Holender upozorował własne porwanie w Polsce. Okazało się, że miał coś do ukrycia przed żoną

Holender upozorował własne porwanie w Polsce. Okazało się, że miał coś do ukrycia przed żoną

Zatrzymany Holender
Zatrzymany Holender Źródło:Policja
Nie od dziś wiadomo, że dla miłości niektórzy są w stanie zrobić wiele. Pomysłowością trzeba wykazać się szczególnie, gdy uczucia ulokuje się w innej kobiecie niż własna żona. Przekonał się o tym pewien Holender, którego plan nie do końca wypalił.

W godzinach porannych w niedzielę 26 maja przy okienku oficera mokotowskiej policji stanął 43-letni obywatel Holandii. Mężczyzna powiedział, że chce zgłosić swoje porwanie. Twierdził, że gdy był w Holandii, do jego volvo wsiadło trzech mężczyzn i kazało mu jechać przed siebie. Tak miał trafić aż nad Wisłę.

Holender utrzymywał, że podejrzani mogli być narodowości rosyjskiej lub ukraińskiej i mieli przewozić ze sobą torby z narkotykami. Po drodze mieli go terroryzować i kazać się zawieść do Polski. On miał z kolei ukradkiem pisać SMS-y do swojej żony. Informował w nich że został porwany i musi jechać do Polski ze swoimi oprawcami. Miał być przerażony.

Mężczyzna twierdził, że udało mu się uwolnić dopiero w , gdzie skorzystał z chwili nieuwagi porywaczy. Sprawa początkowo wyglądała bardzo poważnie. Myśląc, że mają do czynienia z międzynarodowym uprowadzeniem, policjanci rozpoczęli szereg procedur, między innymi powiadomili Komendę Głową Policji, Ambasadę Holandii oraz zabezpieczyli samochód, żeby zdjąć odciski palców i ślady zapachowe. Na miejsce został sprowadzony biegły tłumacz języka angielskiego. Policjanci natychmiast skierowali pilne pisma o zabezpieczenie monitoringów ze stacji paliw, na jakich się zatrzymywał Holender oraz z płatnych bramek na autostradzie. Wspólnie z 43-latkiem objeździli wszystkie miejsca w Warszawie, które zapamiętał podczas przejeżdżania przez miasto.

Kiedy do  zaczęły spływać zdjęcia z monitoringów, okazało się, że uprowadzony Holender jest sam, płaci z uśmiechem za paliwo i przejazdy na autostradzie. Nie widać po nim żadnego niepokoju. W samochodzie nie ma porywaczy. W ogóle nie zgadzało się to z jego wersją. Funkcjonariusze pouczyli mężczyznę, jakie grożą konsekwencje za składanie zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie oraz fałszywe zeznania. Mężczyzna jednak upierał się, że został porwany.

Z zebranego materiału wynikało, że za nagłym powodem wyjechania mężczyzny z kraju i za historią o jego porwaniu, stała relacja sercowa, o której nie chciał mówić wprost. Upór i determinacja w próbie ukrycia prawdziwego motywu doprowadziły do tego, że Holender w efekcie wylądował w policyjnym areszcie. Następnego dnia usłyszał zarzuty prokuratorskie za składanie fałszywych zeznań i zawiadomieniu o przestępstwie, które nie zaistniało. Do wszystkiego się przyznał. Teraz stanie przez polskim sądem, który może go skazać nawet na 8 lat więzienia. Oprócz konsekwencji prawnych, czeka go jeszcze przeprawa z własną żoną. Może nie być łatwo, skoro zmyślił taką historię, by przyjechać do kochanki.

Źródło: Policja