Warszawo – czas na zmiany!

Warszawo – czas na zmiany!

Warszawa (fot. marchello74.Fotolia.pl) 
Kandydaci na prezydenta Warszawy przerzucają się obietnicami. Ja mam jedną prośbę: aby moje miasto stało się stolicą, europejskiego formatu.

Warszawa jest stolicą jednego z największych krajów Europy i dużym miastem zbliżonym wielkością do Barcelony, Rzymu lub Hamburga. Ale zupełnie się tego nie czuje, zamiast tego dominuje prowincjonalne wrażenie. Praga czy Budapeszt, choć mniejsze, cieszą oczy wielkomiejską atmosferą.

Problem leży w urbanistyce miasta, a raczej w jej braku. Machnijmy wreszcie ręką na tłumaczenie wszystkiego historią II wojny światowej, która zniszczyła miasto. Po 30 latach je odbudowano, a potem przez następne 30 lat zdegradowano prymitywną urbanistyką. Mam na myśli brak centrum i satelickie osiedla. Do dzisiaj Warszawa nie ma kompletnej obwodnicy drogowej i transport ciężarowy przepycha się przez miasto. Centra handlowe zlokalizowano zbyt blisko centrum. „Złote Tarasy” jak baloniasty grzyb rozpychają się 15 metrów od Dworca Centralnego, a nie zbudowano nowoczesnego dworca z podjazdami i parkingami, co powoduje gigantyczne korki w śródmieściu. Spróbujcie podjechać autem, aby odebrać żonę z Dworca Centralnego. Gdzie ma podjechać autobus jeśli wycieczka przesiada się na pociąg? Brak miejsca, żenująca prowizorka.

Tyłem do rzeki

Warszawa jako jedyne miasto w Europie nie leży nad rzeką, tylko się od niej odwraca, jakby było zaprojektowane przez wrogów wody. Wisła jest obrośnięta krzakami i przypadkowymi chaszczami, bez bulwarów, bez domów mieszkalnych zwróconych ku wodzie jak w Rzymie, Londynie, Paryżu, Pradze, Sztokholmie itd. Miałbym propozycję dla Głównego Urbanisty Miasta Warszawy, którego obecnie nie ma. Zbudujmy wielkomiejskie bulwary wzdłuż Wisły! Chodzi mi o bulwary tętniące życiem, zamieszkałe przez ludzi a nie 500 metrów wybetonowanego nabrzeża. Będzie to największy biznes deweloperski w Europie, na następne 25 lat. Domy mieszkalne po obu brzegach, oknami patrzące na siebie, na parterze restauracje, kluby, sklepy. Inwestorzy zlecą się z całego świata, bo mieszkania sprzedadzą się jeszcze zanim wjedzie pierwsza koparka.

Wydaje się, że Wisła w ogóle jest warszawiakom obca i niepotrzebna, jak w XVII wieku Morze Bałtyckie i żegluga morska polskiej szlachcie. Główna rzeka kraju nie jest włączona do życia miasta. Brakuje statków spacerowych, restauracji nadrzecznych (są dwie jak stodoły). Zakochani nie spacerują nad rzeką, nie widać wioślarzy ani motorówek. Wyjątki potwierdzają regułę. Nie pływają też wielkie motorówki polskich milionerów. Angielski gentelman, gdy wysiądzie na brzeg w Londynie to ma co robić, jest gdzie zjeść lunch. Na warszawskich brzegach są albo krzaki, albo betonowe płyty. No i nadal brakuje mostów. Most Poniatowskiego jest zamknięty tylko dla pieszych, gdy na Stadionie Narodowym odbywa się mecz. To chyba dowód porażki komunikacyjnej?

