Prawa pięta generała

Prawa pięta generała

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak się naukowo okazało, nie było żadnego puczu na Gibraltarze. Badania Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Johna Sehna w Krakowie jednoznacznie wykazały, że generał broni Władysław Sikorski, polski przywódca, premier i naczelny wódz, 4 lipca 1943 r. poniósł śmierć na Gibraltarze w wyniku katastrofy lotniczej.

Tym samym takie pojęcia, jak zamach, sabotaż czy pucz na Gibraltarze jako brednie z zakresu spiskowej teorii dziejów można włożyć między bajki i czarne legendy historii. A wątpliwości zgłaszane w ciągu 65 lat przez dziesiątki badaczy muszą dziś wobec jednoznacznej wymowy faktów zamilknąć.

Krakowscy badacze dowodzą, że charakter obrażeń generała świadczy o tym, iż odniósł je człowiek żyjący. Wyrostki poprzecznych kręgów lędźwiowych łamią się wskutek nagłego skurczu mięśni lędźwiowych. A więc skoro uległy złamaniu, Sikorski musiał w tym momencie żyć. Tym samym spekulacje na temat wcześniejszej śmierci generała i o zmistyfikowanej katastrofie można wrzucić do kosza na historyczne śmiecie.

Prawdopodobnie do tego samego kosza trafią także inne hipotezy i dokumenty. Na przykład odtajniony raport sir Burke’a Trenda z 1969 r. Powstał on na polecenie brytyjskiego premiera, sir Harolda Wilsona, który z niepokojem śledził prace niemieckiego pisarza Rolfa Hochhutha, oskarżającego Churchilla o śmierć Sikorskiego. Podobny niepokój premiera budziły ustalenia historyka Davida Irvinga, który w 1976 r. kończył śledztwo tezą o zabójstwie politycznym dokonanym na gen. Sikorskim. Irving ujawnił fakty tak niewygodne, jak „życie po życiu" ofiar rzekomej katastrofy. Wilson zlecił tajne śledztwo, które miało ustalić prawdę.

Dokumenty komisji śledczej prowadzącej prace na Gibraltarze w 1943 r. uznano w Anglii po wojnie za „ośmieszające" dowództwo RAF i próbowano powstrzymać ich publikację. Inaczej niż w Polsce, gdzie dla kilku wybitnych umysłów akademickich do dziś stanowią one katechizm wiedzy o ka- tastrofie gibraltarskiej. Uznano, że śledztwo niczego nie wyjaśnia, a przeciwnie – stara się ukryć prawdę. Prawdę o oczywistym sabotażu. Sformułowano to tak: „Stanowcze słowa podsekretarza stanu ds. lotnictwa, kpt. Harolda Haringtona Balfoura, wykluczające sabotaż, wypowiedziane w parlamencie 23 grudnia 1943 roku, były bardziej kategoryczne, niż upoważniały do tego fakty”. Trudno zaprzeczyć elegancji sformułowania. Fakty przedstawione premierowi Wilsonowi nie były już eleganckie. Ujawniały raporty brytyjskich oficerów kontrwywiadu, m.in. majora Howartha z Kairu donoszącego w lutym 1943 r. do centrali o przygotowywanym przez polskich oficerów zamachu na Sikorskiego. W Londynie raporty zlekceważono. „Czy było to przejawem niefrasobliwości, czy też Brytyjczycy celowo przymknęli oczy na szykowany zamach”? – pytała Eugenia Maresch w eseju opublikowanym w 60. rocznicę tragedii gibraltarskiej.

Eugenia Maresch jest jednym z najwybitniejszych polskich archiwistów. Przed kilku laty przekazała do Archiwów Państwowych całość ujawnionych dokumentów gibraltarskich. Przypominam jej kompetencje, by przywołać jeszcze zdanie z jej eseju: „Żaden z ujawnionych dotychczas dokumentów brytyjskich nie rozstrzyga niestety, czy generał Sikorski poniósł śmierć w wypadku, czy padł ofiarą zamachu. Wyraźnie potwierdzają one jednak, że władze brytyjskie od początku starały się wyciszyć katastrofę gibraltarską, z góry przyjmując tę drugą hipotezę".

Z brytyjskich dokumentów wynika, że Anglicy od początku nie wierzyli w katastrofę. Wiedzieli o przygotowywanym zamachu. Jeden z tajnych dokumentów wywiadowczych przesłany przez Intelligence Service do Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza, w którym Brytyjczycy wyliczają znane im i udokumentowane w ciągu trzech lat wypadki kontaktów Polaków z Niemcami, kończy się stwierdzeniem: „Istnieje jakiś drugi aparat wojskowy i cywilny w aparacie gen. Sikorskiego o innych celach i zamiarach, ukrywanych pilnie przed władzami polskimi i angielskimi. Tylko wzajemną i szczerą współpracą Intelligence Ser. i O II można to niebezpieczeństwo usunąć zarówno ze względu na interes Polski, jak i W. Brytanii. (...)".

