Zdjęcie: MAKSYMILAN RIGAMONTI
Widzę, że kije do nordic walkingu przy panu stoją.
Chodzę po Warszawie. Ale myślałem, że o wojnie będziemy rozmawiać. Pani się musi liczyć z tym, że ja mam 101 i pół roku.
Połówki też pan liczy?
Liczę, teraz każdy dzień to radość. Każdy dzień liczę.
W sierpniu 1939 r.?
Miałem 27 lat. Wtedy nie liczyłem.
O wojnie się mówiło?
Było podobnie jak teraz. Jedni mówili, że będzie wojna, inni – że to niemożliwe. Dyskusje były, choć tak naprawdę gdzieś tam wszyscy wierzyli, że Hitler się nie odważy, że się po kościach wszystko rozejdzie. Nie rozeszło się... Opowiedzieć pani, jak ja się w wojsku znalazłem? W 1934 r. trafiłem do Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. Miałem tam odbyć służbę wojskową i wracać do Wilna.
Nie chciał pan zostawać w wojsku, być zawodowym żołnierzem?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.