Wilk syty i owca cała

Wilk syty i owca cała

Prezydent Andrzej Duda
Prezydent Andrzej Duda Źródło:Newspix.pl / DAMIAN BURZYKOWSKI
Prezydent wybrnął z chryi, w jaką i jego i polski rząd wpakowali pomysłodawcy nowelizacji ustawy o IPN, którą były premier Jan Olszewski nazwał wprost bublem prawnym.

Wywołała ona ostrą wojnę dyplomatyczną z Izraelem i zagroziła naszemu strategicznemu sojuszowi z USA. A nikomu przecież nie trzeba przypominać, że na nadmiar sojuszników ten rząd narzekać nie może. Szerzej piszemy o tym w bieżącym wydaniu Wprost, m.in. tutaj: https://www.wprost.pl/tygodnik/10101857/Utracona-czesc-Narodu.html

Wywołała ona także wielkie emocje w Polsce, uwalniając nie tylko zrozumiałe oburzenie na przypisywanie Polakom masowej, systemowej kolaboracji z Niemcami, ale także, niestety, pokłady ledwo skrywanej niechęci do Żydów. I z jednym i z drugim prezydent musi się liczyć, dlatego zaproponował bardzo bezpieczne rozwiązanie. Z jednej strony ustawę podpisał, stawiając na jedność w obozie rządzącym i podkreślając to, co w całej sprawie było najistotniejsze: polskie władze nie mogą tolerować zakłamywania historii, czego symbolem jest nieszczęsne sformułowanie „polskie obozy śmierci”. Z drugiej strony nie możemy jednak uciekać od odpowiedzialności za przestępstwa, popełniane na żydowskich sąsiadach przez wielu naszych rodaków, które zresztą były już w czasie okupacji ostro karane przez Polskie Państwo Podziemne.

Stąd też pomysł odesłania całej ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, który ma zadbać o doprecyzowanie przepisów, tak by nie było wątpliwości, że ograniczają one wolność słowa, swobodę debaty publicznej i badań naukowych.

Pożar ma szansę zostać w ten sposób ugaszony. Szkoda tylko, że nie można było pomyśleć o kilku prostych, precyzyjnych sformułowaniach nieco wcześniej, przy okazji prac nad całą ustawą. Uniknęlibyśmy wtedy kolejnej światowej awantury, kompromitującej władze, które i tak mają na arenie międzynarodowej wizerunkowe problemy. Zwłaszcza, że kulawa ustawa nie była przecież żadnym spiskiem wrażych sił w Brukseli, Moskwie czy Izraelu, tylko wyszła z najtwardszego jądra obozu rządzącego. To jej autorzy odpowiadają za całą globalną awanturę, której konsekwencje będą jeszcze odbijać nam się czkawką. Nie dlatego, że ich intencje były całkiem złe.

„Polskie obozy śmierci” to jest wierutne kłamstwo, z którym trzeba walczyć. Państwo polskie nigdy nie splamiło się systemową kolaboracją z Niemcami, czego nie można powiedzieć o większości europejskich demokracji, wspierających III Rzeszę choćby dziesiątkami tysięcy ochotników, zaciągających się do Waffen SS.

Niestety zbożny cel wykorzystano, z rozmysłem, czy przez zwykłe niechlujstwo, jako pretekst do nałożenia knebla na szeroką debatę o tym, jak wyglądał Holokaust na ziemiach polskich. Ukryto ją przy tym w pełnych egzaltacji sformułowaniach. A to w polityce poważny błąd, bo egzaltacja jest jedną z największych politycznych słabości. Wypadałoby teraz, żeby autorzy tego błędu, który omal nie wywrócił do góry nogami całego projektu, w ramach zadośćuczynienia zjedli papier, na którym spisano tę nieszczęsną ustawę. Na to nie ma jednak co liczyć. W polskiej polityce mało kto przyznaje się do błędów. A co dopiero do głupoty.

Więcej możesz przeczytać w 6/2018 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.