W zeszłym roku 47-letnia Małgorzata Adamczyk zachorowała na raka migdałka. Przeszła chemioterapię i radioterapię. Dwa miesiące temu zrobiono jej biopsję. Badanie wykazało, że kobieta jest zdrowa. Jednak wraz z pobieraniem wycinków do badań, pojawiły się komplikacje. Pani Małgorzata dostała krwotoku z gardła. – Było względnie dobrze do pierwszego krwotoku w czwartek – wspomina Karolina Adamczyk, córka pani Małgorzaty.
Jednak krwotok powtórzył się w niedzielę. Kolejny w poniedziałek. – Mama prosiła, żeby dzwonić na pogotowie. Dławiła się krwią – mówi córka, a mąż pani Małgorzaty, Dariusz Adamczyk, dodaje: – Zobaczyłem jak żona leży w kuchni. Tyle krwi w życiu nie widziałem.
Pani Małgorzata została przewieziona na szpitalny oddział ratunkowy w Zawierciu. Krwotoki ustąpiły, ale kobieta nadal czuła się źle. – Była w złym stanie – przyznaje Karolina Adamczyk: – Była osłabiona, wszystko ją bolało. Mówiła, że chce jej się spać.
Zdaniem córki, podczas pobytu na SOR kobiecie dwukrotnie pobierano krew. – Powiedzieli, że niestety będzie potrzebne pobranie drugi raz. Nie zanieśli krwi do badań i ta skrzepła – wspomina córka pacjentki.
Wypis ze szpitala
Pani Małgorzata spędziła na oddziale prawie osiem godzin i została wypisana do domu. Godzinę po powrocie ze szpitala kobieta zmarła. Dlaczego lekarze nie pomogli pacjentce? – Lekarz zajął się tą chorą natychmiast. Zgodnie z procedurami obowiązującymi na SOR, oceniono jej stan zdrowia i podjęto wszelkie czynności, związane z jej stanem zdrowia – powiedział nam Sławomir Milka, zastępca Dyrektora ds. Lecznictwa w Szpitalu Powiatowym w Zawierciu.
Dyrektor zapewnia również, że kobieta nie chciała zostać w szpitalu. – Chorej zaproponowano pozostanie na obserwacji, bądź przewiezienie do odpowiedniego pod względem choroby oddziału. Odmówiła – wyjaśnia Sławomir Milka. Zdaniem rodziny, taka propozycja nie padła. – Dzwoniła do mnie, żeby jej wziąć rzeczy, szlafrok. Oczekiwała tej pomocy i była zdecydowana zostać w szpitalu – zapewnia mąż a córka pokazuje wypis ze szpitala. – W wypisie jest napisane: „pacjentka z poprawą wypisana do domu do dalszego leczenia laryngologicznego” – czyta Karolina Adamczyk. – Proszę zobaczyć, że nie ma żadnej wzmianki, że jest wypisana na własne żądanie. Gdyby tak było, powinno być to zapisane w trybie wypisu.
Nasza reporterka pokazała dyrektorowi szpitala wypis, który otrzymała rodzina. – Nie ma pani kompletnej dokumentacji – oświadczył, ale odmówił pokazania pełnej.
„Ona mogła żyć”
„Uwaga!” TVN zaprosiła lekarza, który opiekował się pacjentką na SOR. Podczas rozmowy wyszło na jaw, że szpital jednak nie posiada dokumentu, o istnieniu którego zapewniał nas przed kamerą dyrektor. – Tryb wypisu był planowy. Była dwukrotnie robiona morfologia. Badałem ją dwukrotnie, nie stwierdziłem czynnego krwotoku. Nie było spadku morfologii, który by świadczył, że w tym czasie jest jakieś krwawienie wewnętrzne. Rozmawiałem z nią długo. Mówiłem, że u nas w szpitalu nie ma laryngologii, że mogę ją przesłać do Sosnowca na laryngologię, która pełni ostry dyżur – tłumaczył podczas programu na żywo Józef Kocoń, lekarz SOR w Zawierciu.
Rodzina nie może pogodzić się z decyzją lekarzy. Planuje poinformować o całej sprawie prokuraturę. – Jeśli nie potrafili jej pomóc, to czemu jej nie przewieźli do innego szpitala? – pyta Dariusz Adamczyk. – Ona mogła żyć – mówi córka kobiety. – Wygrała walkę z rakiem, przegrała z SOR-em.