Śmierć 30-letniej Izabeli w Pszczynie. Adwokat rodziny: Zawiedli słabi ludzie działający pod presją prawa

Śmierć 30-letniej Izabeli w Pszczynie. Adwokat rodziny: Zawiedli słabi ludzie działający pod presją prawa

Manifestacje po śmierci 30-latki
Manifestacje po śmierci 30-latki Źródło:Newspix.pl / Aleksander Kalka/Red Carpet Pictures/ZUMAPRESS.com
Reprezentująca rodzinę zmarłej 30-latki mec. Jolanta Budzowska opowiedziała o szczegółach tragedii, która rozegrała się w Pszczynie. Jak wskazała, jej zdaniem, „o śmierci pani Izabeli przesądził wyrok TK w sprawie aborcji”

Przypomnijmy, że mecenas Jolanta Budzowska poinformowała przed kilkoma dniami w sieci, że zajmuje się tragiczną sprawą z Pszczyny. W Szpitalu Powiatowym w tym mieście zmarła 30-letnia kobieta. Będąca w 22. tygodniu ciąży kobieta, trafiła do szpitala z powodu odpłynięcia płynu owodniowego, z żywą ciążą. Jak wskazuje rodzina 30-latki, powołując się na wiadomości od samej pacjentki, lekarze oczekiwali na obumarcie płodu, by móc dokonać aborcji. 30-latka wiązała taką decyzję z obowiązującymi po wyroku TK przepisami o nielegalnej aborcji w przypadku wad płodu. „Gorączka wzrasta, oby nie dostać sepsy, bo stąd nie wyjdę” – pisała do rodziny.

Pobyt kobiety w szpitalu zakończył się jednak tragicznie. Po niespełna 24 godzinach w szpitalu pacjentka zmarła. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny. 30-latka pozostawiła męża i córkę. zlecił kontrolę w szpitalu, a sama placówka wskazuje na kierowanie się przez lekarzy obowiązującymi procedurami medycznymi.

Tragedia w Pszczynie. Jolanta Budzowska: Zawiedli słabi ludzie działający pod presją prawa

Reprezenująca rodzinę zmarłej mec. Jolanta Budzowska opowiadała o szczegółach tragedii w rozmowie z Koradem Piaseckim na antenie TVN24. – Uważam, że o tej śmierci przesądził wyrok TK. Zawiedli słabi ludzie działający pod presją prawa – stwierdziła wprost Budzowska.

– Pani Izabela zgłosiła się z żywą ciążą, ale od początku było jasne, że dziecko nie urodzi się zdrowe. Pani Iza przesyłała informacje do rodziny, w których zgłaszała, że lekarze obawiają się nielegalnej aborcji. Jeżeli u pacjentki rozwijał się stan zapalny, to lekarze nie powinni byli oglądać się na to, czy płód jest żywy – tłumaczyła.

Informacja o wadach płodu była znana pacjentce już wcześniej

Jak wskazała, pacjentka już przed wizytą w szpitalu miała świadomość, że jej ciążą jest obarczona wadami rozwojowymi płodu. – W trakcie wstępnych badań było stwierdzone ryzyko wad wrodzonych. W momencie przyjęcia pacjentki do szpitala, to zostało potwierdzone. Nie było planu leczenia, który zakładałby żywe urodzenie i jakieś działania zmierzające do utrzymania ciąży – mówiła.

– Pacjentka chciała urodzić dziecko, była świadoma wad. Zdała się na lekarzy. Gdyby oni jej powiedzieli, że każda godzina zwiększa ryzyko śmierci, a alternatywą jest aborcja, to myślę, że pacjentka by się na to zgodziła. Miała dla kogo żyć – miała dziecko, męża, mamę i rodzeństwo – dodała Budzowska.

Jolanta Budzowska: Lekarze mieli dylemat

Budzowska wskazała także, że jej zdaniem „lekarze mieli dylemat”. – Tu jest sedno sprawy – jedni będą mówić, że lekarze mogli zasugerować się przesłanką aborcyjną o zagrożeniu zdrowia lub życia kobiety, ale z drugiej strony lekarze mogli się obawiać, że stan matki nie jest jeszcze tak zły, żeby to wykorzystać, a usunięcie żywego płodu to złamanie prawa – tłumaczyła.

– Z dokumentacji wynika, że stan wstrząsu zaskoczył lekarzy, ale wcześniej stan ten się ciągle pogarszał i tego nie monitorowano jak należy, kiedy był czas na działania – dodała Budzowska.

– Jeśli lekarze mogli zapobiec sepsie, usuwając płód, to powinni byli to zrobić. Jeśli lekarz ma przekonanie, że za aborcję grozi mu więzienie, to na wszelki wypadek będzie się starał wybierać rozwiązanie bezpieczniejsze dla siebie. Ja jednak domagam się, żeby lekarze kierowali się wyłącznie względami medycznymi – wskazała.

Czytaj też:
Nic się nie stało, zakazu aborcji nie ma. Tragedia z Pszczyny przeczy narracji PiS?