Legenda wolnej Polski

Legenda wolnej Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie wystarczy dostać niepodległość, trzeba jeszcze być niepodległym

Gdyby Polacy znali swoją historię odzyskania niepodległości i odradzania się Polski, najpewniej czciliby tę wielką rocznicę na kolanach. Bo tak należy czcić cud, zdarzenie niewytłumaczalne, niezrozumiałe dla ludzkiego umysłu i w żaden sposób nieprzewidywalne. Gdyby znali i rozumieli swoją historię, wiedzieliby, że w ową niepodległość, z której dzisiaj są tak dumni, przed 90 laty wcale nie wierzyli i być może wcale jej już nie potrzebowali.

Opowieść o polskim narodzie, podzielonym i rozdartym przez trzech zaborców, a jednocześnie solidarnym i połączonym wspólną walką i wspólną modlitwą o Polskę, być może jest tylko legendą. Jedną z wielu legend, w których lustrze kochamy się do dzisiaj przeglądać. W ówczesnym świecie nikt się za nami specjalnie nie ujmował ani nikt za Polską na mapie świata specjalnie nie tęsknił. Jak to się zatem stało, że jednak odzyskaliśmy Polskę?

Wynarodowiony naród

Byliśmy narodem rozbitym, skonfliktowanym i po ponadstuletniej niewoli mocno wynarodowionym. Oczywiście, gdzieś z dala od Polski powstawały programy „obrony czynnej", jakieś instytucje Skarbu Narodowego budowanego z myślą o przyszłej niepodległości, ale tak naprawdę po powstaniu styczniowym, jak pisał Roman Dmowski, idea niepodległości straciła sens, bowiem „wszelkie działania przedsiębrane w tym kierunku byłyby tylko zabójstwem sił własnych". Podobnie, choć z innych powodów, o niepodległości nawet nie wspominali lewicowi rewolucjoniści w rodzaju Róży Luksemburg czy Juliana Marchlewskiego. Jeśli w ich wyobraźni pojawiała się już jakaś Polska, to – podobnie jak w wyobraźni Dmowskiego – wyłącznie w ramach wielkiego państwa rosyjskiego. Na mocy niepojętego paradoksu historii w odrodzenie Polski, „która dwudziestoma milionami bohaterów odgrodzi Azję, by azjatyckie barbarzyństwo pod wodzą Moskali nie spadło na Europę", wierzył natomiast gorąco Karol Marks, człowiek, którego niebawem miało ono wynieść na sztandary.

Problem z polską niepodległością polegał także na tym, że jeśli już się pojawiali jej orędownicy i bojownicy, to na polskiej ziemi spotkać się musieli nie tylko z armią i policją zaborców, ale wcześniej także z rodzimym polskim wrogiem politycznym, który nie wierzył w niepodległość i który jej sobie nie życzył.

Przyjazna niewola

Nikt nie odważył się postawić pytania o to, czy gdyby niewola i zabory potrwały jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat, byłoby wówczas jeszcze co z Polski zbierać? Nieodżałowany profesor Jerzy Łojek napisał kiedyś: „Przez cały wiek XIX i nawet część XX społeczeństwo polskie swojej niepodległości wcale się realnie nie dobijało. Gdyby naród polski w latach niewoli rzucił na szalę niepodległości znaczącą część swego majątku narodowego i swojej narodowej siły, to by po prostu tę niepodległość odzyskał!". Można w tym miejscu przypomnieć wizytę w Warszawie cara Mikołaja II. 1 września 1897 r. na ulice miasta wyległy dziesiątki tysięcy ludzi. Na trasie przejazdu najjaśniejszego pana ludzie bez opamiętania bili brawo i wznosili okrzyki zachwytu. Warszawa w darze swemu monarsze zebrała milion rubli w złocie. Łaskawy car przeznaczył go na gmach Politechniki Warszawskiej. A w zamian za obywatelską, polską zgodę na wzniesienie w Wilnie pomnika hrabiego Michaiła Murawjowa wyraził łaskawą zgodę na wzniesienie pomnika Adama Mickiewicza w Warszawie.

