Policjantom i prokuratorowi mówił, że pięciomiesięczny Tomek nie żyje, bo nieopatrznie wypadł mu z rąk. Martwą już małą Anię jego żona – rok wcześniej – znalazła w łóżeczku. Śledczy połączyli te sprawy, po dwóch latach nie mają już wątpliwości: według nich dzieci zabił ojciec.
- Lekarz otrzymał informację, że chłopiec miał wypaść ojcu z rąk i wtedy doszło obrażeń głowy. Okazało się, że obrażenia są znacznie poważniejsze niż mógłby spowodować taki upadek. W toku śledztwa okazało się, że w tej rodzinie w okresie wcześniejszym zmarła 3 miesięczna dziewczynka. Sprawy zaczęto ze sobą łączyć – mówi rzecznik komendy stołecznej policji Sylwester Marczak.
Jak informuje prokurator Łukasz Łapczyński, do pierwszego zabójstwa doszło w 2016 roku. Ojciec miał upozorować zachłyśnięcie dziecka. Motywem obu morderstw miała być frustracja związana z niechcianym ojcostwem.
Źródło: X-news