Policja odnosi się do publikacji „Gazety Wyborczej”. „Nie chodziło o inwigilację opozycji, a zapewnienie bezpieczeństwa”

Policja odnosi się do publikacji „Gazety Wyborczej”. „Nie chodziło o inwigilację opozycji, a zapewnienie bezpieczeństwa”

Od lewej: Grzegorz Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz, Ryszard Petru i Katarzyna Lubnauer
Od lewej: Grzegorz Schetyna, Władysław Kosiniak-Kamysz, Ryszard Petru i Katarzyna Lubnauer Źródło: Newspix.pl / GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS
Gazeta.pl opublikowała komentarz policji do publikacji „Gazety Wyborczej” o śledzeniu polityków i działaczy opozycji przez funkcjonariuszy. Jak wyjaśnia policja, „nie chodziło o inwigilację, ale zapewnienie bezpieczeństwa”.

„Gazeta Wyborcza” opublikowała w czwartek nagrania, mające być dowodami na inwigilację członków opozycji. „GW” otrzymała je mailem od nieznanego nadawcy. Pochodzą z 21 lipca, gdy w Sejmie debatowano nad projektem ustawy o Sądzie Najwyższym. Z nagrań udostępnionych przez dziennik wynika, że lider Nowoczesnej Ryszard Petru, a także dwaj członkowie ruchu Obywatele RP Wojciech Kinasiewicz i Tadeusz Jaskrzewski byli obserwowani i śledzeni podczas protestów tego dnia. Policja nie udzieliła komentarza przed publikacją tekstu na ten temat.

Czytaj też:
„Gazeta Wyborcza”: Policja inwigilowała opozycję podczas protestów. Dziennik publikuje nagrania

Fragment nagrań opublikowanych przez „Gazetę Wyborczą”: – Pytanie moje, pan Petru wyszedł z restauracji Wiejska 13. Teraz jest kwestia, czy go pilnujemy dalej? Idzie w stronę pl. Trzech Krzyży. Czy odpuszczamy?– Słuchaj, pilnujemy go. I tam jak tutaj – jak Kinasiewicz wejdzie do auta swojego, wiesz, to też krótko pojedziemy za nim.– Tak, przyjąłem.

Gazeta.pl zwróciła się do policji z prośbą o komentarz w tej sprawie, już po publikacji nagrań. W odpowiedzi Komenda Główna Policji wskazała, że działania funkcjonariuszy nie miały na celu inwigilacji, a po prostu zapewnienia bezpieczeństwa. - Szczególną uwagę zwracano na osoby, które poprzez swoje zaangażowanie w bieżące wydarzenia i głoszone poglądy mogły spotkać się zarówno z pozytywnymi, jak i negatywnymi reakcjami innych ludzi - wyjaśniał mł. insp. Mariusz Ciarka z KGP.

Fragment wyjaśnienia autorstwa Komendy Głównej Policji:

„Policjanci zabezpieczający teren przyległy do Parlamentu RP, gdzie w ostatnim czasie miały miejsce liczne manifestacje, dokładali wszelkich możliwych starań, aby osoby uczestniczące w zgromadzeniach mogły w poczuciu bezpieczeństwa wyrażać swoje poglądy, aby bezpiecznie czuły się osoby postronne, a także parlamentarzyści, którzy często poruszali się w tym rejonie pieszo. I te działania o charakterze czysto ochronnym realizowane były wówczas, gdy wydawało się to zasadne, w stosunku do parlamentarzystów zarówno opozycji, jak i koalicji rządzącej. Nie powinno więc dziwić, że szczególną uwagę zwracano na osoby, które poprzez swoje zaangażowanie w bieżące wydarzenia i głoszone poglądy mogły spotkać się zarówno z pozytywnymi, jak i negatywnymi reakcjami innych ludzi. O ile te pierwsze nie stanowią żadnego zagrożenia, o tyle drugie zwłaszcza podczas bezpośrednich kontaktów, nawet w odniesieniu do przypadkowo napotkanych osób, mogłyby łatwo przerodzić się w kłótnię i słowny konflikt, a nawet agresję fizyczną. I właśnie zapobieżenie takim sytuacjom było powodem działania funkcjonariuszy, którzy nie wzbudzając zbędnej sensacji zapewniali bezpieczeństwo”.

Czytaj też:
Błaszczak: Na protestach było wielu spacerowiczów. Była piękna pogoda

Źródło: Gazeta.pl / "Gazeta Wyborcza"