„Szlachta nie pracuje”. Sprawdzamy, czy określenie, które "odgrzała" pewna partia, ma cokolwiek wspólnego z historią

„Szlachta nie pracuje”. Sprawdzamy, czy określenie, które "odgrzała" pewna partia, ma cokolwiek wspólnego z historią

Polska magnateria
Polska magnateria Źródło: domena publiczna
Dzięki grafice pewnej partii politycznej termin ten ostatnio znów zyskał na popularności. Pytanie, co naprawdę znaczy? I ile w nim prawdy?

Pierwotnie stwierdzenie „Szlachta nie pracuje” było jednym z przejawów dosyć swobodnego i co tu wiele mówić, zwodniczego podejścia pewnej cześć młodych ludzi do życia. Delikatni ujęliby to terminem – frywolność, złośliwi – patologia. I nie ma co ukrywać, że właśnie to drugie znaczenie przeszło do powszechnej świadomości. Oznaczenie na Facebooku „Szlachta nie pracuje” jako pracodawcy było kojarzone z brakiem perspektyw, prymitywizmem i nizinami społecznymi, tudzież po prostu gminem. Jednym słowem konotacje jak najbardziej negatywne.

Fenomen ten postanowiła wykorzystać Partia Razem, która sięgnęła po ów slogan, aby sprzeciwić się wykupieniu przez państwo zbiorów Fundacji Książąt Czartoryskich i zarazem upomnieć się o sprawę pańszczyzny.

facebook

Pomijając fakt śmieszności przywoływania tej drugiej kwestii i prób odszkodowań za nią (tak, jakby dawna szlachta rządziła Polską jak za I Rzeczypospolitej, o problemach z tym związanych pisał kolega Sebastian Adamkiewicz), na zastanowienie zasługuje fakt fałszywości samego omawianego terminu. A jak się zdaje błędy takiego rozumowania są popełniane na kilku poziomach. Przy okazji z koniecznym uwzględnieniem pewnych założeń marksistowskich, z których członkowie Razem zdają sobie sprawę, a młodzież raczej nie. Aby dobrze zrozumieć o co chodzi, należy pochylić się nad dwoma użytymi słowami: „szlachta” i „praca”. Uprzedzam, rozważania mają charakter raczej humorystyczny i mogą być uznane za czepialstwo (szczególnie, że wspomniana partia zwróciła uwagę, ze nie chodzi jej o faktyczne rekompensaty za pańszczyznę). Slogan „Szlachta nie pracuje” zdradza jednak pewne, obecne w społeczeństwie, wyobrażenie o świecie.

Proponuję najpierw przyjrzeć się terminowi „praca”. Wyraźnie widać, że oznacza on w tej interpretacji tylko pracę fizyczną i jakkolwiek w wyobrażeniu młodzieży „szlachta nie pracuje” znaczy, że niczym kapitalista alienuje chłopa od owoców jego pracy i czerpie z nich zyski. Jednym słowem, korzysta z jego ciężkiej, fizycznej pracy na polu, a samemu nic nie robi. Klasa próżniacza.

Pytanie, czy rzeczywiście tak się działo? Prawo do czerpania korzyści z pańszczyzny w założeniu było wynagrodzeniem za inną działalność (o tym, jaka była prawda pisał niejaki Aaron Aleksander Olizarowski, kiedy wskazywał na niewolę chłopów w Rzeczpospolitej). W zhierarchizowanym społeczeństwie bowiem każdy człon odpowiadał za konkretną funkcję. Szlachcic miał po pierwsze bronić ojczyzny (w tym i mieszkających w niej chłopów) i szczególnie na Kresach Wschodnich pod tym względem należało być bardzo zaangażowanym. Liczne najazdy tatarskie łupiły nie tylko dworki (czy też raczej forteczki szlacheckie), ale też wsie, sioła i kupieckie karawany. Nie przypadkiem mało który ze szlachciców z najbardziej wysuniętych na wschód województw umierał w sposób naturalny. Oczywiście nie wszyscy z nich uganiali się za Tatarami w okolicach Baru, wszyscy jednak byli objęci pospolitym ruszeniem i w razie konfliktu musieli wesprzeć ojczyznę w wojennym dziele czy to osobiście, czy to zastępstwem. Najbogatsi (poza prowadzeniem własnych wojenek) wystawiali nieraz oddziały silniejsze niż wojsko królewskie.

