Nie zdążyłam przyjąć trzeciej dawki, bo zachorowałam. Tak stałam się argumentem dla foliarzy

Nie zdążyłam przyjąć trzeciej dawki, bo zachorowałam. Tak stałam się argumentem dla foliarzy

Szczepienie przeciwko COVID-19
Szczepienie przeciwko COVID-19 Źródło:Shutterstock
W moim chorowaniu najgorsze jest to (oprócz fatalnego samopoczucia, o którym później), że już słyszałam głosy antyszczepionkowców rzucających: „Zaszczepiła się, namawiała do szczepień i choruje”. Wiem, że takie chorowanie po zaszczepieniu to woda na młyn foliarzy, ale osobiście wolałabym nie przekonywać się, jakby to było przechodzić COVID-19 bez pasów bezpieczeństwa w postaci dwóch dawek Pfizera.

Przez półtora roku uciekałam covidowi. Przyjęłam dwie szczepionki i względnie spokojnie czekałam na trzecią dawkę, którą – zgodnie z wytycznymi – mogłam dostać najwcześniej 13. grudnia. I oczywiście bym ją przyjęła, gdyby nie fakt, że 11 grudnia odebrałam wynik testu. Okazało się, że mam COVID-19.

Dreszcze, gorączka, bóle stawów, ból głowy, utrata węchu i smaku. W końcu zatoki. Kilka dni wyjętych z życiorysu. Nie pamiętam, bym w dorosłym życiu przeszła infekcję o choćby podobnej sile rażenia.

Koronawirus w Polsce. Lista absurdów

Test na COVID-19 zleciłam sobie sama (zastanówmy się zatem, ile osób ma to w nosie?!), bo na skierowanie od lekarza POZ, mimo informowania o objawach mogących świadczyć o koronawirusie, musiałabym czekać cztery dni. Właśnie tyle w jednej z warszawskich przychodni czeka się na teleporadę…

Artykuł został opublikowany w 51/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.