Kto wyzwolił Auschwitz?

Kto wyzwolił Auschwitz?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od początku (1945 r.) miała to być jedna z najważniejszych dat w kalendarzu historycznym XX wieku. Przyjęto, że wyzwolenie obozu w Auschwitz można i trzeba uznać za wydarzenie o wymiarze symbolicznym w niekończącej się wojnie dobra ze złem. Że można i należy traktować tę datę jako znak zwycięstwa ludzi nad zbrodnią i nienawiścią. Powojenne Niemcy w akcie narodowej ekspiacji tę właśnie datę, 27 stycznia, obchodzą uroczyście od 1996 r. jako Dzień Pamięci Ofiar Narodowego Socjalizmu.

Tego dnia ludzie w całej dotkniętej wojną Europie składają wieńce i zapalają znicze pamięci. Im głośniejsza z każdym rokiem staje się ta pamięć i im uroczyściej obchodzona rocznica, tym łatwiej zapomnieć, że przecież żadnego wyzwolenia Auschwitz nie było. Po zwycięstwie w 1945 r. świat nawet nie chciał słyszeć o jakimś Auschwitz. A wszystko, co się zdarzyło i co dzisiaj nazywamy wyzwoleniem, było po prostu najzwyklejszym przypadkiem.

To, co jedni nazywali wyzwoleniem, drudzy nazywali likwidacją. Walka o to, jak potoczy się historia i czy uda się wyzwolić obóz koncentracyjny Auschwitz, zanim Niemcy zdołają go zlikwidować, czyli zniszczyć, wymordować i ewakuować więźniów, toczyła się od połowy 1944 roku, gdy front wschodni zatrzymał się na linii Wisła – San. Spodziewano się, że alianci rozpoczną bombardowania obozu. Władze Polski podziemnej przekazywały na Zachód plany obozu, usytuowanie budynków SS, obiektów przemysłowych. Ale żadnego bombardowania, poza tym spóźnionym, 19 stycznia 1945 r., nie było. Spodziewano się, że może Anglicy, Amerykanie albo Rosjanie zbombardują choćby tory, dworce i urządzenia kolejowe, uniemożliwiając Niemcom ewakuację obozu. Ale nic takiego się nie wydarzyło.

Władze Polskiego Państwa Podziemnego poważnie rozważały próbę odbicia obozu przez oddziały Armii Krajowej, lecz jak zapisał we wspomnieniach dowódca Okręgu Śląskiego AK płk Zygmunt Walter Janke, plany te zarzucono. Przede wszystkim siły akowskie były zbyt słabe, by atakować ogromny teren obozu strzeżony przez trzy-, pięciotysięczną załogę SS. Po wtóre, Oświęcim został przez Niemców włączony do Rzeszy, gdzie jakakolwiek działalność większej polskiej partyzantki była po prostu niemożliwa. Wreszcie rozważano, że gdyby już podjąć jakąś akcję, wykorzystując moment zaskoczenia, to cóż by ona dała. Wolność dla 300-400 więźniów, bo tylko tylu można by w najlepszym razie uwolnić i ukryć w terenie. A co z pozostałymi dziesiątkami tysięcy więźniów skazanych na niemieckie odwetowe represje?

W istocie rzeczy niemiecka likwidacja obozu Auschwitz trwała od połowy 1944 r. Systematycznie niszczono dokumenty, palono i wysadzano w powietrze kolejne obiekty, krematoria. Cały czas trwała ewakuacja więźniów do obozów położonych w głębi Rzeszy. W ciągu kilku jesiennych miesięcy 1944 r. ewakuowano transportem kolejowym ok. 65 tys. więźniów. Niemcy usiłowali ukryć zbrodnie. W tych miesiącach zacierania śladów zagłady powstał tzw. plan Molla proponujący likwidację obozu przez bombardowanie i ostrzał artyleryjski. Jak wiadomo, plan sierżanta SS Otto Molla nigdy nie został wprowadzony w życie. Bo Polska podziemna zdołała ujawnić te plany światu. Co więcej, w audycjach BBC pojawiły się informacje o wyrokach śmierci wydanych zaocznie na piętnastu esesmanów z Auschwitz. Okazało się, że znane są ich nazwiska, ich obozowe funkcje i zbrodnie. I być może żadne alianckie bombardowanie nie przyniosłoby takiego skutku jak ta audycja radiowa, która zasiała panikę wśród Niemców.