Po 65 latach historia dochodzenia prawdy gibraltarskiej stanęła na rozdrożu. Jest ekspertyza lekarzy z Instytutu Ekspertyz Sądowych jednoznacznie świadcząca o katastrofie lotniczej jako przyczynie śmierci. Z drugiej strony mamy ekspertyzę naukowców z Politechniki Warszawskiej, z Zakładu Aerodynamiki Obiektów Ruchomych, która równie kategorycznie wyklucza wypadek. W świetle obliczeń i symulacji komputerowych przeprowadzonych przez zespół prof. Jerzego Maryniaka, współpracującego z producentem samolotu, katastrofy nie było. Bo katastrofami lotniczymi rządzą prawa fizyki. A w tej historii wykluczają one wypadek. Samolot, nim zatonął, unosił się na falach 6-8 minut, a pilot, który powinien być zmiażdżony, miał tylko zadrapany policzek.

Mapa obrażeń, urazów i złamań, których doznał gen. Sikorski, przekracza wyobraźnię badacza. To ciało zostało wręcz zmasakrowane. Złamanych zostało obustronnie 16 żeber, w tym kilka wielokrotnie. Obojczyk, wyrostki lędźwiowe. W ranie głowy tkwił fragment drewna. Jeśli przyjąć za wiarygodne świadectwa por. Ludwika Łubieńskiego, świadka tych zdarzeń, to podobne obrażenia odniósł też gen. Tadeusz Klimecki, którego ciało „stanowiło worek z kośćmi, tak połamanymi, że grzechotały wręcz przy każdym ruchu". Trudno uwierzyć, by ludzie w fotelach lotniczych, przypięci pasami, a por. Łubieński nie ma wątpliwości, że Klimeckiego wyłowiono przypiętego do fotela, mogli odnieść podobne obrażenia.

Być może uwierzyłbym w wersję wypadku komunikacyjnego, gdyby nie jeszcze jedna rana Sikorskiego zidentyfikowana przez lekarzy. Zmiażdżenie prawej kości piętowej. Można uwierzyć w latające po samolocie skrzynki z daglezji (sosna amerykańska), we wbijające się w majtki i koszulę generała drzazgi wiązu i cyprysu. Można, choć to trudne, uwierzyć, że zamiast się instynktownie skulić w fotelu, wyprostował się. Tylko nie w to, że sam zmiażdżył sobie piętę. Podobne uszkodzenie – zmiażdżenie kości pięty prawej nogi powstać mogło jedynie wskutek uderzenia zadanego z potworną siłą z dołu. A co mogło uderzyć z dołu w nogę człowieka siedzącego w fotelu? Tego obrażenia nie da się logicznie wytłumaczyć. Podobnie jak braku okrzemków na ciele i ubraniu generała, co wskazuje, że nie znalazło się ono w wodzie morskiej ani nie zostało z niej wyłowione.

Czy jest jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienie sprzeczności? Czy mógł Sikorski zginąć w katastrofie, której nie było, a skoro jej nie było, czy mógł doznać stwierdzonych przez lekarzy obrażeń charakterystycznych dla katastrofy lotniczej? Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Jest natomiast pewna podpowiedź. Oto dwa miesiące przed katastrofą gibraltarską, na atlantyckich plażach Huelvy hiszpańscy rybacy znaleźli ciało mężczyzny. Był to, sądząc po battledressie, angielski oficer. Ciało przekazano Niemcom. Mężczyzna, przy którym znaleziono dokumenty brytyjskiego majora Martina,przewoził dokumenty sztabowe i korespondencję między dowódcami sprzymierzonych. Listy gen. Alexandra, adm. Mountbattena i Eisenhowera. Wszystko wskazywało na to, że w niemieckie ręce dostało się ciało kuriera, który zginął w katastrofie lotniczej.

To może najgłośniejsza operacja dezinformacyjna służb brytyjskich w całej wojnie. Nosiła kryptonim „Mincemeat" (mielone mięso). Dzięki mistyfikacji Niemcy uwierzyli w prawdziwość mjr. Martina i dokumentów. Uwierzyli, że najbliższa operacja wojskowa sprzymierzonych zostanie skierowana na greckie wyspy Dodekanezu, a nie na Sycylię. Ważne w tej historii było to, że człowiek, który stał się mjr. Martinem, zmarł w styczniu 1943 roku w Londynie na gruźlicę. Brytyjscy anatomopatolodzy przez kilka miesięcy przechowali ciało w lodzie i tak „przygotowali”, by nosiło cechy ofiary katastrofy lotniczej. W protokole posiedzenia Komitetu Dwudziestu z 4 lutego 1943 r. zapisano: „Plan 'Mincemeat' został przyjęty przez Komitet i postanowiono, (…), że przedstawiciel Admiralicji w Komitecie znajdzie odpowiednie miejsce przy brzegu hiszpańskim, w którym można będzie wyrzucić ciało”.

W sprawie mjr. Martina chodziło o powodzenie inwazji na Sycylię i życie tysięcy żołnierzy. Można przyjąć, że jeśli najwybitniejsi brytyjscy anatomopatolodzy pomagali tu wywiadowi, to niemieccy anatomopatolodzy weryfikowali obrażenia mjr. Martina, szukając złamań spiralnych, właściwych dla katastrof lotniczych i złamań wyrostków kręgów lędźwiowych świadczących o tym, że w chwili wypadku Martin żył. Mistyfikacja się udała. Jak? Pewnie nikt tego nie wie, bo zwycięstwa wywiadu polegają na tym, że nikt nie poznaje całej prawdy. Choćby dlatego, by można było odnieść kolejne zwycięstwo, na przykład dwa miesiące później w Gibraltarze. Dariusz Baliszewski Historyk, publicysta

Więcej możesz przeczytać w 15/2009 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.