„GW”: To oszustka złożyła zeznania obciążające Tomasza Komendę. Zdarzało jej się to już wcześniej

„GW”: To oszustka złożyła zeznania obciążające Tomasza Komendę. Zdarzało jej się to już wcześniej

Jak donosi „Gazeta Wyborcza” kobieta, której zeznania były jedną z podstaw do skazania Tomasza Komedy, już wcześniej składała fałszywe zeznania. Dziennikarze piszą, że Dorota P. powoływała się na swoje znajomości w policji i prokuraturze.

Galeria:
Tomasz Komenda odzyskał wolność po 18 latach

W listopadzie 1999 roku, po dwóch latach od czasu śmierci 15-letniej Małgosi z Miłoszyc, śledztwo w sprawie jej zabójstwa osiągnęło przełom. Wówczas to głównym podejrzanym stał się Tomasz Komenda, przeciwko któremu zeznania złożyła Dorota P. Kobieta stwierdziła, że jeden z czterech portretów pamięciowych, które wtedy ukazały się w programie "997" pasuje do wnuka jej sąsiadki, czyli właśnie Tomasza Komendy.

Dorota P. zeznała, że Komenda był na dyskotece w Miłoszycach w noc, gdy zginęła Małgosia. Tłumaczyła, że chłopak miał pożyczać od niej pieniądze na benzynę, aby dotrzeć na tę imprezę. P. miała także zeznać, że Komeda mówił jej, że jego dziewczyna pochodzi z Jelcza-Laskowic i ma na imię Małgosia. Rodzinę Komedy kobieta określiła jako patologiczną i nadużywającą alkoholu. Mówiła także o agresywnym zachowaniu Komendy. Właśnie na podstawie tych zeznań i badań DNA, które jak już wiemy, okazały się nieprawdziwe, zatrzymano Tomasza Komendę w 2000 roku.

Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza" Dorota P. już wcześniej składała fałszywe oskarżenia. W 1994 roku złożyła doniesienie na swojego konkubenta Bogdana B., który miał się nad nią znęcać. Wówczas na świadków wezwano między innymi Mariannę S., babcię Tomasza Komendy, ponieważ była ona jej sąsiadką. Nikt z wezwanych świadków nie potwierdził wersji Doroty P. i sprawę umorzono.

Później pojawiła się też inna sprawa, o którą P. sądziła się z Bogdanem B. Kobieta miała wykorzystując jego podpis zameldować się w mieszkaniu mężczyzny. Ostatecznie w 1997 roku sąd zarządził eksmisję kobiety. – Gdy wytaczała kolejne sprawy przeciwko mnie bądź gdy z domu znikały mi przedmioty i podejrzewałem ją o kradzież, śmiała się, że i tak nic jej nie zrobią, bo wśród policjantów, prokuratorów i sędziów ma dużo dobrych znajomych – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Bogdan B.

Źródło: Gazeta Wyborcza