W niczym nie zmieniło to faktu, że Niemcom udało się zlikwidować Auschwitz. 17 i 18 stycznia 1945 r. wobec zbliżającego się frontu w marszu śmierci wyprowadzono z obozu 60 tys. więźniów. Mieli dotrzeć do Gross-Rosen. Jak wyglądał ten męczeński pochód? Co kilkaset metrów leżał zastrzelony więzień. Nie zdołano ustalić, ilu ludzi wówczas zginęło, ilu udało się uciec z konwojów zagłady, ilu Niemcy zdołali doprowadzić do miejsc przeznaczenia. Wraz z tą ostatnią ewakuacją obóz koncentracyjny Auschwitz przestał istnieć. Pozostali w nim jedynie chorzy i umierający oraz 645 ciał zmarłych, których Niemcy nie zdążyli już spopielić. Pozostała też grupa esesmanów z majorem Franzem Krausem i kapitanem Franzem Hösslerem, którym powierzono zadanie wymordowania więźniów. Ale w Auschwitz i Birkenau w tych dniach Niemcy zdołali zastrzelić jedynie 300 więźniów.

21 stycznia 1945 r. obóz opuściły stałe posterunki SS. Nagle nie było Niemców. Nie było także wody, światła, żywności i opału. Gdzieś z oddali dobiegały odgłosy zbliżającego się frontu. W obozie pozostawało, jak się przyjmuje, 7650 więźniów. Wśród nich grupa tych, którzy zdołali się ukryć i uniknąć ewakuacji. Przede wszystkim lekarze i pielęgniarze, którzy nie chcieli opuścić chorych. W ciągu tych dziewięciu dni między likwidacją obozu a tzw. wyzwoleniem, wszystko, co się zdarzyło, w gruncie rzeczy zdarzyło się poza znaną historią. Zawiązała się więźniarska samoobrona, zorganizowano więźniarskie patrole i posterunki pilnujące porządku i bezpieczeństwa. Więźniowie z macierzystego obozu udali się do Brzezinki, by powiadomić o znalezieniu magazynów SS z żywnością i podzielić się z innymi. Wybrano nowych opiekunów bloków, własne władze. Podjęto opiekę nad chorymi. Oczywiście, gdzieś jeszcze byli Niemcy. Wysadzali pozostałe krematoria, penetrowali magazyny tzw. Kanady, by znaleźć dla siebie cywilne ubrania i uciec przed Rosjanami. Ale w gruncie rzeczy obóz był już wolny.

Był wolny tak dalece, że 22 stycznia 1945 r. i w następnych dniach pojawili się w nim co odważniejsi mieszkańcy Oświęcimia, którzy przyszli z pomocą żywnościową i lekarską. Wielu z nich zabrało z sobą dzieci oświęcimskie, bezpańskie, na poły gołe, dzikie, zbyt małe, by wiedziały, kim są i jak się nazywają. Nazywano je Turkami. Ludzie z Oświęcimia zabierali je, aby uratować. Nikt nie wie, ile dzieci i ilu starszych więźniów uratowano. Gdy już po tzw. wyzwoleniu policzono więźniów, okazało się, że około 3 tys. ludzi po prostu opuściło obóz.

Rankiem 27 stycznia do Oświęcimia zbliżyły się oddziały rosyjskie. Miasta nikt nie bronił. Około południa Oświęcim był już wyzwolony. Około trzeciej po południu pierwsze patrole 60. Armii zbliżyły się do obozu macierzystego. Ubrani na biało żołnierze wyglądali jak białe plamy na śniegu. Co wówczas się zdawało i dziś jest niepojęte, nie wiedzieli, gdzie są i co wyzwalają. Nie otrzymali rozkazu wyzwolenia obozu Auschwitz. Po prostu szli „wpieriod" i tak wyzwolili. Koło bloku 11. zbudowali podwyższenia, „by nawiązać kontakt ogniowy z Niemcami”. I podobno nawiązali, choć nie do końca wiadomo, co to znaczy. Wiadomo także, że na cmentarzu w Oświęcimiu leży 231 żołnierzy radzieckich poległych w operacji wyzwalania miasta i obozu.

Nie ulega wątpliwości, że Rosjanie byli porażeni tym, co zobaczyli. Relacje notują płaczących żołnierzy i płaczących generałów. Nie ulega też wątpliwości, że jeśli nawet to nie oni wyzwolili Oświęcim, bo nie było żadnego wyzwolenia, tylko niemiecka likwidacja obozu, to w ciągu następnych miesięcy, aż do października, z najwyższą ofiarnością i oddaniem w dwóch radzieckich szpitalach na terenie obozu próbowali uratować życie tysiącom więźniów. Ta historia Oświęcimia po wyzwoleniu, historia tzw. ruchu oświęcimskiego, w ramach którego dziesiątki i setki ludzi dobrej woli, lekarzy, Rosjan i Polaków, żołnierzy i cywilów oddawało wszystkie siły, by ratować ofiary, jest zapomniana, a może najprawdziwsza i najpiękniejsza.

I choć prawdą jest, co wynika z relacji więźniów, że Rosjanie zanim przysłali do obozu lekarzy, wysłali ekipy filmowe, to przecież taki był i do dzisiaj jest ten świat. Jeśli nawet nie ma mowy o zwycięstwie i wyzwoleniu, to zawsze można je po prostu sfilmować.

Więcej możesz przeczytać w 5/2010 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.