Dwa zamachy na I sekretarza. Za wszystkim stał elektryk-samouk

Dwa zamachy na I sekretarza. Za wszystkim stał elektryk-samouk

Dodano:   /  Zmieniono: 
Władysław Gomułka (fot. domena publiczna)
Elektryk-samouk Stanisław Jaros dwukrotnie chciał dokonać zamachu na Władysława Gomułkę, ówczesnego I sekretarza KC PZPR. Pierwszej próby dokonał 15 lipca 1959 r., po której nikt nie trafił na jego trop. Natomiast podczas drugiego...
Zamach planowany przez Jarosa zbiegł się z wizytą Nikity Chruszczowa, I sekretarza KC KPZR, w Polsce. Chruszczow spotkał się wtedy z Gomułką w Sosnowcu, ale bomba umieszczona przez Jarosa w drzewie wybuchła, nie wyrządzając nikomu krzywdy. Niecałe dwa lata później Stanisław Jaros przygotował drugi zamach i ponownie celem stał się Władysław Gomułka.

Drugi zamach na Gomułkę

3 grudnia 1961 r., rano, Jaros zakończył wszystkie przygotowania. Ładunek, który skonstruował był "ładunkiem opancerzonym", który przy detonacji wyrzucał z siebie grad odłamków. Ponieważ bomba mogła ranić wiele osób Jaros zrezygnował z odpalenia jej, gdy Gomułce towarzyszył tłum ludzi. Jaros zdecydował, że dokona zamachu w momencie, gdy Gomułka będzie wychodził z kopalni "Porąbka" w Sosnowcu.

Elektryk pomylił jednak kolumny samochodów, które wyjeżdżały spod kopalni. Sądził, że reprezentacyjne samochody, które poprzedzał wóz Polskiego Radia, należą do Gomułki. Odpalił wtedy bombę, która zraniła 2 osoby: dziewczynkę i górnika wracającego z uroczystości. Odłamki ładunku zniszczyły też limuzynę, którą Jaros wziął za rządową. Gomułka przebywał wtedy w kopalni.

"Około godziny 12.06 na ulicę Krakowską od strony kopalni wyjechała grupa samochodów, wśród których znalazły się trzy reprezentatywne limuzyny. Gdy auta zrównały się z posesją nr 47, nastąpił wybuch miny ukrytej w przydrożnym słupku. Ranne zostały dwie osoby: dziewczynka, która przebywała akurat w domu przy Krakowskiej 47 i przechodzący w pobliżu górnik, który powracał z uroczystości. Odłamki posiekały też czarną limuzynę, wziętą przez zamachowca za samochód, którym jechała delegacja partyjno-rządowa." - pisał o tym zdarzeniu dr Adam Dziuba z katowickiego oddziału IPN ("Zamachowiec z Zagórza").

Akcja "Antena" i wyrok na Jarosie

Po zamachu, Służby Bezpieczeństwa i Milicja Obywatelska rozpoczęły akcję "Antena". Ustalono, że zamachu musiała dokonać osoba, która znała się na elektryczności, łączności i miała dostęp do materiałów wybuchowych. Stworzono więc grupę podejrzanych, którą zawężono potem do 50 osób i przeszukano mieszkania każdej z nich.

Warto wspomnieć, że Stanisław Jaros nie ukończył żadnych szkół - był samoukiem. Posiadał jednak wiedzę na temat sprzętu i urządzeń elektronicznych. Czasami zdarzało mu się pracować dorywczo w kopalni, ale tylko po to, by zdobywać zapalniki i materiały wybuchowe.

W ten sposób, podczas akcji poszukiwawczej, w domu 30-letniego Jarosa znaleziono elektronarzędzia i materiały wybuchowe. Następnie, po kilkudniowym śledztwie (utajnionym), Jaros przyznał się do obydwu zamachów. Według sądu, Stanisław Jaros "powinien być na zawsze wyeliminowany ze społeczeństwa i nie ma już dla niego prawa do powrotu". 30-letni elektryk został skazany na karę śmierci za próbę zabicia najwyższego przedstawiciela państwa. Wyrok na Jarosie wykonano 5 stycznia 1963 roku.

Polskie Radio, wp.pl