Wynik urzędującego prezydenta rano okazał się lepszy niż zaraz po ogłoszeniu wyników. Andrzej Duda po zliczeniu głosów z 87 obwodowych komisji wyborczych ma w nich 45,24 proc. głosów, a Rafał Trzaskowski 28,92 proc. głosów. Co dalej?
Trzeba przekonać elektorat pozostałych kandydatów. Andrzej Duda może mieć trudności z pozyskaniem elektoratu, który do tej pory na niego nie głosował. Rezerw może szukać u Konfederacji. Tylko czy jej elektorat choć w części zdecyduje się poprzeć urzędującego prezydenta? To wielka niewiadoma, bo ci wyborcy w dużej mierze mogą nie wybrać się na głosowanie. Szczególnie, że do tej pory czuli się pomijani, a nawet atakowani przez Zjednoczoną Prawicę.
Podobny problem z rezerwami ma również Rafał Trzaskowski. Bo wynik Władysława Kosiniaka-Kamysza i Roberta Biedronia wskazują na to, że ich elektorat już w pierwszej turze został skonsumowany przez głównych kandydatów. Rafał Trzaskowski może jednak czerpać z elektoratu Szymona Hołowni, który w wyborach uzyskał 13,5 proc. poparcia. Nie wiadomo tylko, czy mimo ogłoszenia przez Hołownię, że zagłosuje na na Trzaskowskiego, jego elektorat zrobi to samo. Bo do czasu I tury nieco ponad 70 proc. wyborców Hołowni deklarowało, że w II turze zagłosuje na Trzaskowskiego, a to zbyt mało.
Trzaskowski ma podobną sytuację jak Duda w przypadku Konfederacji, bo w czasie kampanii jego zwolennicy atakowali słownie Szymona Hołownię. Elektoratowi kandydata, który uzyskał ponad 13 proc. poparcia, mogło się to nie spodobać. Zarówno Andrzej Duda, jak i Rafał Trzaskowski w ciągu najbliższych dwóch tygodni będą musieli wykonać tytaniczną pracę by przekonać do siebie niezdecydowanych. O wygranej może zdecydować nawet niewielka ilość głosów, o przegranej najmniejszy błąd, symboliczne poślizgnięcie się na skórce od banana.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.