Sytuacja pacjentów podłączonych do aparatury podtrzymującej życie. Polskie prawo pełne luk

Sytuacja pacjentów podłączonych do aparatury podtrzymującej życie. Polskie prawo pełne luk

Pacjent podłączony do aparatury, zdjęcie ilustracyjne
Pacjent podłączony do aparatury, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / Blanscape
Historia pana Sławomira, który po tygodniach sporów nad jego losem, zmarł w szpitalu w Plymouth, każe się zastanowić, jak w naszym kraju wygląda sytuacja pacjentów podłączonych do aparatury. Okazuje się, że choć nasz kraj zaangażował się w konflikt między rodziną a szpitalem w Wielkiej Brytanii, sam nie ma regulacji prawnych, które lata temu wprowadzono w wielu krajach na świecie.

W ostatnich tygodniach obserwowaliśmy dramatyczne losy pana Sławomira – Polaka z Wielkiej Brytanii, który na początku listopada ubiegłego roku przeszedł rozległy zawał serca. W wyniku zawału doszło do zatrzymania akcji serca i mózg mężczyzny był niedotleniony przez ok. 45 minut, co w konsekwencji doprowadziło do jego poważnego uszkodzenia. Wówczas pacjent znalazł się w stanie wegetatywnym. Szpital w Plymouth, konsultując się z żoną mężczyzny, zdecydował o odłączeniu go od aparatury. I tutaj pojawił się problem.

Matka i siostry pacjenta nie zgodziły się z taką decyzją. Ich zdaniem, pacjent, jako katolik, nie chciał takiego zakończenia życia. Żona z kolei przekonywała, że jej mąż nie chciał funkcjonować w stanie wegetatywnym. Brytyjski sąd przychylił się do argumentacji żony i szpitala, jednak w rodzinno-medyczny konflikt zaangażowały się polskie władze. Polska chciała przewiezienia pacjenta do naszego kraju i kontynuowania opieki w miejscowej placówce medycznej. Rozwiązanie takie byłoby jednak, zdaniem sądu, narażaniem mężczyzny na dodatkowe cierpienie. 26 stycznia poinformowano, że pan Sławomir zmarł.

Polskie prawo pełne luk

Historia Polaka z Wielkiej Brytanii każe się zastanowić, jak w naszym kraju wygląda sytuacja pacjentów podłączonych do aparatury. Okazuje się jednak, że choć Polska angażowała się we wspomniany konflikt, sama nie ma regulacji prawnych, jakie w wielu krajach na świecie wprowadzono już lata temu.

W ramach polskiego prawa, jedynym przypadkiem kiedy możliwe jest odłączenie pacjenta od aparatury, jest stwierdzenie śmierci mózgu. By orzec śmierć mózgu potrzebne są ekspertyzy lekarzy z różnych dziedzin, m.in. anestezjologii i intensywnej terapii lub neonatologii, czy kardiologii. Lekarze muszą wówczas zbadać szereg zmiennych, np. to, czy u pacjenta występuje bezdech, ruchy gałek ocznych, czy reakcja źrenic na światło. Jeśli pacjent spełnia kryteria, lekarze stwierdzają ostateczną i nieodwracalną utratę funkcji mózgu i odłączają sprzęt, który sztucznie podtrzymywał pacjenta przy życiu.

Jak w rozmowie z Wprost.pl zauważa prof. dr hab. Andrzej Kübler, specjalista z dziedziny anestezjologii i intensywnej terapii oraz medycyny paliatywnej, sytuacja taka odnosi się do wąskiego grona pacjentów.

– Większość pacjentów w bardzo ciężkich stanach nie ma objawów śmierci mózgu, ale nie da się także już ich skutecznie leczyć – co oznacza, że terapia, jaką się stosuje w takich przypadkach, jest daremna – mówi.

I tu zaczyna się kolejny problem, gdyż pojęcie terapii daremnej, czyli takiej, która w żaden sposób już nie pomaga pacjentowi, a jedynie przedłuża proces umierania, nie istnieje w literze polskiego prawa.

