Inspektorzy z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt uratowali w miejscowości Strzelce koło Świdnicy skrajnie zaniedbanego psa. Marat przez ostatnie lata żył w małym, brudnym i śmierdzącym kojcu, z którego nigdy nie wychodził. Pies był w bardzo złym stanie – miał wystające żebra i ogromne wodobrzusze. Trafił w trybie pilnym do przychodni weterynaryjnej, gdzie podczas badań stwierdzono nie tylko zagłodzenie, ale również ogromną zmianę nowotworową. Z relacji inspektorów wynika, że Marat w trybie pilnym został zoperowany – podczas 5 godzinnej operacji udało się usunąć guza śledziony wielkości noworodka. Podczas operacji pies stracił bardzo dużo krwi – konieczne okazało się zamówienie kilku jednostek z banku krwi i przetoczenie jej zwierzęciu. Marat czuje się dobrze po operacji, jednak rokowania na razie są ostrożne.
Szokujące jest to, że właściciele nie widzieli żadnego problemu w stanie zdrowia psa – twierdzili, że Marat od kilku dni nie jadł, ale w przeciągu ostatniego dnia wrócił mu apetyt. – Według właścicieli pies od pewnego czasu nie jadł, jednak nie zrobili nic, aby ulżyć mu w cierpieniu. Nie widzieli także potrzeby udania się z psem do lekarza. Nie potrafili nawet posprzątać odchodów z kojca, w którym pies był trzymany – powiedział w rozmowie z Onetem Konrad Kuźmiński, prezes Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt dodając, że najbardziej zmartwili się informacją o konsekwencjach prawnych za zaniedbanie psa, bowiem za to przestępstwo grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności. – Nie mamy żadnych wątpliwości, że właściciele Marata dopuścili się rażącego zaniedbania. Będziemy składać przeciwko nim zawiadomienie do prokuratury – zapewnia Konrad Kuźmiński.
Leczenie Marata można wesprzeć za pomocą zbiórki internetowej, która ruszyła na stronie Ratujemy zwierzaki.
Czytaj też:
Podróżuje przez Meksyk, towarzyszy mu 14 psów. Chce zwrócić uwagę na ważny problem
Pies miał guza wielkości noworodka, żyje dzięki wolontariuszom