– Poznaliśmy się, kiedy byłem w Kairze. Wiedziałem, że chciał przedostać się do Polski. Poprosiłem, żeby dzwonił, jeżeli będzie potrzebował pomocy – wyjaśniał ks. Przemysław Szewczyk, który jako pierwszy pochylił się nad losem 26-letniego Nuraira. – Ten chłopak próbował ułożyć sobie życie w Kairze. Skończył tam studia, ale jako chrześcijanin był ofiarą społecznego ostracyzmu – wyjaśniał w rozmowie z portalem tvn24.pl.
Kiedy Nurair przyleciał do Polski z resztkami oszczędności, zatelefonował do znajomego księdza. Wyraził życzenie odbycia pielgrzymki do Częstochowy. Wtedy to modlącego się po arabsku chrześcijanina zauważył jeden z pielgrzymów z Łodzi. Po rozmowie, zaproponował mu mieszkanie w Łodzi w zamian za dokładanie się do rachunków.
Po pewnym czasie w sprawę włączył się także arcybiskup Krajewski, który jako osoba upoważniona do rozporządzania specjalnym funduszem watykańskim, zaoferował opłacanie rachunków Nuraira. Księża wyjaśniają, że tego rodzaju pomoc jest jedynie tymczasowa, a Syryjczyk zamierza zwrócić całą otrzymaną pomoc. Podkreślają, że obecnie nie może on pracować. Wciąż czeka na otrzymanie statusu uchodźcy.