Wałęsa o zarzutach L. Kaczyńskiego - to "bzdury"

Wałęsa o zarzutach L. Kaczyńskiego - to "bzdury"

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Szkoda komentować takie bzdury" - tak Lech Wałęsa odniósł do zarzutów prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w wywiadzie dla "Wprost" powiedział, iż Wałęsa "jako prezydent oparł się na aparacie dawnych służb specjalnych".

"Szkoda komentować takie bzdury. Gdybym chciał, musiałbym puścić wiązankę, więc tego nie zrobię" - powiedział dziennikarzom w Warszawie Wałęsa pytany o tę wypowiedź.

Z kolei L. Kaczyński pytany na konferencji prasowej w Gdyni, jakie ma dowody na to, że Wałęsa oparł swoją prezydenturę na aparacie służb specjalnych odparł, że można to wywnioskować z wypowiedzi samego Wałęsy.

Jak mówił L.Kaczyński, Wałęsa w swoich wypowiedziach z okresu prezydentury i po jej zakończeniu mówił, że "siedział" przez całe pięć lat na służbach specjalnych.

Kolejnym dowodem, są - zdaniem prezydenta - zeznania wysokich oficerów wywiadu z lat 90 uzyskane np. podczas prac komisji Jerzego Ciemniewskiego. Jak mówił, chodzi m.in. o ówczesnego zastępcę szefa wywiadu cywilnego, który sam przyznał, że "jest częstym gościem w Belwederze".

Taki wniosek można też - zdaniem L.Kaczyńskiego - wysnuć z "licznych enuncjacji Mieczysława Wachowskiego". Jak powiedział, Wachowski w rozmowach także z nim samym mówił o "jego niezwykle silnych związkach" w szczególności z wywiadem i kontrwywiadem wojskowym. Później miał on mieć związki - zdaniem prezydenta - także z wywiadem cywilnym.

W ocenie L.Kaczyńskiego, kolejnym dowodem na jego słowa będzie lista tajnych współpracowników, która zostanie - jak liczy prezydent - w "bardzo krótkim czasie" opublikowana przez Instytut Pamięci Narodowej.

O prawdziwości tezy prezydenta świadczyć ma też - jego zdaniem - fakt, że "przedmiotem działań skrajnie nielegalnych, przestępczych" na początku lat 90. byli ludzie, którzy wówczas przeciwstawiali się Lechowi Wałęsie i chcieli jego odsunięcia od władzy.

Inwigilacja prawicy, zdaniem L.Kaczyńskiego "była w rzeczywistości operacją prześladowania, rozpowszechniania plotek, przebijania kół, (...) zaczepek ulicznych, organizowania różnego rodzaju artykułów w mediach i wypowiedzi w mediach elektronicznych" zorganizowaną przez służby przeciwko "politykom, którzy przeciwstawiali się Lechowi Wałęsie".

Prezydent zaznaczył, że pytanie, czy Wałęsa opierał prezydenturę na służbach jest dla niego pytaniem typu "czy po wschodzie następuje zachód".

W wywiadzie dla "Wprost" prezydent powiedział też m.in. że walka o prezydenturę między Kwaśniewskim i Wałęsą w 1995 r. była w istocie rozgrywką między dwoma elementami tego samego aparatu: aparatem partyjnym i aparatem bezpieczeństwa.

Mówił również o teczce Wałęsy. "Uważam, że gdyby w 1990 r. (Wałęsa) szczerze odpowiedział o swojej niewątpliwie trudnej drodze życiowej i przyjął właściwą postawę, nie byłoby żadnego problemu. Bo powtarzam: jego osiągnięcia z okresu walki z komunizmem są niepodważalne. Prawdziwy problem tkwi w jego działaniach po 1990 r. Jako prezydent oparł się na aparacie dawnych służb specjalnych i trzeba to wreszcie głośno powiedzieć" -  powiedział L.Kaczyński.

Wałęsa pytany przez dziennikarzy o wywiad prezydenta dla naszego tygodnika powiedział: "Kaczyńscy byliby gorsi od Bieruta, gdyby byli w podobnych warunkach jak Bierut. Ja się na nich poznałem i dlatego ich wyrzuciłem z pracy. Jestem przekonany, że naród polski też się pozna i podobnie zrobi w swoim czasie".

Jak mówił Wałęsa, powodem ataków braci Kaczyńskich na niego, są "kompleksy, małość charakteru, zawiść". "Ale wybraliśmy - demokracja wybrała i trzeba to przeżyć" - dodał b. prezydent.

Na pytanie, czy jest urażony sławami jakie padły w wywiadzie, Wałęsa powiedział: "nie, gdyby takie słowa padły z ust takich jak Bronisław Geremek, a - to bym był urażony".

ab, pap