Zwiedzając Warszawę, nie można stając na murach Starego Miasta lub dachu Biblioteki Uniwersyteckiej na Powiślu zrobić zdjęcia panoramy miasta po stronie Pragi. Widać tam łachy piasku, koparki, drzewa zasłaniające widok i kominy elektrociepłowni Siekierki. Oczywiście słyszymy głosy oszalałych ekologów „jakie to piękne”, „jaka naturalna zieleń”, „unikatowa rzeka w Europie” i temu podobne brednie zaprzeczające potrzebie uregulowania Wisły. Ostatnie 50 lat zostało zmarnowane i mimo projektów Wisły nie zabudowano, aby wreszcie stanęło nad nią miasto. Miasto – zwrócone twarzą i oknami do rzeki!

Historycznie, tereny nad rzekami były w Europie najdroższe, gdy powstawały miasta, we Włoszech, Niemczech czy Francji. W Warszawie przez wieki na Powiślu mieszkała biedota, piaskarze, biedni Żydzi (których malował Gierymski) i drobni rzemieślnicy. Były to najtańsze tereny. A teraz naszym urbanistom nie przeszkadza, że nie możemy jak w Londynie spacerować po bulwarach i patrzeć na drugi zabudowany brzeg rzeki lub mieszkać jak w Sztokholmie albo w Paryżu przy bulwarach wytyczonych przez wielkiego urbanistę Haussmanna.

Puste, nudne Stare Miasto

Co zrobić ze Starym Miastem? Po odbudowie z ruin, szlachetnie się zestarzało. To jednak smutna dzielnica. Nudna, pustawa i beznadziejna, pozbawiona życia wielkomiejskiego. W Krakowie na Starym Mieście (jego centrum to Rynek) w dzień i w nocy tętni życie, wokół Głównego Rynku działa 400 restauracji (!). Obok kluby nocne, teatry, galerie (sztuki, a nie handlowe). Krakowianie nie dzwonią w nocy na policję, aby usunęła turystów o 2-ej w nocy, bo przyzwyczaili się do nocnego życia i żyją z przyjezdnych. Warszawa to martwe miejsce, bez turystów krajowych (za drogo) i zagranicznych (nie ma co oglądać). Prócz Krakowa także Wrocław i Gdańsk biją Warszawę na głowę.

W Warszawie nie ma centrum rozrywkowego i dzielnicy kinowo- teatralnej. Protestuję! Nie chcę jechać do centrum handlowego, żeby pójść do kina. W mieście europejskim zawsze jest jedna (czasem dwie) dzielnice śródmiejskie w rodzaju West Endu w Londynie, już nie mówiąc o Broadwayu w Nowym Jorku, gdzie zgrupowały się kina i teatry, restauracje, kabarety, nocne lokale itd.

Brak myśli urbanistycznej

Warszawa nie miała swojego wielkiego urbanisty, w rodzaju barona Haussmanna, miała za to prezydentów w rodzaju Pawła Piskorskiego (zasłynął budową curiosum – tunelu dla aut wytyczonego nie pod rzeką, ale wzdłuż), albo Hannę Gronkiewicz- Waltz. Jest ona znana z afery reprywatyzacyjnej i budowy 6 przystanków metra.

Wybitny polski architekt Stefan Kuryłowicz, wypowiedział się kiedyś dla „Dziennika” na temat poziomu polskiej architektury. Nazwał tę brzydotę „architektonicznym Gargamelem Europy. Większość realizacji cechuje zły gust i brak szacunku dla otoczenia. Planowanie przestrzenne i urbanistyczne w Polsce nie istnieje (...) stworzenie zapotrzebowania na piękno, porządek, w tym wysoką jakość przestrzeni publicznych jest koniecznością”.

Warszawa nie ma urbanistycznie wyznaczonego centrum. Zamiast zasłonić wreszcie Pałac Kultury i Nauki domami o zabudowie ciągłej, zlikwidować przy nim przestrzeń, po której hula wiatr (największe przeciągi w Europie), mnoży się koncepcje i… nic nie robi. Pani Gronkiewicz-Waltz proponuje oczywiście wieżowce, a pomiędzy nimi pustą przestrzeń. Chciała nawet zbudować luksusowe osiedle na miejscu Stadionu Narodowego.

