W środę poseł Nowoczesnej Marek Sowa zaproponował na rozpoczęcie obrad Sejmu uczczenie chwilą ciszy Piotra Szczęsnego, który 19 października dokonał samopodpalenia przed Pałacem Kultury i Nauki. W pozostawionym liście mężczyzna tłumaczył polityczne motywacje swojego działania. – Zdaję sobie sprawę, że możemy się różnić w ocenie tego zdarzenia. Ale mam przekonanie, że ten wyjątkowy akt desperacji człowieka był motywowany miłością do naszej ojczyzny i troską o jej los – mówił Marek Sowa z Nowoczesnej. Jak wskazał, Piotr Szczęsny zostawił manifest, który jego zdaniem powinien być dla każdego polityka przedmiotem refleksji.
„Nie przeprosili swej ofiary”
Na jego apel odpowiedziała większość polityków, a wśród tych, którzy wstali z ław, znajdowała się m.in. premier Beata Szydło czy członkowie jej rządu: Witold Waszczykowski i Mariusz Błaszczak. Nie wszyscy włączyli się w minutę ciszy, co wypomnieli na Twitterze posłowie opozycji, wskazując m.in. na Krystynę Pawłowicz. Posłanka PiS odpowiedziała krytykom na Facebooku. „Dziś w Sejmie była z zaskoczenia chwila ciszy-pułapka sprawców. Nie przeprosili jednak swej ofiary. Wykorzystali ją też po śmierci. Czy poseł Sowa był na pogrzebie? Czy poprzestał na sejmowo-medialnym pokazie hipokryzji. Fałszywa »chwila ciszy« zainicjowana przez barbarzyńców” – skomentowała polityk.
„Ktoś pilnie zadzwonił”
Okazuje się, że minuty ciszy nie uszanowała także Beata Kempa. Kamery dziennikarzy „Gazety Wyborczej” uchwyciły moment, na którym widać, jak szefowa KPRM rozmawia przez telefon w trakcie minuty ciszy. Kempa powiedziała w rozmowie z portalem Wirtualna Polska, że „był to niefortunny zbieg okoliczności”. – Ktoś pilnie zadzwonił. Zresztą, nie dokończyłam rozmowy, dopiero w jej trakcie zorientowałam się, o co chodzi. Szkoda, że złośliwy dziennikarz nie wykonał telefonu lub sms-a przed oczernianiem mnie – dodała posłanka PiS.