Przeproście za II wojnę!

Przeproście za II wojnę!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rosjanie w przeddzień 70. rocznicy wybuchu wojny udają, że nie rozumieją, iż Polska ich wtedy uratowała.

Zrobiła to, podejmując wojnę z Niemcami. W akcie niezrozumiałej bezmyślności Rosjanie zarzucają nam, że wywołaliśmy wojnę, odrzucając „niewygórowane żądania Hitlera". 1 września nadarza się okazja, by przywódcy krajów, które są prawnymi sukcesorami ówczesnych agresorów, przeprosili Polskę i Polaków.

By uznali zbrodnicze konsekwencje zmowy z 23 sierpnia oraz agresji z 1 i 17 września 1939 r. Wspólnie, bo wspólnie ten kataklizm Niemcy i Rosja Sowiecka wywołały.

70 lat po wojnie w Moskwie zdają się nie rozumieć, że gdybyśmy przyjęli warunki Hitlera, 200 niemieckich (i nie tylko) dywizji stanęłoby u bram Moskwy nie jesienią 1941 r., a rok czy dwa lata wcześniej. Nie zarzucaliby nam dzisiaj bezmyślnie i bezprzedmiotowo jakichś tajnych układów z Hitlerem, bo gdyby do takich układów doszło, to być może Związek Radziecki zakończyłby swoją niechlubną historię 70 lat temu i dzisiaj święcilibyśmy zupełnie inną rocznicę. Sama sprawa „Polski – najlepszej sojuszniczki Hitlera" ma zresztą swoją nieznaną historię i zasługuje na odrębny esej.

Ci, którzy wojny nie pamiętają, coraz bezczelniej pytają: co my właściwie świętujemy? Co czcimy i czemu składamy hołd? Jakże czemu? – odpowiadają ci, którzy ten hołd składali całe życie. Przecież Polska była pierwsza! Przecież to my, Polacy, pierwsi powiedzieliśmy Hitlerowi: „nie". To my walczyliśmy na wszystkich frontach tej wojny. To my byliśmy natchnieniem świata. I w gruncie rzeczy na tym rozmowa się kończy. Bo przecież każdy, także każdy Polak, wie, że my tę wojnę przegraliśmy.

Przegraliśmy tzw. kampanię wrześniową. Jak pisał szef Oddziału III Operacyjnego SGO Polesie, płk dypl. Tadeusz Grzeszkiewicz: „Nie można było wygrać wojny polsko-niemieckiej. Przewaga materiałowa i techniczna Niemców była zbyt wielka, ale też nie można było przegrać września w gorszym stylu". Przegraliśmy źle dowodzeni, źle uzbrojeni, bez łączności, osamotnieni. Co więcej, przegraliśmy oszukani, zdradzeni przez sojuszników. Najpierw dając nam jednostronne gwarancje pomocy, wciągnęli nas do wojny, by skierować Hitlera na wschód, a nie na zachód, a potem wiedząc o pakcie Ribbentrop-Mołotow i znając jego tajne protokoły, a więc wiedząc o planowanym unicestwieniu Polski, ukryli tę prawdę przed nami.

Każdego dnia tej wojny przez prawie 6 lat w Polsce ginęło około 3 tys. ludzi. Ginęli w obozach koncentracyjnych, egzekucjach, pacyfikacjach wsi i miast. Tylko nieliczni zginęli w walce, z bronią w ręku. W sumie zginęło ponad 5,5 mln Polaków. Czy to jest powód do świętowania, uroczystych obchodów dnia wybuchu tej wojny? Kilka dni po klęsce świat miał usłyszeć z ust Wiaczesława Mołotowa, że „Polska, ten pokraczny bękart traktatu wersalskiego, przestała istnieć". I pomijając te haniebne słowa  wypowiadane w imieniu Rosji Sowieckiej, warto zapytać o ówczesny protest naszych sojuszników. O nieobecne noty dyplomatyczne składane w Moskwie w obronie Polski przez naszych europejskich i amerykańskich przyjaciół. O ich głośną niezgodę na rozbiór Polski, jaki dokonał się na ich oczach i za ich cichym przyzwoleniem. Czy do dziś nie powinni się tego wstydzić? Czy nieobecność szefów państw najważniejszych naszych ówczesnych sojuszników w 70. rocznicę wybuchu wojny nie jest kontynuacją tamtej polityki?

Co świętować 1 września, w rocznicę wybuchu wojny? Oczywiście należałoby świętować 8 maja, rocznicę zwycięstwa. Tyle że na defilady zwycięstwa nasi sojusznicy jakoś nas nie zapraszali. Zabrakło Polaków w powojennej defiladzie zwycięstwa w Londynie. W Moskwie w defiladzie zwycięstwa w imieniu Polski szli sami sowieccy generałowie. Na wielkiej uroczystości w Moskwie w 60. rocznicę zwycięstwa na trybunie zabrakło Polaków. To oczywiste, dlaczego. Europę łączy, jeśli w ogóle coś ją łączy, pamięć zwycięstwa, a nie pamięć wojny. Pamięć wojny każdy ma własną. Rosjanie inną, Anglicy inną, a zupełnie inną Francuzi. Jakkolwiek paradoksalnie by to zabrzmiało, z tego powodu łatwiej nam dzisiaj dogadać się z Niemcami, z którymi łączy nas potworna, lecz jakoś tam wspólna pamięć, niż z Rosją czy Anglią.

