Polityczna awantura za niemal 3 mln złotych. Prezentujemy pełne koszty sejmowego kryzysu

Polityczna awantura za niemal 3 mln złotych. Prezentujemy pełne koszty sejmowego kryzysu

Policja przed Sejmem, 19 grudnia
Policja przed Sejmem, 19 grudnia Źródło: Newspix.pl / DAMIAN BURZYKOWSKI
Ponad 2,8 mln złotych kosztowało zabezpieczenie przez policję zgromadzeń, które odbywały się przed budynkami Parlamentu w związku z protestem opozycji w Sejmie w dniach 16 grudnia – 12 stycznia – wynika z informacji, które portal Wprost.pl uzyskał od Komendy Stołecznej Policji.

W ciągu 27 dni służbę przed Parlamentem pełniło 8981 policjantów. Najwięcej z nich zaangażowano w dniach, gdy odbywały się zgromadzenia, a więc 16-21 grudnia – wówczas było to 6863 funkcjonariuszy i 11 stycznia, gdy trzech zgromadzeń pilnowało 932 policjantów. Największe koszty wygenerowały pierwsze dni protestu. Każdy kolejny dzień od 16 do 21 grudnia to wydatek około 390 tys. złotych, co daje łącznie 2 mln 340 tys. złotych. Po doliczeniu wszystkich pozostałych dni otrzymujemy kwotę 2 843 774 złotych.

Organizatorzy się przeliczyli

– W pierwszych dniach naszych działań zabezpieczających zaangażowanych było najwięcej policjantów, w tym dodatkowi funkcjonariusze z innych garnizonów z terenu kraju, gdyż organizatorzy manifestacji, m. in. środowiska KOD, – tłumaczy podinsp. Magdalena Biedniak z Sekcji Prasowej KSP. – W związku z tym w początkowym okresie, opierając się na deklarowanej przez organizatora ilości demonstrantów, dostosowano do niej liczbę funkcjonariuszy mającą gwarantować skuteczność w zapewnieniu bezpieczeństwa zgromadzeń i porządku prawnego – wyjaśnia rzecznik prasowa w rozmowie z Wprost.pl. Jak podkreśla, koniec końców w wiecach uczestniczyło o wiele mniej osób, niż wcześniej zapowiadano.

Budżet nie ucierpiał

W odpowiedzi na interpelację posła Adama Andruszkiewicza wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński poinformował, że decyzję o wysłaniu niemal 7 tys. funkcjonariuszy podjął Komendant Stołeczny Policji. „Z uwagi na dynamiczny przebieg zdarzeń przed gmachem Sejmu RP oraz na terenie miasta stołecznego Warszawy (szczególnie w miejscach organizacji – również spontanicznych – zgromadzeń publicznych) do działań zabezpieczających skierowano adekwatną do przewidywanych zagrożeń liczbę funkcjonariuszy policji” – poinformował Zieliński. Zaznaczył też, że koszt wspomnianych działań pokryty został z bieżących środków finansowych będących w dyspozycji policji. Nie stanowił więc dodatkowego obciążenia dla budżetu państwa.

Przedstawiciele służb podkreślają też, że ochroną Sejmu, a więc miejsca, gdzie odbywał się protest posłów, zajmowała się Straż Marszałkowska. Funkcjonariusze policji dbali natomiast o bezpieczeństwo uczestników demonstracji. O dodatkowych kosztach poniesionych przez Kancelarię Sejmu w związku z protestem opozycji informowaliśmy wcześniej.

Czytaj też:
Ile zapłaciliśmy za protest opozycji w Sejmie? Ujawniamy koszty

Polityczna burza, która kosztowała nas miliony

Tysiące policjantów ze stołecznego garnizonu oraz jednostek w całej Polsce przez niemal miesiąc zabezpieczały okolice parlamentu w związku z protestami, jakie organizował Komitet Obrony Demokracji czy stowarzyszenie Obywatele RP. Demonstracje były odpowiedzią na, a zarazem częścią tzw. kryzysu parlamentarnego, który rozpoczął się od wykluczenia z obrad posła Platformy Obywatelskiej Michała Szczerby przez marszałka Marka Kuchcińskiego. Posłowie opozycji na znak protestu zablokowali mównicę sejmową. Prowadzący posiedzenie ogłaszał kilkukrotnie przerwę, po czym zdecydował o kontynuacji trwających wówczas głosowań nad poprawkami do budżetu. Gdy jednak jedna z poprawek „nie przeszła”, wobec braku kworum (opozycja wyciągnęła swoje karty z urządzeń do głosowania – red.) Kuchciński zarządził przerwę, która trwała przez kilka następnych godzin. Sytuację zaogniła decyzja o przeniesieniu obrad do Sali Kolumnowej (gdzie najpierw zebrał się klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości – red.).

Zdaniem opozycji przyjęte w wątpliwych okolicznościach poprawki do ustawy budżetowej zostały przegłosowane z naruszeniem prawa. Kilkaset zgłoszonych poprawek „zblokowano” i przyjęto w kilku głosowaniach. Wątpliwości budzi także kwestia kworum, liczenie głosów oraz fakt, iż politycy opozycji mogli wejść na Salę Kolumnową, ale blokowano im dostęp do stołu prezydialnego, wobec czego nie mogli zabierać głosu i zgłaszać wniosków formalnych.

Czytaj też:
Kancelaria Sejmu ujawnia dokumenty z wątpliwego głosowania. Rozwieją niejasności w sprawie nieobecnych sekretarzy?

W zaistniałej sytuacji, liderzy PO, PSL i Nowoczesnej podjęli decyzję, by posłowie z tych ugrupowań nie opuszczali sali posiedzeń plenarnych. Jako pierwsze, jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, z protestu zrezygnowało Polskie Stronnictwo Ludowe. PO i Nowoczesna pozostawały w Sejmie przez cały okres świąteczny i noworoczny. Im bliżej jednak było do zaplanowanego na początek stycznia posiedzenia Sejmu, tym częściej pojawiały się między nimi rozbieżności co do tego, w jaki sposób kryzys rozwiązać.

Ostatecznie kryzys skończył się wraz z przerwaniem protestu przez opozycję po tym, jak 11 stycznia Senat zdecydował o przyjęciu bez poprawek ustawy budżetowej. Przewodniczący PO Grzegorz Schetyna poinformował o zawieszeniu protestu w sali plenarnej. Z kolei Nowoczesna zamierza złożyć wniosek do TK o zbadanie ustawy. Posiedzenie Sejmu już bez większych problemów wznowione zostało 25 stycznia.

Czytaj też:
Sejmowy protest zawieszony. Kto stracił, a kto zyskał? „Największym przegranym jest Petru”