Daremna terapia bez definicji

Choć znamy definicję daremnej terapii, nie znajdujemy jej w żadnym dokumencie prawym, który byłby wiążący dla lekarzy. Jak mówi nam sędzia TSUE i były prezes TK prof. Marek Safjan, „odłączenie pacjenta od aparatury podtrzymującej życie nie jest jednoznaczne z eutanazją”. – Lekarz podejmuje taką decyzję w oparciu o diagnozę i szansę dalszej terapii. Ustalenie jednoznacznych kryteriów w tak delikatnej kwestii jest trudne. Do tego dochodzi rozwój medycyny i zaskakujące przypadki medyczne, co jeszcze bardziej utrudnia sytuację. Nie jest to także problem wyłącznie z zakresu medycyny – zauważa.

Choć uregulowanie tak złożonej kwestii nie jest łatwe, warto spojrzeć na kraje, którym już wiele lat temu się to udało. USA, Wielka Brytania, Francja, Kanada, Niemcy, czy Portugalia to państwa, w których pojęcie terapii daremnej znalazło swoje miejsce w prawie.

W Polsce, kilka wytycznych odnoszących się do niekontynuowania daremnej terapii znalazło się jedynie w dokumencie, który nie ma tak silnej mocy prawnej, jak ustawa – Kodeksie etyki lekarskiej. – „Dobra praktyka lekarska” wskazuje, by nigdy nie pozbawiać pacjenta odżywiania, czy pielęgnacji, ale sztuczne podtrzymywanie pracy organów to już przeciąganie nieuniknionego. Ze środowiska medycznego w Polsce od lat płyną propozycje, by i u nas prawnie uregulować kwestię terapii daremnej, jednak do tej pory nie udało się wprowadzić zmian – przyznaje prof. Kübler.

Wola nieprzytomnego pacjenta i jego rodziny – kolejna luka prawna

Zarówno prof. Safjan, jak i prof. Kübler wskazują, że w polskim prawie brakuje również regulacji odnoszących się do woli pacjenta. Nie mamy bowiem tzw. „testamentu życia”, czyli oświadczenia woli, które moglibyśmy stworzyć będąc w pełni władz umysłowych. W takim dokumencie mogłoby się pojawić stwierdzenie, czy w razie tragedii chcemy, by nasza terapia była kontynuowana, czy nie życzymy sobie sztucznego podtrzymywania nas przy życiu.

W polskich realiach, nawet gdybyśmy stworzyli takie oświadczenie, nie miałoby ono żadnej mocy prawnej. Podobna sytuacja ma miejsce np. gdy lekarz stoi przed decyzją, czy dokonać transfuzji krwi u Świadka Jehowy. Świadkowie Jehowy uważają bowiem, że przyjęcie obcej krwi zamyka drogę do zbawienia. W 2005 roku Sąd Najwyższy wydał w takiej sprawie bezprecedensowe orzeczenie. Pacjentka, która uległa wypadkowi, miała przy sobie oświadczenie, w którym napisała, że pod żadnym pozorem nie godzi się na przetoczenie krwi. Lekarze, by uratować jej życie, zignorowali dokument. Pacjentka przeżyła i sprawę zgłosiła do sądu. Sąd Najwyższy, powołując się na Kodeks etyki lekarskiej, który każe uszanować wolę pacjenta, stanął po stronie kobiety.

Precedens ten otwiera więc drogę do ominięcia luki prawnej w zakresie oświadczenia woli, jednak oddać należy, że jest to droga kręta i pełna długich sądowych batalii.

Prof. Andrzej Kübler zwraca także uwagę na kolejny problem. – Proponowaliśmy w przeszłości powołanie pełnomocnika medycznego – czyli osoby, którą każdy z nas mógłby wskazać jako swojego rzecznika na wypadek tragedii. Taka osoba mogłaby wtedy być decyzyjna w kwestii odłączenia danej aparatury. Mógłby to być członek rodziny lub zewnętrzny pełnomocnik – mówi.

– Dziś rodzina jest w takiej sytuacji poza prawem, o wszystkim decydują sądy – dodaje.

Czytaj też:
„To morderstwo. Mógł jeszcze żyć”. Prof. Maksymowicz o śmierci Polaka ze szpitala w Plymouth

Źródło: WPROST.pl