Uczestnik Powstania Warszawskiego wspomina: Jest kilku Niemców, dzięki którym żyję

Uczestnik Powstania Warszawskiego wspomina: Jest kilku Niemców, dzięki którym żyję

Dodano:   /  Zmieniono: 
Powstanie Warszawskie, powstańcza czujka w ruinach kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu
Powstanie Warszawskie, powstańcza czujka w ruinach kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu Źródło: Wikimedia Commons / By Eugeniusz Haneman, public domain
– W godzinę po wybuchu, kiedy robiliśmy barykadę, a w perspektywie Brackiej widać było Prudential, zobaczyłem łopoczący biało-czerwony sztandar. W tamtym momencie poczułem, że jesteśmy wolni, ponieważ nie wolno było nam wywieszać sztandarów. Łopotał na najwyższym budynku w Warszawie aż do września. Potem został zestrzelony przez Niemców – wspomniał Tadeusz Jarosz ps. Topacz.

Uczestnik powstania podkreślił, że mimo upływu lat, nadal ma w sercu pewną zadrę. – Bezpośrednio po wojnie podzieliłem Polaków na dwie grupy: tych, którzy sprzyjaliby Rosjanom, a nienawidzili Niemców, oraz tych, którzy upodobali sobie na odwrót. W tamtym czasie mówiłem, że jestem przeciwko jednym i drugim – wspominał Jarosz. Tłumaczył, że „jedni zabrali mu moje strony rodzinne, a drudzy dali  w „kuchnię”, ponieważ po Powstaniu przepracował siedem ciężkich miesięcy”.

„W jednym i w drugim narodzie są porządni ludzie”

– Do dzisiaj twierdzę, że i w jednym i w drugim narodzie są porządni ludzie. Jest trzech czy czterech Niemców, dzięki którym żyję – stwierdził uczestnik Powstania.  Powstaniec przypomniał sytuację, kiedy jeden z Niemców poczęstował go śniadaniem podczas pracy w hali odlewni. Inny miał mu pomóc podczas tzw. Marszu Głodu w 1945 roku, dzieląc się z nim czapką, która uratowała go podczas ucieczki.

Tadeusz Jarosz wspominał również Niemkę, która nie wezwała policji, gdy widziała uciekających powstańców. – Uciekaliśmy w nocy, głodni. Wyżebrałem trochę grochu. Potem kartofle ukradliśmy. Idziemy i przed nami był domek. Podszedłem do okna, kobieta się zapytała nas o coś po niemiecku. Zapytaliśmy się, czy ugotuje nam coś do jedzenia. Mogła przecież zawołać policję, a nie zrobiła tego – relacjonował.

„Niemcy czuli swoją winę w stosunku do Polaków”

Powstaniec podkreślił jednak, że„ zadra w sercu pozostaje na zawsze”. –  W 1960 roku znalazłem się w Niemczech i po wielu latach, jak usłyszałem mowę niemiecką, ten bełkot, to wszystko odżyło – tłumaczył.  Tadeusz Jarocz dodał, że „po pewnym czasie człowiek widzi, że to są ludzie i nie można tak ich traktować”. – Niemcy później mieli pewnego rodzaju kompleksy. Czuli swoją winę w stosunku do Polaków – stwierdził.

Czytaj też:
Godzina "W". Tak Warszawa oddała hołd bohaterom


Źródło: RDC