„Niemcy kuszą i straszą także Polskę" – napisano 17 lutego 1943 r. w rządowym „Dzienniku Polskim". Nie po raz pierwszy Berlin sugerował Polsce wspólną krucjatę przeciwko Moskwie, przyrzekając nam złote góry i obdzielając nas hojnie skórą na chodzącym jeszcze niedźwiedziu. Spekulanci polityczni mogli się niejednokrotnie zastanawiać, jak Polska wyszłaby na tym, gdyby przyjęła propozycje Hitlera i jak potoczyłyby się wtedy losy świata. Zapewne potoczyłyby się wówczas inaczej – i to mniej korzystnie zarówno dla Sowietów, jak i dla demokracji zachodnich. O tym warto może dziś przypomnieć. W naszym kraju nawet dzisiaj, 70 lat po dniach klęski, głośne myślenie o tym, czy na pewno wybraliśmy właściwą drogę i czy czasem nie należało się przychylić do niemieckich propozycji w sprawach Gdańska i tzw. korytarza, a tym samym możliwie jak najdłużej unikać wojny, traktowane jest jak bluźnierstwo. Nieżyjący już prof. Paweł Wieczorkiewicz zapłacił wysoką cenę jedynie za pytanie, czy czasem nie lepiej było nam, Polakom, iść drogą Węgrów, Rumunów, Bułgarów czy choćby Francuzów. Ocalić miliony istnień ludzkich przed Holocaustem. Ocalić miasta, zabytki, majątek narodowy. Wejść do wojny, jak Węgrzy, w marcu 1944 r. i nie przeżywać apokalipsy przez 6 lat codziennej śmierci.

W 70. rocznicę wybuchu wielkiej wojny nikt głośno nie pyta, czy na pewno było warto. Czy na pewno wybraliśmy najwłaściwszą i najkorzystniejszą z punktu widzenia naszego interesu narodowego politykę. I może jest to właściwy moment, by ujawnić pewien nieznany dokument. Napisany został przed 18 laty przez polskiego bohatera narodowego, człowieka, któremu dzisiaj stawiamy pomniki – Jana Karskiego. Słynnego emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego, który w latach wojny został wysłany do Anglii, a następnie do Stanów Zjednoczonych, by dać świadectwo prawdzie o walce narodu polskiego i dramacie polskich Żydów. W kraju umożliwiono mu pobyt w getcie warszawskim, przemycono go do obozu zagłady w Bełżcu. Rozmawiał z delegaturą rządu i dowództwem Armii Krajowej, rozmawiał z przywódcami żydowskiego podziemia. Miał się stać polskim sumieniem i obudzić sumienie świata. Na Zachodzie rozmawiał z największymi. Przyjął go szef brytyjskiego MSZ Anthony Eden, przyjął go sam prezydent USA Franklin D. Roosevelt. Napisał książkę o polskim walczącym podziemiu „Story of a Secret State" (Opowieść o tajnym państwie), która stała się bestsellerem w 1944 r. w Ameryce.

I oto Jan Karski, jeden z największych polskich i światowych autorytetów moralnych, gdy w 1991 r. przyjechał do Polski, by na Uniwersytecie Warszawskim odebrać doktorat honoris causa, nieoczekiwanie wygłosił przemówienie, któremu nadał tytuł „Mądry Polak po szkodzie". „Inaczej niż w każdym kraju podbitym przez Trzecią Rzeszę, w Polsce nie wyłonił się rząd czy władza współpracująca z najeźdźcą. Straszną, niepojętą cenę płacił za to nasz naród. Pamiętam, jak w 1943 r. najwyżsi przywódcy Anglii i Stanów Zjednoczonych wyrażali mi ich podziw i zapewniali, że spotka Polaków nagroda. Wierzyliśmy im. I ja im wierzyłem. Dzisiaj, po 50 latach, nachodzi mnie refleksja, czy nie za dużo żądaliśmy od narodu i siebie samych? Przecież o wyniku wojny nie my decydowaliśmy, ale tysiące okrętów, bombowców, czołgów i armat wielomilionowych armii alianckich. A poza tym jakie to ma dzisiaj znaczenie, iż Węgry czy Rumunia, Słowacja czy Kroacja walczyły u boku Trzeciej Rzeszy albo tej Rzeszy służyły. Że w każdym kraju podbitym przez Niemcy wyłonił się rząd uległy wobec najeźdźcy, ale także próbujący ratować, co było można. Stosunki międzynarodowe nie układają się według Dziesięciorga Przykazań Boskich. Narody nie mają sumienia. Kierują się własnymi interesami – tak jak je rozumieją".

Może w 70. rocznicę wybuchu wojny warto przypomnieć te słowa Jana Karskiego, by usłyszeli je Polacy. I być może, by usłyszeli je Rosjanie, którzy, jak się okazuje, nie tylko nie mają sumienia, ale także niewiedzą, co znaczą słowa „przepraszam" i „dziękuję". I by usłyszeli je Niemcy.

Więcej możesz przeczytać w 36/2009 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.