Sprawa Mackiewicza

Sprawa Mackiewicza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nikt się tego nie spodziewał. To przecież nie był żaden ówczesny idol, żaden aktor Żabczyński, żaden Dołęga-Mostowicz, żaden Wieniawa-Długoszowski. To był tylko dziennikarz, redaktor prowincjonalnego wileńskiego „Słowa”. Ani specjalnie ładny, ani specjalnie miły w obyciu. A jednak gdy 70 lat temu, 22 marca 1939 r., aresztowano Stanisława Cata-Mackiewicza, cała Polska zawrzała.

Studenci, spodziewając się, że będą próbowali wywieźć Mackiewicza z miasta, zablokowali wileński dworzec. Grupy młodzieży wyległy na ulice. Zaczynały się demonstracje. Całą Polskę ogarnął ruch protestu przeciwko represjonowaniu dziennikarza za głoszenie poglądów niewygodnych dla władzy. Ziarno demokracji rzucone w 1918 r. na polską ziemię wschodziło w tych dniach najpiękniejszym swoim owocem. Protestowali posłowie w Sejmie i grupa niezależnych senatorów. Protestowały syndykaty i środowiska dziennikarskie w Wilnie, Warszawie i Krakowie. Protestował gen. Lucjan Żeligowski i były premier Aleksander Prystor.

Dookoła świat tlił się już żarem zbliżającej się wojny. Niemcy zajmowali Kłajpedę, tworzyli Protektorat Czech i Moraw, rozlokowywali oddziały w Słowacji wzdłuż południowych granic Rzeczypospolitej. My, Polacy, przeprowadzaliśmy właśnie częściową mobilizację i rozpoczynaliśmy na gwałt opracowy- wanie planów wojny obronnej z Niemcami, a tu nagle najważniejsza w Polsce okazała się sprawa jakiegoś dziennikarza z Wilna, którego rząd zdecydował się zamknąć w obozie w Berezie Kartuskiej.

Cat-Mackiewicz nie był jakimś tam dziennikarzem. Był tym, który ze „Słowa", prowincjonalnej gazety, uczynił najważniejszy tytuł w Polsce, przez wszystkich czytany i przez wszystkich dyskutowany. To był piłsudczyk, były żołnierz POW. To on odważał się pisać: „Uważam za konieczne zniesienie w legalnej drodze ustawodawczej obozu koncentracyjnego w Berezie. W Polsce istnieje kodeks karny, jeśli przewidziane w nim kary za niektóre przestępstwa są za łagodne, można je ustawowo zaostrzyć. Ale współżycie systemu sądów jawnych i trójstopniowych z dodatkowym, jak gdyby i ekstraordynaryjnym wymiarem sprawiedliwości przez administrację nie wydaje mi się stosowne". A teraz sam trafiał do Berezy.

Mackiewicz wierzył i pisał, że trafił do Berezy za artykuł o motoryzacji i podrywanie zaufania do władz wojskowych: „Chodziłem przed wojną od oficera do oficera i mówiłem, że wojna może być albo obronna, albo ruchoma. Wojna ruchoma jest nie do pomyślenia bez motoryzacji i nie jest do pomyślenia przeciwko nieprzyjacielowi o tak przeważających siłach jak Niemcy. Wobec tego pozostaje wojna fortyfikacyjna. Na jakiej linii będziemy się bronić? Na to mi odpowiadano: – Tajemnica wojskowa. Albo: – Pan się na tym nie zna".

Człowiek, który kazał Cata wsadzić do Berezy, premier, gen. Felicjan Sławoj-Składkowski, tłumacząc się z tego faktu wiele lat po wojnie, stwierdzał: „Uważałem, że artykuły Stanisława Mackiewicza w ?Słowie? wileńskim, wynoszące przewagę wojenną Hitlera i żądające wystawienia przez nas dywizji pancernych, których wystawić nie mogliśmy, zdążały do urobienia nastrojów o szkodliwości naszego oporu wobec potężnych Niemiec, a co za tym idzie konieczności pertraktacji i ustępstw. (…) Jako szef rządu przedwrześniowego uważałem, że z faktu, iż nie byliśmy w stanie uzbroić naszego narodu fizycznie, nie wynikało, by dopuścić do jego psychicznego rozbrojenia".

W wielkim polskim sporze o to, czy bić się, czy nie bić, wyjaśnienie polityka nakazującego zamknąć do więzienia pismaka tylko za to, że pisze prawdę i ostrzega przed nieuchronną klęską, wydaje się warte przypomnienia. Podobnie jak dawno już wypróbowane metody ośmieszania, wyszydzania i poniżania ludzi, którzy ważą się mieć inne zdanie od naszego i ośmielają się wypowiedzieć je publicznie. „Macie też o kogo się ujmować – powiedział prezydent Ignacy Mościcki do grupy profesorów dopominających się zwolnienia Mackiewicza – to zawalidroga, mocny w gębie i zuchwały w piórze, a w gruncie rzeczy tchórz. Przywieziony do Berezy płakał, składał się i korzył, obiecywał wycofać się ze „Słowa".

