Kaźmierczak dla "Wprost": Wilczek-Kieżun 10:0. Do przerwy

Kaźmierczak dla "Wprost": Wilczek-Kieżun 10:0. Do przerwy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cezary Kaźmierczak (fot. AREK MARKOWICZ)
Wybrałem się w te wakacje na Bałkany – między innymi do Serbii. Dotąd byłem przekonany, że istniały trzy drogi wychodzenia z komunizmu: (1) nasza, środkowoeuropejska, polegająca z grubsza na tym, żeby sektory skoncentrowane sprzedać Zachodowi lub zatrzymać jako państwowe, a sektory rozproszone rozprzedać obywatelom, (2) rosyjsko-ukraińska – ukraść z kolegami wszystko – oraz (3) Azji Centralnej – ukraść wszystko z rodziną.

Po wizycie w Serbii muszę jednak zweryfikować ten pogląd. Istniała też czwarta droga – serbska, którą ochoczo lansują np. prof. Kieżun czy prof. Bożyk. Obaj zresztą entuzjaści PRL – dziesiątej gospodarczej potęgi świata według Edwarda Gierka, z której w 1989 r. nie było czego zbierać. Obaj też brylują wśród „wyborców antysystemowych”, wmawiając im, że istniała rzekomo jakaś „trzecia droga”.

Jeśli istniała, to została wdrożona w Serbii. Niemal półtorej godziny chodziłem w Belgradzie, w ścisłym centrum, tuż obok zbombardowanej siedziby MSZ znajdującej się w każdym przewodniku, w poszukiwaniu restauracji. Znalazłem jedną! Obok niej mężczyzna w średnim wieku na stoliku turystycznym sprzedawał mazaki na sztuki!

Na początku transformacji Serbia była znacznie bogatsza od Polski – dzisiaj jest znacznie biedniejsza. To efekt wdrożenia w praktyce rad profesorów Bożyka i Kieżuna. Serbowie dzielnie i z godnością niczego nie sprzedali za bezcen obcemu kapitałowi, wszystkie srebra rodowe zachowali w rękach serbskich – i „wszystko” zbankrutowało. Widowiskowo. Przede wszystkim właśnie sektory skoncentrowane (w uproszczeniu wielkie firmy i fabryki).

Nie trzeba do tego nawet studiować żadnych ksiąg i danych – wystarczy się przejechać przez kraj, żeby zobaczyć ruiny upadłych fabryk. I rzecz jeszcze gorszą – ładne domy, symbol względnego bogactwa z dawnych lat, nieremontowane od 25 lat. Jakakolwiek ręka w ciągu 25 lat dotknęła może jeden na kilkaset domów.

W 1989 r. PKB per capita w Polsce wynosił 1700 dolarów, w 1993 r. w Serbii – 3000 dolarów – prawie dwa razy więcej. Jak to się ma po ponad 20 latach aplikacji „trzeciej drogi” prof. Kieżuna? W 2014 r. PKB per capita w Polsce wyniósł 25 100 dolarów, w Serbii – 13 300. My wzrośliśmy niemal 15 razy! Serbowie – 4,5 razy! To jest cena fantastyki ekonomicznej.

Oczywiście – była tam wojna, były sankcje. Nie zmienia to jednak faktu, że punkt startowy Serbów był znacznie lepszy niż nasz, a wynik osiągnęli znacznie gorszy.

Serbia to kraj Wielkiej Smuty z niemal 20-procentowym bezrobociem, w którym ceny w okresie październik 1993 – styczeń 2015 wzrosły o pięć kwadrylionów procent! To widać nawet po zwykłych, smutnych ludziach. Widać tym bardziej w zestawieniu z energią, która bije z sąsiednich krajów: Albanii, Chorwacji czy Kosowa. W Albanii czy Kosowie trudno znaleźć dom, w którym parter nie jest przeznaczony na biznes, a trzeba pamiętać, że w Albanii w zasadzie wszystko jest nowe!

Nie znam się na Bałkanach, nie wnikam w spory polityczne – piszę o tym, co widziałem na własne oczy i co widać w rocznikach statystycznych. Nie jest trudno odróżnić cmentarz od bazaru. Transformację w Europie Środkowej, w tym i w Polsce, można było zrobić lepiej, ale inaczej? Przykład Serbii pokazuje, że raczej nie, i całe szczęście, że architekci tej zmiany – szczególnie na przełomie lat 90. – słuchali Wilczka i Balcerowicza, a nie Kieżuna i Bożyka z ich żałosnymi fantazjami i żalami, że naród nie docenił ich Gierkowskiej dziesiątej potęgi gospodarczej świata.

* Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców

Cały artykuł opublikowany jest w 42/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.