"Śledztwo zostało wszczęte w kierunku art. 253 par. 1. Kodeksu karnego. Mówimy tutaj o zbrodni handlu ludźmi, nawet za ich zgodą" - powiedział Bednarczyk na konferencji prasowej. Grozi za to nie mniej niż trzy lata więzienia.
"Głównym celem będzie stwierdzenie, w jakich okolicznościach i na jaką skalę mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem handlu ludźmi, i w jakich okolicznościach powstały te obrażenia u pokrzywdzonej, które opisał
'Dziennik'" - dodał Bednarczyk.
Jednocześnie lubelska Prokuratura Apelacyjna, w ramach postępowania administracyjnego, będzie sprawdzać procedurę związaną z zatrzymaniem, stosowaniem aresztów deportacyjnych i decyzjami deportacyjnymi dotyczącymi Nigeryjki.
Prokuratura zamierza nie dopuścić do wydalenia Nigeryjki. "Zamierzamy prowadzić z nią czynności procesowe celem udokumentowania przestępstw, co do których zaistnienia nie mamy większych wątpliwości" - powiedział Bednarczyk.
Lubelska prokuratura porozumiewa się w tej sprawie z rzecznikiem praw obywatelskich i fundacją La Strada, zajmującą się osobami pokrzywdzonymi w wyniku procederu handlu ludźmi. Zamierza spowodować objęcie Nigeryjki specjalnym programem, który przygotuje ją do współpracy z organami ścigania.
Prokurator Bednarczyk potwierdził, że Johnson znalazła się w Polsce na zaproszenie klubu piłki ręcznej SPR Safo ICom Lublin. Siedziba klubu została we wtorek przeszukana, prokurator rozpoczął przesłuchania członków kierownictwa klubu.
W klubie znaleziono dokumenty wskazujące, że z Nigerii zostało zaproszonych do Polski pięć osób: trzy kobiety, które miały być piłkarkami ręcznymi, przejść testy i ewentualnie grać w lubelskim klubie oraz dwóch mężczyzn. Mężczyźni mieli towarzyszyć kobietom, jeden z nich deklarował, że jest menedżerem piłkarek.
Zaproszenia były ważne od 10 do 20 września 2006 r. Prokuratura jest przekonana, że w tych dniach Johnson przyleciała do Polski. Nie wie natomiast, co dzieje się z pozostałymi osobami, czy w ogóle przybyły do Polski.
4 października Nigeryjka została zatrzymana przez straż graniczną w Zgorzelcu, w związku z próbą przekroczenia granicy polsko- niemieckiej i nielegalnym pobytem w naszym kraju. Później była jeszcze co najmniej dwa razy zatrzymywana. Jedno z tych zatrzymań wiązało się z tym, że złożyła wniosek w urzędzie ds. repatriacji i cudzoziemców o nadanie jej statusu uchodźcy i wtedy także stwierdzono jej nielegalny pobyt.
Lubelska prokuratura w trybie administracyjnym będzie badać prawidłowość i legalność tych decyzji. "Mamy wątpliwości co do tego, czy wszelkie procedury stosowano tutaj należycie. Wiele wskazuje na to, że była to osoba, wobec której stosowano przemoc" - powiedział Bednarczyk.
Jak napisał "Dziennik", od 26 kwietnia Janet Johnson przebywa w areszcie deportacyjnym na Okęciu. Trafiła tam w stanie skrajnego wyczerpania - brudna, poraniona, zakażona wirusem HIV. Według oficera zajmującego się sprawami nielegalnych imigrantów, na którego powołuje się "Dziennik", w razie deportacji w Nigerii Johnson czeka pewna śmierć; po powrocie do ojczyzny dziewczyna zapewne wyląduje na ulicy. Jest mało prawdopodobne, że ktoś jej pomoże, bo leczenie takiej osoby jest niezwykle kosztowne.
Johnson - jak pisze gazeta - prawdopodobnie trafiła do domu publicznego, gdzie była katowana. 5 marca w Warszawie zatrzymała ją straż graniczna. Na miesiąc trafiła do aresztu. Wystąpiła o status uchodźcy, jednak nie było podstaw, by otrzymała azyl, bo sama przyznała, że nie była w Nigerii prześladowana. Na początku kwietnia Janet Johnson wyszła na wolność. Dwa dni później półprzytomna została znaleziona przez warszawską policję i zabrana do ośrodka dla cudzoziemców w Dębaku, skąd pod koniec kwietnia zabrała ją SG.
Janet Johnson, przebywająca w areszcie na Okęciu czuje się lepiej: porusza się samodzielnie, przyjmuje posiłki, utrudniony jest z nią tylko kontakt werbalny, bo niechętnie widzi obcych - powiedział PAP rzecznik Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej ppłk. Wojciech Zacharjasz. Dodał, że chce ona wrócić do domu i że reagowała bardzo lękowo, zwłaszcza na mężczyzn.
Straż Graniczna powiadomiła m.in. ambasadę, organizacje pozarządowe, a także prokuraturę. "Zgodnie z przepisami Nigeryjka powinna dostać status osoby pokrzywdzonej w handlu ludźmi" - dodał ppłk. Zacharjasz.
Podkreślił też, że "jeżeli jest z nią kontakt, to pierwsze zdanie to jest, że chce wrócić do domu". "Myślę, że jakoś gubimy ten drobny i cichy głos w tym krzyku na temat tego, co ją spotkało i być może spotyka wielu innych ludzi, w tym kobiet" - dodał ppłk. Zacharjasz.
Według Michała Minauty z Krajowego Centrum ds. AIDS rozważając deportację osoby zarażonej wirusem HIV, należy zastanowić się, czy w ojczyźnie będzie miała dostęp do niezbędnej opieki medycznej.
"W polskim prawie istnieje przepis o pobycie tolerowanym, który jest wystarczający, by ochronić osoby w ciężkim stanie przed deportacją, których wydalenie prowadziłoby do śmierci i niemożliwości leczenia" - uważa Magdalena Kmak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Dodaje, że w sprawach dotyczących chorych na AIDS należy zbadać przede wszystkim, czy osoba zagrożona deportacją ma szanse na leczenie w ojczyźnie. Kmak powiedziała, że Fundacja może w takich sytuacjach podejmować próby legalizowania cudzoziemca, powołując się na art. 2 i 3 Konwencji Praw Człowieka.ab, pap