Nasi odchodzą

Ówczesne społeczeństwo było niechętne jakimkolwiek zmianom zarówno w zaborze rosyjskim, jak i w Galicji, gdzie nie na złotej tacy przecież zapisywano adresy do Franciszka Józefa: „Przy Tobie Najjaśniejszy Panie stoimy i stać chcemy". A chłopcy z Pierwszej Kadrowej Piłsudskiego, którzy na dźwięk wojny z nadzieją na wywołanie powstania wkroczyli do Królestwa, usłyszeli przekleństwa, złorzeczenia i odgłos szczelnie zamykanych drzwi i okien. „Nie trzeba nam od was uznania" – do dziś śpiewa za legionami Piłsudskiego cała Polska, nie rozumiejąc, że to słowa gorzkiego oskarżenia dla narodu. „W momencie odrodzenia – uczciwie, jak żaden inny historyk, zapisał Jerzy Łojek – społeczeństwo polskie skorzystało ze skutków czynu i ofiary nikłej mniejszości kilku pokoleń". Rzecz bowiem nie tylko w tym, że ludzie, którzy tak niechętnie witali w Królestwie chłopców Piłsudskiego, bali się i nie chcieli wojny czy nowego powstania. Rzecz w tym, że ci sami ludzie, w tych samych dniach sierpniowych 1914 r. na apel Wielkiego Księcia Mikołaja Mikołajewicza, który ogłosił, że „nadeszła godzina zmartwychwstania narodu polskiego i braterskiego pojednania się z wielką Rosją”, do formowanego w Warszawie i Puławach legionu puławskiego zgłosili się w liczbie 4 tysięcy ochotników. Gdy 5 sierpnia 1915 r. rosyjskie wojska opuszczały Warszawę, wielu płakało, tłumy lamentowały, kobiety całowały kozackie buty. I krzyczano: „Boże, ratuj nas, nasi odchodzą”. Jak to się stało, że jednak odzyskaliśmy tę Polskę? Odpowiedź jest najpewniej zapisana w wielu polskich życiorysach. Choćby Ignacego Paderewskiego, genialnego polskiego muzyka i kompozytora, którego wiara w Polskę uczyniła ambasadorem jej niepodległości. Setkom koncertów wielkiego pianisty towarzyszyły setki przemówień poświęconych polskiej sprawie. Okazał się talentem politycznym równie wielkim jak wcześniej muzycznym. Agitował, zbierał ogromne środki finansowe na pomoc dla cierpiącej wojnę Polski, prowadził własną, prywatną dyplomację, przekonując do sprawy polskiej polityków francuskich, włoskich, brytyjskich czy amerykańskich. To jego wyłączną zasługą było zjednanie dla Polski prezydenta Stanów Zjednoczonych Woodrowa Thomasa Wilsona. To pod wpływem Paderewskiego prezydent Wilson w styczniu 1918 r. ogłosił światu swe 14 punktów, w których ujmował powojenny program pokojowy. Punkt 13. głosił, iż „należy stworzyć niezawisłe państwo polskie, które winno obejmować terytoria zamieszkane przez ludność niezaprzeczalnie polską, a któremu należy zapewnić swobodny i bezpieczny dostęp do morza i którego niezawisłość polityczną i gospodarczą oraz integralność terytorialną należy zagwarantować paktem międzynarodowym”.

Można powątpiewać, czy bez amerykańskiego głosu i nacisku odzyskalibyśmy niepodległość. Przekonany przez Paderewskiego prezydent Wilson wierzył, że świat zasłużył na sprawiedliwość. W ostatnim punkcie swego programu amerykański prezydent wzywał do powołania Ligi Narodów, instytucji międzynarodowej zdolnej do przewodzenia światu, który dzięki temu uniknie na zawsze wojen i konfliktów. Konferencja pokojowa w Wersalu, jak wiadomo, uwzględniła życzenia amerykańskiego prezydenta. Powstała niepodległa Polska i inne niepodległe państwa. Powstała także Liga Narodów. Wielkim przegranym tej historii stał się sam prezydent Wilson, bowiem Kongres Stanów Zjednoczonych nie ratyfikował „jego" traktatu wersalskiego, co więcej – nie zgodził się na przystąpienie USA do Ligi Narodów.

Geniusz Piłsudskiego

Prawda o źródłach polskiej niepodległości, o jej twórcach i rzeczywistych zasługach, musi zawierać wielki rozdział poświęcony pamięci Józefa Piłsudskiego. Jedynego z polskich polityków i przywódców, dla którego niepodległość zawsze była nadrzędnym, najważniejszym celem. I nie tylko dlatego, że był twórcą i przywódcą wielkiego ruchu niepodległościowego – czy to Organizacji Bojowej PPS, czy to w Związku Strzeleckim i Drużynach Strzeleckich, czy to w Legionach, czy Polskiej Organizacji Wojskowej. Wielkość Piłsudskiego, niewątpliwa i oczywista nawet dla jego wrogów w latach walki, ujawniła się w listopadzie 1918 r. W tych dniach, gdy w odzyskanej Polsce, bez granic i administracji, bez władzy i służby porządkowej, prawie bez wojska, w Polsce wstrząsanej manifestacjami rewolucyjnymi, zagrożonej prawie stutysięczną zdemoralizowaną armią niemiecką, w Polsce skłóconej politycznie, w której każdy polityk i każdy powiat widział kraj inaczej, jednak zdołał ustanowić rządy, ewakuować niemieckie wojsko, uspokoić nastroje społeczne, wreszcie spacyfikować różne ośrodki władzy, by jedna Polska zaczęła mówić jednym głosem.

Zdołał Piłsudski stworzyć polski Sejm, polską armię i ocalić polską niepodległość. Dzisiaj nikt już nie pamięta i nikt już nie rozumie, że w 1918 r. były takie narody, które – jak choćby Ukraina – podobnie jak my otrzymały niepodległość. Pewniejszą niż nasza. A jednak oni nie potrafili jej wówczas ocalić. Okazuje się, że nie wystarczy dostać niepodległość, trzeba jeszcze być niepodległym.

Więcej możesz przeczytać w 46/2008 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.