Ostatnia bitwa Napoleona. Dziś mijają 204 lata od bitwy pod Waterloo

Ostatnia bitwa Napoleona. Dziś mijają 204 lata od bitwy pod Waterloo

Bitwa pod Waterloo (fot.Domena publiczna)
Bitwa pod Waterloo obrosła legendą, pomimo tego, że o wiele bardziej decydującą i o wiele większą bitwą była ta stoczona pod Lipskiem w 1813 r., nazywana "Bitwą Narodów". Przez 4 dni - od 16 do 19 października, pod Lipskiem trwały starcia między wojskami francuskimi, którym przewodził Napoleon Bonaparte, a wojskiem koalicji antyfrancuskiej, w skład której wchodziła Austria, Prusy, Rosja i Szwecja.

Grande Armée dowodzona przez cesarza Francuzów, licząca ponad 170 tys. żołnierzy, przegrała z wojskami koalicyjnymi, które pod Lipskiem miały do dyspozycji ponad 350 tys. żołnierzy. Pomimo ogromu strat, wielkości armii i późniejszych efektów - załamania potęgi Francji i pokonanie Bonapartego - "Bitwa Narodów" nie zapisała się tak mocno w historii, jak bitwa pod Waterloo.

Bitwa pod Lipskiem ma też polski akcent. Książę Józef Poniatowski walczący po stronie Napoleona, pod koniec bitwy, wycofywał się przez rzekę Pleissę (w trakcie przekraczania jej, utonął pod nim koń) wraz ze swoimi przybocznymi i eskortą i podczas przeprawy został raniony kulą. Mimo błagań żołnierzy książę zdecydował, że nie odda się w niewolę i podtrzymywany przez kompanów wsiada na konia. Podobno miał wtedy powiedzieć do swoich podkomendnych: "Bóg mi powierzył honor Polaków, Bogu tylko go oddam”. Po chwili, gdy Poniatowski zobaczył wrogie oddziały rosyjskie, rzucił się konno do Elstery.

Po przegranej wojska koalicji antyfrancuskiej docierają do Paryża i zdobywają miasto 31 marca 1814 r. 6 kwietnia Napoleon abdykuje, a 11 kapituluje i zostaje zesłany na Elbę. Bonaparte ucieka z więzienia 26 lutego 1815 roku i pojawia się w kraju 1 marca, a 20 marca doprowadza do abdykacji króla. I od razu rozpoczyna mobilizować żołnierzy. Tak też zaczyna się słynne "100 dni Napoleona", które swój finał mają pod Waterloo.

Przed bitwą

Cesarz po mobilizacji wojska wyruszył w czerwcu do Belgii, gdzie stacjonowały nierozwiązane jeszcze armie: angielska dowodzona przez księcia Arthura Wellingtona i pruska Gebharda von Blüchera. Ta ofensywa Napoleona może dziwić, ponieważ zebrał zaledwie 70 tys. żołnierzy - jednak nie miał wtedy nic do stracenia, ponieważ czas płynął na jego niekorzyść - w każdej chwili europejskie mocarstwa mogły zmobilizować o wiele więcej żołnierzy i w bezpośrednim starciu z wszystkimi siłami Sprzymierzonych nie miałby żadnych szans. Zdecydował więc zaatakować znienacka - stąd wybrał kierunek belgijski.

Bonaparte nie chciał dopuścić do sytuacji, w której armie Wellingtona i Blüchera zdołają się połączyć, dlatego też wyprzedził ich wspólny atak i ruszył na Brukselę. 16 czerwca doszło do dwóch bitew: pod Ligny, gdzie Napoleon dowodził w walce z armią von Blüchera i pod Quatre Bras - tam dowodził Ney, a po przeciwnej stronie Wellington. Żadna z tych bitew nie przyniosła rozstrzygnięcia, którego oczekiwali Francuzi - Neyowi nie udało się sprawić, by wycofali się Anglicy. Co prawda Napoleon pokonał pruską armię, która poniosła spore straty, ale nie rozbił jej całkowicie. Dwa dni później doszło do starcia, które ostatecznie zakończyło epokę napoleońską.

Waterloo

Pod Waterloo Napoleon miał do dyspozycji 90 tys. żołnierzy, a 35-tys. korpus wysłał wcześniej w pościg za armią von Blüchera. Armia angielska liczyła 90 tys. osób. Bitwa rozpoczęła się około 11.30 - przez 7 godzin obydwie armie nacierały na siebie bez przerwy, ponosząc ciężkie straty. Jeszcze przed godz. 18 szyk wojsk angielskich zaczął się łamać. Na szczęście dla Wellingtona i jego ludzi po godz. 18 do bitwy dołączyła część armii pruskiej. Von Blücherowi udało się zgubić ścigającego go marszałka Grouchy i dotarł ze swoim wojskiem na pole bitwy. Od tego momentu szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na korzyść koalicji. Anglikom dzięki pruskiemu wsparciu udało się odeprzeć atak Francuzów, a następnie rozbić armię Napoleona. Tak interwencję von Blüchera opisuje Wiktor Hugo w "Nędznikach":

