We wtorek Łukasz Gramza, prokurator oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu z Krakowa przekazał, że w próbkach, które pobrano z „małych ziemniaczarek”, potwierdzono obecność elementów organicznych, które poddane zostały działaniu wysokiej temperatury. Są to prawdopodobnie rozdrobnione kości.
– Wydobyty materiał jest jednak zbyt mocno zdegradowany, by można jednoznacznie rozstrzygnąć, czy jest on ludzki, czy też nie – mówił Gramza. Prokurator dodał, że ekspertyza naukowców niczego nie rozstrzyga, ale też niczego nie wyklucza. – Wpisuje się ona jednak w to, co Muzeum Auschwitz wie w oparciu o dokumenty i relacje byłych więźniów. (…) Stanowi pewne potwierdzenie, że są tam szczątki ludzkie, choć metodą naukową nie udało się tego rozstrzygnąć – mówił.
Przypomnijmy, próbki z wnętrza „małych ziemniaczarek” naukowcy pobierali jesienią ubiegłego roku. – Na dziedzińcu budynku są dwa pasy wybetonowane, a pomiędzy nimi nawierzchnia gruntowa. Wykonano dziewięć wykopów sondażowych. Na całym terenie, pod kilkunastocentymetrową warstwą darni, znajdowała się kilkunastocentymetrowa warstwa organiczna, wyraźnie odróżniająca się od gleby – tłumaczył prokurator.
Z relacji byłych więźniów wynika, że Niemcy używali do utwardzania, wyrównywania lub osuszania terenu wokół obozu, popiołów ofiar, którymi byli głównie Żydzi. Część prochów Niemcy wysypywali też do rzeki Wisły. Budynek „małych ziemniaczarek” wzniesiono w 1943 roku. Stoi on kilkadziesiąt metrów od drutów byłego obozu Birkenau.