli podwyższone ceny utrzymają się przez kilka następnych tygodni, zdążą się przełożyć na ceny detaliczne żywności – mówi Michał Koleśnikow, analityk z Banku BGŻ.

Ukraina odgrywa ważną rolę w światowym handlu żywnością. Według Departamentu Rolnictwa USA w zeszłym sezonie Ukraina wyeksportowała ponad 31 mln ton zbóż, co daje jej tytuł trzeciego światowego eksportera zaraz po Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Co by się stało, gdyby tak wielki gracz został zablokowany w wyniku konfliktu? Zdaniem Koleśnikowa najbardziej mogą na tym zyskać producenci zbóż zlokalizowani wokół Morza Czarnego i w Unii Europejskiej. – W tym znacząco Rosja, bo jest to najbliższy konkurent Ukrainy. Również ma dostęp do Morza Czarnego, skąd statkami eksport trafia do Afryki Północnej, na Bliski Wschód i do Europy Południowej, czyli na rynki do tej pory opanowane w znacznej mierze przez ukraiński eksport. Ten, choć w znacznie mniejszej skali, częściowo mogłaby zastąpić również Polska – mówi analityk.

Jednak nawet bez tego z podwyżki cen zbóż będą mogli się cieszyć nasi rolnicy. Zresztą już są zadowoleni producenci silosów zbożowych i suszarni. Daniel Janusz, prezes dolnośląskiego producenta elewatorów Feerum, uważa, że wydarzenia na Ukrainie przyczynią się do zwiększenia zapotrzebowania na silosy. Jego zdaniem rolnicy spodziewają się dalszego wzrostu cen, więc opłaca im się przechowywać plony w elewatorach, żeby sprzedać je za jakiś czas drożej. Jednak zyski z ukraińskiego konfliktu mogą trafić również do największych gigantów światowego biznesu.

Kasa z rury

Do Europy przez Ukrainę płynie codziennie ponad 200 mln m sześc. gazu. Największymi odbiorcami są Niemcy, Włosi, Polacy i Brytyjczycy. UE jest w 40 proc. uzależniona od rosyjskiego gazu, choć są takie kraje jak Słowacja, która może liczyć tylko na Rosjan. Rosjanie nadal pozostają największym na świecie eksporterem gazu, ale ostatnio w wielkości produkcji prześcignęli ich Amerykanie, głównie dzięki sprawnemu wydobyciu gazu z łupków. Chociaż USA na razie nie mogą eksportować swojego gazu, urzędnicy z Departamentu Stanu, wspierani przez republikanów i koncerny energetyczne, jak ExxonMobil, dwoją się i troją, żeby przyspieszyć prace nad zniesieniem zakazu. Eksperci przewidują, że amerykański gaz może popłynąć do Europy już w przyszłym roku. A to nie wszystko.

Stany Zjednoczone chcą wydobywać gaz z łupków również na terenie Ukrainy. Nic dziwnego, skoro nasz wschodni sąsiad siedzi na jednej czwartej światowych zasobów tego surowca. Pod koniec zeszłego roku Chevron podpisał z Ukraińcami umowę na wydobycie gazu z łupków w dwóch zachodnich obwodach Ukrainy. Zasoby są tam szacowane na 3 bln m sześc. (dla porównania, wszystkie polskie łupki kryją 5,3 bln m sześc. gazu). Podobne kontrakty podpisały również amerykański ExxonMobil i holendersko-brytyjski Shell. – Kryzys na Krymie zapowiada nową erę amerykańskiej dyplomacji energetycznej – krzyczał kilka dni temu w nagłówku „New York Times”. Wraz z eskalacją konfliktu po raz kolejny pojawiły się obawy, że Rosja zacznie szantażować Europę Zachodnią odcięciem gazu. Niektóre państwa są już zmęczone humorami Rosjan, więc konflikt na Ukrainie może skłonić Europę do skorzystania z amerykańskiego eksportu.

W zakręcenie kurka z gazem nie wierzy jednak Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw. Jego zdaniem na całym konflikcie nie zyskają wcale Amerykanie, których gaz, o ile w ogóle, może trafić do Europy dopiero za kilka lat. – Najlepiej wyjdą na tym Niemcy, bo mają umowę partnerską z Rosją. Nie ma nawet co liczyć na realizację pomysłu naszego premiera, który marzy o wspólnych zakupach gazu przez wszystkie kraje unijne, żeby się odciąć od Rosjan. Niemieckie firmy inwestują w Rosji, a rosyjskie – w Niemczech, i obie strony na tym dobrze wychodzą. Zachodni biznes na pewno się nie zgodzi na taką konfrontację z Rosjanami – mówi Szczęśniak. Czy na ukraińskim konflikcie zyskają kolejni gracze, okaże się w najbliższych tygodniach. Rosyjska armia koncentruje coraz większe siły na wschodniej granicy. Sytuacja na Krymie ciągle się zaostrza.

  Cały tekst ukazał się w tygodniku  "Wprost" (num. 12) .

Najnowszy numer "Wprost" od poniedziałku rano będzie dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" będzie  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.