Kilka lat później inny polski przywódca, premier gen. Władysław Sikorski, w Londynie wypowiedział podobną opinię: „Stanisław Mackiewicz to egoista, warchoł, paszkwilista. Dla swoich żądz, dla swoich celów gotów poświęcić prawdę, uczciwość, gotów atakować bez sensu, napadać, opluwać, a potem nagle wycofać się ze swego stanowiska i udawać, że ma rację". Jadwiga Karbowska zapisała w swych wspomnieniach rozmowę między Mackiewiczem a Sikorskim: „Żąda pan, żebyśmy nie interweniowali w sprawie losów tysięcy Polaków osadzonych przez Stalina w łagrach i więzieniach, bo na to przyjdzie odpowiednia pora. Ale, czy mogę zapytać, kiedy? Przecież tamci przez ten czas zdychają z głodu, zżerani przez wszy, szkorbut, kurzą ślepotę. Skąd ta pewność, że przetrzymają, że dożyją, zanim Anglicy zechcą sobie łaskawie przypomnieć o ich istnieniu, jeśli w ogóle przyjdzie im na to ochota?" – mówił Cat. „Pan mi utrudnia dogadanie się z Anglikami” – ripostował Sikorski.

Mackiewicz miał rację. Gdy po latach śledzi się jego myśli, jego prognozy i przewidywania, jego ostrzeżenia i przestrogi, nie ulega wątpliwości, że w setkach i tysiącach spraw miał rację. Także w tych najważniejszych, jak sprawa Katynia. Latem 1942 r. na łamach nowojorskiego polonijnego „Nowego Światu" ogłosił Mackiewicz artykuł o obozach jenieckich w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Ujawniając, że jeńcy z tych obozów, oficerowie polscy, zaginęli, że rodziny w kraju nagle straciły z nimi wszelki kontakt listowny, wyraził podejrzenie, że wszyscy oni zostali wymordowani. „Podałem tam – pisał później – te same cyfry, które dopiero teraz rząd polski ogłosił, już po ogłoszeniu przez Niemców wiadomości o Smoleńsku. Jak wynika z wynurzeń ostatnich tygodni, rząd polski świadom był tych cyfr już od grudnia 1941 roku, ale je ukrywał i zatajał przed polską, angielską i amerykańską opinią publiczną (…). Stawiam zarzut rządowi polskiemu, że sprawę zaginionych oficerów podniósł dopiero po rewelacjach niemieckich, a nie wcześniej".

Czy gdyby, jak przekonywał Mackiewicz, sprawa Katynia z polskiej inicjatywy stanęła na wokandzie świata w 1942 r., doszłoby do sowieckiego szantażu i zerwania stosunków z Polską? Czy doszłoby do Teheranu i Jałty, i całej dalszej smutnej polskiej historii? Tymczasem do londyńskiego mieszkanka Mackiewicza, tak jak cztery lata wcześniej w Wilnie, zapukała policja. – Dlaczego pan tak nie lubi Związku Sowieckiego? – zapytali. Oczywiście, nie przyszli z własnej woli. Przyszli na polece- nie władz polskich. Sikorski, nie mogąc zesłać Mackiewicza, który od 1940 r. był poza wojskiem, do obozu na wyspie Bute, próbował zamknąć mu usta więzieniem. Tym razem nie było jednak już kolejnej Berezy. Anglicy, cokolwiek by o nich sądzić, nie zamykali ludzi za poglądy. To przecież oni stworzyli i do dziś przypominają jedną z podstawowych zasad wolności: „Nie zgadzam się z ani jednym twoim poglądem. Nie podzielam żadnej z twoich idei. Ale oddam życie za to, byś mógł swobodnie je głosić".

Szczerze mówiąc, historia zamknięcia Mackiewicza w Berezie jest w wielkiej części sprawą medialną. Mackiewicz siedział tam ledwie 17 dni. Władze przerażone reakcją społeczną szybko zaczęły się wycofywać. Pierwszy był podobno Beck i Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Ogłosiło ono komunikat, że nie ma nic wspólnego z tym aresztowaniem i że kocha Cata. Potem podobno Śmigły, nieoficjalnie, poufnie, jednak okazał swoje niezadowolenie z powodu represjonowania Mackiewicza. Pod pretekstem choroby, ataku wyrostka robaczkowego czy może woreczka żółciowego, szybko wypuszczono publicystę z obozu.

Tym szybciej, że w 2 kwietnia 1939 r. w niejasnych, tajemniczych okolicznościach popełnił w Warszawie samobójstwo przyjaciel i jedyny legalny następca Piłsudskiego Walery Sławek. Tylko nieliczni wiedzieli o tym, że na biurku, przy którym Sławek strzelił sobie w głowę, leżało rozłożone wileńskie „Słowo" z którymś z artykułów Stanisława Cata- Mackiewicza ze starannymi podkreśleniami Sławka. Podobno nigdy nie udało się dojść, co to był za artykuł i czy jego treść mogła mieć jakikolwiek związek z samobójstwem polityka. Sam Mackiewicz, jak mi wiadomo, nigdy nie wypowiedział się w tej sprawie. Być może nawet o tym nie wiedział.

W komentarzu do tej dziwnej historii o wielkim polskim dziennikarzu, aresztowanym i zamkniętym w obozie, inny wielki polski dziennikarz Ksawery Pruszyński napisał wówczas: „Rzecz jasna, że takie pojmowanie dziennikarstwa nie zawsze bywa wygodne. – Nigdy nie wiadomo, co taki napisze – wzdychają redaktorzy polityczni. To prawda, że nie wiadomo. ?Taki? sam zwykle nawet nie wie. Taki, rzecz jasna, może i w tym, co pisze, nieraz się mylić, coś mimo woli zaniedbać, coś przecenić. Ale ?taki? przynajmniej świadomie i celowo mylić siebie i innych nie chce. ?Taki? już ma głupią, niepopłatną w naszych czasach ambicję. Żeby wprawdzie nie wiedziano, co tam znowu napisze, ale żeby wiedziano, że nigdy nie napisze nieprawdy".

Więcej możesz przeczytać w 11/2009 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.