Giertych na fali

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nazwisko Giertych robi iście europejską karierę. Bruksela ciągle bowiem mówi, jak nie o Macieju Giertychu, to o jego synu Romanie. Tym razem Parlament Europejski postanowił zająć się sławetną wypowiedzią Romana Giertycha z nieformalnego posiedzenia ministrów oświaty w Heidelbergu.
Burza wokół wystąpienia Giertycha jest przykładem klasycznej schizofrenii. Wszyscy bowiem, nie tylko w Brukseli, ale także i w Warszawie z wypiekami na policzkach komentowali... No właśnie nie tyle samą wypowiedź ministra oświaty, co komentarze jej poświęcone, zwłaszcza te, które ukazały się w niemieckim "Taggespiegel". Prawie nikt, ani z polityków, ani z dziennikarzy nie był w stanie powtórzyć, co właściwie Giertych dokładnie powiedział, wszyscy natomiast deklarowali, że jego wypowiedź była skandaliczna. Prawie jak u Becketta, wszyscy mówią o Godocie, a nikt nie wie ani jaki on jest, ani nawet czy w ogóle istnieje.

Dzisiaj nastąpiła kolejna odsłona spektaklu, posłowie z frakcji Zielonych, Liberałów oraz Socjalistów z Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) zażądali przeprowadzenia analizy zgodności propozycji Giertycha (o zakazie propagandy homoseksualnej w oświacie) z prawem wspólnotowym. Jedyny głos rozsądku należał do polskiej eurodeputowanej, prof. Barbary Kudryckiej, która rozgorączkowana z emocji przypomniała kolegom, że taka propozycja nie została jeszcze w żaden sposób formalnie przedstawiona i w związku z tym, analiza jest bezprzedmiotowa. Skończyło się na tym, że PE poprosi polski rząd o formalne wyjaśnienie sprawy.

Brzmi to jak jeden ze skeczy Monty Phytona. Zachowanie posłów nie jest jednak śmieszne, ale niepokojące, bo oddaje rozmiar histerii, związanej z poprawnością polityczną. Lec napisał kiedyś, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Gdyby żył, to dzisiaj za taką wypowiedź dostałby pewnie po głowie.