"Napoleon przejeżdża galopem szeregi uciekających, przemawia do nich, nalega, grozi, zaklina. Lecz usta, które rano krzyczały: "Niech żyje cesarz!", teraz milczą. Żołnierze ledwo go poznają. Świeżo przybyła kawaleria pruska uderza, pędzi, tnie, siecze, rąbie, zabija, morduje. Konie w zaprzęgach wierzgają, artyleria ucieka, kanonierzy odprzęgają konie od jaszczy i na nich umykają przed siebie, furgony, wywrócone kołami do góry, tarasują drogę, powodując nowe masakry. Ciżba się tłoczy, miażdży, depcze po umarłych i po żywych. Obłędne ruchy rąk. Niezliczone tłumy zalegają drogi, ścieżki, mosty, równiny, pagórki, doliny, lasy - zatłoczone czterdziestoma tysiącami uciekających. Krzyki, rozpacz, strzelby i tornistry porzucone w zbożu, przejścia wyrąbywane szablami. Nie ma już towarzyszy, nie ma oficerów, nie ma generałów; nieopisana trwoga. Zieten płazuje Francję, jak chce! Lwy przemieniają się w zające. Taka była ta ucieczka".

Cambronne: Gwardia umiera, ale się nie poddaje

Po ataku pruskich oddziałów wojska francuskie zaczęły uciekać bez ładu i składu, z wyjątkiem Gwardii Cesarskiej, która broniła się zaciekle. Wtedy też miało dojść do kuriozalnej sytuacji. Oficerowie angielscy próbowali uratować życie Francuzom, krzycząc do nich, by się poddali, a Ci "potraktują ich jak bohaterów”. Wtedy dowódca Gwardii Cesarskiej, generał Pierre Cambronne miał im odkrzyknąć: "Gwardia umiera, ale się nie poddaje!".

Anglicy jednak dalej nalegali, by żołnierze francuscy złożyli broń. Znów miał im odpowiedzieć Cambronne: "Merde!" (gówno – dosł.) To co działo się potem również opisuje Hugo w „Nędznikach”: Na słowo Cambronne`a Anglicy odpowiedzieli: "Ognia!". "Zagrzmiały baterie, zadrżało wzgórze, wszystkie spiżowe paszcze rzygnęły po raz ostatni straszliwym ogniem, dym rozlał się szeroko, bielejąc w poświacie wschodzącego miesiąca, zakłębił się, a gdy się rozwiał - nie było nic. Garstka wspaniałych straceńców została unicestwiona; gwardia nie żyła. Padły cztery mury żywej reduty i w tym stosie trupów można było dostrzec zaledwie gdzieniegdzie jakieś drżenie. Tak oto legiony francuskie - wspanialsze niż legie rzymskie - skonały na Mont-Saint-Jean, na ziemi mokrej od deszczu i krwi" - napisał Hugo.

Szacuje się, że w bitwie pod Waterloo zginęło prawie 45 tys. żołnierzy – ponad 22 tys. Francuzów oraz 22 tys. Anglików i Niemców. Po bitwie pod Waterloo Francja musiała podpisać kapitulację, a do Paryża wrócił król Ludwik XVIII. Bonaparte został zesłany na Wyspę świętej Heleny. Zmarł na niej 5 maja 1821 roku.

Wpływ bitwy na kulturę i inne dziedziny życia

Zbyt proste byłoby napisać, że utwór "Waterloo” szwedzkiej ABBY był inspirowany słynną bitwą. Jak było wspomniane wcześniej, Waterloo przeszło do języka jako określenie dotkliwej porażki, ale to nie jedyny wpływ tego starcia na europejską kulturę. Po zwycięstwie, w Anglii zapanowała moda na noszenie butów, jakie miał na sobie podczas bitwy książę Wellington. Około 1817 r. zaczęto je sprzedać w sklepach. A czym są angielskie "wellingtony"? W Polsce mówimy na nie kalosze.

Wpływ na modę miał też von Blücher - od jego nazwiska nazwano sznurowane buty, zwane również derby. Obecnie z półbutów tego typu korzysta prawie każdy mężczyzna.

Podczas bitwy o Waterloo miało dojść też do upowszechnienia implantów zębów w Europie. W jaki sposób? Na polach niedaleko miasteczka zginęło prawie 45 tys. żołnierzy, a przed ich pogrzebaniem całe dziesiątki medyków wyruszyły na poszukiwania zębów, które wyrywali poległym. Tak zdobyte uzębienie trafiło do Londynu, a potem zostało wykorzystane przez lokalnych dentystów, by wyposażyć Anglików "w naturalny produkt".

Tekst ukazał się pierwotnie 18 czerwca 2015 roku.

Czytaj też:
Klęska Napoleona pod Waterloo. 10 batalii militarnego geniusza, które warto znać