Dyplomata o katastrofie smoleńskiej: W sensie amatorszczyzny jesteśmy w tym samym punkcie

Dyplomata o katastrofie smoleńskiej: W sensie amatorszczyzny jesteśmy w tym samym punkcie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Miejsce katastrofy smoleńskiej
Miejsce katastrofy smoleńskiejŹródło:Newspix.pl / fot. Paweł Ciecierski
– W sensie amatorszczyzny jesteśmy w tym samym punkcie, nie wyciągnęliśmy wniosków – stwierdził na antenie Polsat News Witold Jurasz, który w 2010 roku pełnił funkcję charge d'affaires RP na Białorusi.

W rozmowie na antenie Polsat News dyplomata stwierdził, że „mimo tego, iż w katastrofie smoleńskiej zginęli przedstawiciele różnych opcji politycznych, dwie polskie delegacje - rządowa i PiS z Jarosławem Kaczyńskim - nie spotkały się w Smoleńsku ani na chwilę”. – Jedynym człowiekiem, który starał się, chodził między tymi delegacjami, był ówczesny wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder, który wzniósł się ponad te podziały, bo one były widoczne już tego dnia – tłumaczył były charge d'affairs.

Zapytany o przygotowania do lotu do Smoleńska, Witold Jurasz podkreślił, iż „w trakcie przygotowań do wizyty polskiej delegacji w Katyniu, panował kompletny chaos”. – W dniu katastrofy dowiedziałem się, że prezydent będzie lądował w Mińsku (ostatecznie Tu-154M poleciał do Rosji - red.). Szykowałem się do spotkania z prezydentem, gdy zadzwonił do mnie kolega z ambasady w Moskwie i powiedział, że jest katastrofa. I zerwało się połączenie. Nie zareagowałem na to słowo, bo byłem przyzwyczajony, że polskie delegacje to zawsze jest "katastrofa". A to czegoś zapomniano, a to nie wzięto wieńca albo nie ma amunicji i nie ma czego strzelać podczas salwy honorowej – podkreślił.

Witold Jurasz wspominał także pierwsze chwile po katastrofie smoleńskiej. – Strona polska była całkowicie nieprzygotowana. Rosjanie mieli na miejscu departament prawno-traktatowy swojego MSZ, bo to są zawodowcy, niezależnie od tego, co o nich myślimy. Myśmy przywieźli całe Centrum Informacyjne Rządu. Z samolotu nie wysypali się prawnicy, patomorfolodzy, specjaliści od prawa lotniczego, tylko młode osoby, ktorych zadaniem było ustawianie kamer – zaznaczył były charge d'affairs.

Dyplomata przyznał, iż „w MSZ wówczas pracował nieżyjący już Jakub Wołąsiewicz”. – Z tego co mi wiadomo, kilka godzin po katastrofie złożył na ręce ministra notatkę o opcjach prawnych do prowadzenia śledztwa. Ona została zignorowana. Nie wiem, czy została zarejestrowana. Problem polega na tym, że u nas jest pospolite ruszenie, a u Rosjan zimny profesjonalizm –podsumował.

Czytaj też:
Część rodzin smoleńskich apeluje o powstrzymanie ekshumacji. "Nasi Bliscy mają być wyciągnięci z grobów, wbrew uświęconemu tabu"

Źródło: Polsat News