Wypadek Szydło. „Śledczy grają na zwłokę, żeby wszyscy zapomnieli o wypadku i całej sprawie”

Wypadek Szydło. „Śledczy grają na zwłokę, żeby wszyscy zapomnieli o wypadku i całej sprawie”

Rozbita limuzyna przewożąca byłą premier Beatę Szydło
Rozbita limuzyna przewożąca byłą premier Beatę Szydło Źródło:Newspix.pl / Michal Legierski / EDYTOR.net
Sebastian K., którego prokuratura oskarża o spowodowanie wypadku limuzyny przewożącej premier Beatę Szydło, podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat całej sprawy. W rozmowie z „Wyborczą” zarzucał śledczym celową opieszałość.

Jak dowiadujemy się już na początku rozmowy z Sebastianem K., od ponad roku jego sprawa właściwie stoi w miejscu. Obecnie czeka on na decyzję dotyczącą miejsca rozprawy. „Dla mnie to obojętne. Nie podoba mi się, że śledczy wszystko przeciągają, wygląda to jak granie na zwłokę. Zbliżają się wakacje, sądy działają inaczej w tym czasie, więc wszystko zacznie się dopiero jesienią. Mam wrażenie, że chodzi o to, by ludzie o wszystkim zapomnieli” – mówił.

Pechowy kierowca seicento wyjaśnił też, dlaczego nie przystał na proponowane mu warunkowe umorzenie. Gdyby to zrobił, musiałby nie tylko zapłacić grzywnę, ale też na drodze cywilnej można by od niego żądać zapłaty za uszkodzoną rządową limuzynę oraz odszkodowania dla członków BOR i premier Szydło. Poza tym, jak wielokrotnie podkreślał, nie czuje się winny spowodowania tamtego wypadku. Przekonuje, że kolumna rządowa nie wysyłała obowiązkowych sygnałów dźwiękowych.

„Nawet w zaproponowanym umorzeniu postępowania znalazł się zapis, że nie ustąpiłem pierwszeństwa pojazdowi, który wysyłał świetlne sygnały uprzywilejowania. Biegli stwierdzili więc, że nawet jeśli sygnałów dźwiękowych nie było, to jestem winien spowodowania wypadku. Kodeks drogowy mówi tymczasem, że aby kolumnę uznać za uprzywilejowaną, muszą być włączone zarówno sygnały dźwiękowe, jak i świetlne. Jeśli brakuje jednego z tych elementów, mamy do czynienia ze zwykłymi samochodami. Żadna opinia, nawet najlepszych biegłych, nie może zmienić tekstu ustawy” – tłumaczył.

Sebastian K. opowiedział też o „prywatnym” liście, który otrzymał od premier Szydło. Jak podkreśla, zanim miał szansę odczytać jego treść, całość opublikowała już TVP. Jak dodawał, poza tamtym przypadkiem premier nigdy się z nim nie kontaktowała. Według młodego kierowcy przestali angażować się w jego sprawę, kiedy zarzucano im szukanie politycznych korzyści w tej sprawie.

Wypadek byłej premier

Według ustaleń prokuratury, kierowca seicento nie zachował należytej ostrożności na drodze. Kolumna Szydło miała włączone sygnały świetlne, natomiast nie ma jednoznacznych ustaleń, czy działały sygnały dźwiękowe. Samochody miały poruszać się z prędkością 58 km/h.

Jak informowało wcześniej RMF FM, prokuratura zwróciła się do sądu o umorzenie postępowania wobec Sebastiana K. Powodem decyzji miał być fakt, że 21-latek nie był karany, miał dobrą opinię oraz współpracował z organami śledczymi. Prokuratura miała zaproponować maksymalnie 2-letnią próbę dla podejrzanego oraz wpłatę nieznacznej kwoty na konto fundacji wspierającej ofiary wypadków drogowych.

Do wypadku rządowego audi wiozącego Beatę Szydło doszło 10 lutego ubiegłego roku w Oświęcimiu. Auto podczas manewru wyprzedzania zderzyło się z fiatem prowadzonym przez 21-letniego Sebastiana K. Szefowa rządu po wypadku trafiła do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gdzie przebywała przez tydzień. Zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku postawiono Sebastianowi K., jednak mężczyzna nie przyznał się do winy.

Czytaj też:
Sejmowa komisja negatywnie zaopiniowała wniosek w sprawie Beaty Szydło

Źródło: Gazeta Wyborcza