Lecz nie tylko walka zajmowała ten stan. Poświęcał się on także życiu obywatelskiemu (na które zgodnie z ideałem Arystotelesa trzeba mieć czas). Oznaczało to udział w sejmikach, w sejmie i w wolnej elekcji, jednym słowem niemało pracy. Bo wybrać się z Litwy na sejm, który odbywa się w Piotrkowie, to nie tylko długa, ale i kosztowna impreza. Nawet pojawienie się na sejmiku ziemskim mogło stać się obciążeniem, gdyż obrady bywały długie i gorące (nie zawsze przez pijaństwo i rozboje, jak to odmalował Jan Piotr Norblin). Do tego przynajmniej część szlachty, chcąc być na bieżąco w sprawach państwa, musiała zaznajamiać się z polityczną literaturą, deliberować nad nią i dyskutować. Ktoś powie, że nic z tego nie wyszło i Rzeczpospolita upadła, ale szlachta tego wtedy nie wiedziała i starała się wypełniać obowiązki obywatelskie, a przynajmniej część z nich.

Poza tym prowadzenie gospodarstwa, nawet gdy się na nim nie pracuje, nie jest sprawą prostą. Nie bez kozery stare przysłowie powiada „pańskie oko konia tuczy”. Znajomość ekonomii i rozsądnego gospodarowania wymagała czasu, umiejętności i dużych nakładów pracy. I praca ta tylko częściowo szła w gwizdek, bowiem Rzeczpospolita była biednym krajem pełnym niekiedy obłędnie bogatych obywateli. Nie przypadkiem to Polska była zbożową potęgą. Problemem nie było więc to, że szlachcice nie pracowali, ale że owoce tej pracy nie szły na dobro państwa, tylko zostawało w rękach prywatnych.

Kłopotliwe jest i samo sformułowanie „szlachta”, bowiem był to termin wspólny dla bardzo zróżnicowanej grupy. Ta teoretycznie równa wobec prawa i siebie zbiorowość stanowiła nie lada mieszankę. Od magnatów jak Czartoryscy, posiadających zamki, miasta i wsie, po gołotę która tym się od chłopów różniła, że trzymała gdzieś w kufrze kontusz po dziadku nadjedzony przez mole. O tym, jak wielkie były to różnice przekonały się administracje zaborców tuż po rozbiorach, kiedy to nie wiedziano, jak poradzić sobie z tym ogromem. Śmiem twierdzić, a robię to za Konstantym Grzybowskim, znawcą prawa staropolskiego i marksizmu, że doszło tu do nieuprawnionego nadania znaku równości między stanem i klasą. Szlachta od chłopów różniła się co prawda stanem, ale nie musiała różnić się pod względem klasowym. Biedny szlachcic żyjący z pracy własnych mięśni (i do tego będący klientem magnata) znajdował się na tym samym poziomie, co chłop pańszczyźniany. Tymczasem bogaty chłop posiadający parobków mógł należeć do identycznej kategorii ekonomicznej, co dysponujący skromnym majątkiem szlachcic.

Stwierdzenie „szlachta nie pracuje”, nawet przy przyjęciu terminu „praca” jako działalności fizycznej, jest nieprawdziwe. Zdaje się więc, że w haśle chodziło nie o szlachtę jako taką, ale szlachtę obszarniczą, czyli żyjącą z fizycznej pracy innych. O co chodzi młodzieży można się tylko mgliście domyślać, bo sama pewnie do końca tego nie pojmuje. „Szlachta” to najpewniej ci co mają tyle forsy, że nie muszą nic robić (czyli są burżujami). Wypisz, wymaluj retoryka wczesnego PRL-u. Ile zaś w tym prawdy? To zależy jaką soczewkę założymy; jeśli będziemy patrzeć na dawne wieki przez wąski pryzmat, będziemy mogli uznać to za prawdę; jeśli przez nieco szerszy, już nie. Ale czy warto to robić? Chyba tak, bo skoro potrzebujemy autorytetów, to może konieczne jest walczyć ze schematami myślenia, zamiast je powielać. A jak chce się atakować dawne układy, to lepiej nazywać rzeczy po imieniu: nie tyle szlachta nie pracowała, ile nic z tej jej pracy (za sprawą znacznej części jej egoizmu) nie wychodziło.

Autorem tekstu „Szlachta nie pracuje?” jest Paweł Rzewuski. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0

Źródło: Histmag.org