Ministerstwo Zdrowia jeszcze w 2020 roku zakupiło tysiące maseczek ochronnych z Chin, a podobną transakcję przeprowadził KGHM. Produkty zostały później przetestowane w polskim instytucie, a wyniki badań były jednoznaczne: dla pracowników służby zdrowia tego typu środki ochronne są bezwartościowe – przypomina „Rzeczpospolita”.
Gdzie znajdują się chińskie maseczki?
Okazało się, że sprzedawcy przedstawili wprawdzie certyfikaty wymagane przez Unię Europejską, ale były one sfałszowane. – Zastanawialiśmy się, co w tej sytuacji z nimi zrobić, czy nie rozdać ich innym służbom, skoro nie mogą ich używać zakaźnicy. Ale wiążące decyzje nie zapadły. Maski dostała Agencja (Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych – przyp.red), a co z nimi zrobiła? Nie wiem – powiedział informator „Rzeczpospolitej”, który znał kulisy rządowych zakupów.
Szczegóły sprawy próbowali poznać posłowie opozycji, jednak zarówno Kancelaria Premiera, jak i Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, nie ujawniają szczegółów. – Nie mamy merytorycznej kontynuacji w sprawie maseczek z Chin. Jak o nie pytaliśmy, to zasłaniali się klauzulą poufności – przekazał poseł KO Witold Zembaczyński w rozmowie z „Rz”.
Śledztwo w sprawie maseczek od maja 2020 roku prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Nie wiadomo jednak, czy instytucja zabezpieczyła maseczki, których czas przydatności do użycia wkrótce mija. „Mając na względzie dobro prowadzonego postępowania, nie informujemy o poczynionych ustaleniach, jak również szczegółach śledztwa” – przekazała w oświadczeniu rzeczniczka prokuratury, Aleksandra Skrzyniarz.
Czytaj też:
MZ: Dziś 6 170. nowych przypadków COVID-19. Łącznie zmarło już ponad 45 tys. osób