Mści się brak kultury i wszelkiej myśli urbanistycznej. Projekt, który wygrał konkurs na Muzeum Sztuki Nowoczesnej – szwajcarskiego architekta Christiana Kereza - to był gniot, prymitywna budowla przypominająca wyżymaczkę na poziomie ćwiczenia studenta architektury I roku. Na szczęście z innych powodów miasto wycofało się z tej budowy.

Mniej więcej 15 lat temu ogłoszono konkurs na zabudowę Pałacu Kultury i pierwszą nagrodę otrzymali architekci, którzy zaproponowali wreszcie zabudowę Alej Jerozolimskich od ronda do Dworca Centralnego ciągłą linią kamienic nawiązujących wysokością i stylem do cudem uratowanych z wojny budynków z początku XX wieku k. hotelu „Polonia”. Gdyby zrealizowano projekt, powstałaby wreszcie jakaś europejska ulica, których wiele w Paryżu, Wiedniu, Łodzi, Monachium itp. To wizja centrum Warszawy dla ludzi, a nie banków i deweloperów. Domy mieściłyby też kina, teatry muzyczne, księgarnie, restauracje, sklepy i temu podobne miejskie atrakcje. Ale deweloperów interesują tylko działki gruntu pod zabudowę i byle ciągnąć gmachy w górę. Sprzedaje się metry kwadratowe, a nie centrum stolicy.

W Warszawie brakuje też placów, gdzie ludzie czują się dobrze, mogą chodzić i się spotykać. Jedynym placem wg klasycznego wzoru włoskich „piazza” jest zamknięty czworobok placu Konstytucji (MDM) zaprojektowany przez urbanistów PRL w czasach stalinowskich (!). Wiedza i talent polskich architektów nie poszły dalej.

Warszawie potrzebny jest natychmiast nowy Haussmann – wielki urbanista. Czeska Praga jest dobrym przykładem na to, co można zrobić ze stolicą, nawet jeśli przeżyło się pół wieku w komunizmie. W Pradze jest dokąd pójść, jest życie nocne, możemy wyjść wieczorem na kolację, lub na wino i piwo. Można powłóczyć się po ulicach Starego Miasta, a nie pod dachem centrum handlowego słuchając reklam i muzyki. Czy w Warszawie w ciągu 20 lat władze zbudowały choć jeden teatr lub kino? Zburzono za to wiele kin, które służyły jako świątynie X muzy, jak „Skarpę” lub „Relax”, bo był łakomym kąskiem dla deweloperów. Ale przecież to władze miasta powinny kształtować funkcje miast, a nie faceci od biznesu. Deweloperzy, jeśli by mogli, burzyliby i kościoły.

Potrzebna wizja

Donald Trump został wielkim deweloperem amerykańskim budującym spektakularne obiekty architektury w USA i na całym świecie (także kasyna gry, pola golfowe i hotele), bo miał wizję wielkich nadziei. Nadziei ludzi, którzy dali na to pieniądze (inwestorów) i nadziei użytkowników, którzy tam żyją, pracują i spędzają wolny czas. Wizji nie można nakazać, trzeba ją posiadać. Wizjonerem był ostatni przedwojenny prezydent Warszawy – Stefan Starzyński. Nie zdążył zrealizować swojego planu przebudowy stolicy w nowoczesne miasto. Ale kompleks nowoczesnych budynków Muzeum Narodowego to rezultat jego wizji. Rezultat jakże udany! Także trasa W-Z.

Obecne władze miasta nie mają wizji wielkiej stolicy. Czy będą ją mieli następcy? Czy to nie oni powinni się dostosować do wielkiego miasta, a nie miasto dać się zdegradować? Czas na zmiany, Warszawo!


Witold Orzechowski
Autor jest producentem filmowym, reżyserem i scenarzystą. Przygotowuje realizację filmu fabularnego o Ignacym J. Paderewskim.