Policja chce pozwać prof. Rzeplińskiego

Policja chce pozwać prof. Rzeplińskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Komenda Stołeczna Policji zamierza pozwać prof. Andrzeja Rzeplińskiego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka za jego wypowiedzi dotyczące samobójstwa w komisariacie mężczyzny, który został zatrzymany w związku z rozbojem.

Rzepliński mówił o tym w czwartek na antenie radia TOK FM. Powiedział m.in., że młody mężczyzna zgłosił się na policję, bo chciał zeznawać jako świadek. Nie wrócił jednak do domu. "27 maja rodzice otrzymali tragiczną informację, że ich syn powiesił się w areszcie. Pozwolono im obejrzeć zwłoki. Obrażenia nie wskazywały jednak na śmierć przez powieszenie: miał obite nerki i czarne jądra" - ujawnił Rzepliński.

"Te informacje były jednostronne, niesprawdzone i uderzają w dobre imię stołecznej policji. Dlatego chcemy skierować sprawę do sądu" - powiedział w piątek PAP rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski. Przyznał też, że występowanie z pozwami nie zdarza się w policji często. "Zmusza nas do tego charakter tych wypowiedzi" - zaznaczył.

Prof. Rzepliński powiedział w piątek PAP, że proces w tej sprawie byłby "bardzo interesujący". "Dzięki temu opinia publiczna będzie mogła poznać wszystkie okoliczności tej sprawy: czy i co zostało zrobione i co zostało tak naprawdę zrobione dopiero wtedy, gdy sprawa ujrzała światło dzienne" - powiedział Rzepliński.

Powtórzył, że "okoliczności śmierci tego człowieka są dalekie od wyjaśnienia i zostały naruszone przepisy ustawy o policji". "Na pewno stwierdzone jest, że rodzina nie została bezzwłocznie poinformowana o pozbawieniu go wolności oraz o umieszczeniu go w szpitalu w stanie krytycznym oraz o śmierci" - dodał.

Według czwartkowej relacji Sokołowskiego, młody człowiek zgłosił się na policję 25 maja. Był podejrzewany o udział w rozboju i dostał wezwanie do stawienia się na komisariat. Wieczorem przebadał go lekarz, który nie stwierdził żadnych nieprawidłowości ani przeciwwskazań do zatrzymania, a następnego dnia przewieziono go do sądu, który rozpatrywał wniosek o areszt; mężczyzna wrócił stamtąd ok. godz. 15 i trafił do celi.

Według Sokołowskiego, jeszcze o godz. 16.30 obserwujący go policjanci nie zauważyli niczego niepokojącego - siedział na pryczy. Pół godziny później w trakcie kontroli zobaczyli, że mężczyzna powiesił się na fragmencie koca. "Odcięto go, natychmiast wezwano pogotowie. Był reanimowany. Zmarł następnego dnia ok. 4.30 w szpitalu" - relacjonował Sokołowski. Zaznaczył też, że rodzice o śmierci syna zostali powiadomieni tego samego dnia - 27 maja.

Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, młody człowiek był uzależniony od narkotyków. Tym policja tłumaczy też fakt, że w celi, w której przebywał - zgodnie z procedurami przewidzianymi dla osób uzależnionych - był koc. Ekspert z zakresu medycy sądowej Bronisław Młodziejowski wyjaśnił PAP, że powstanie zabarwień m.in. na plecach i jądrach osoby, która się powiesiła, jest możliwe - są to tzw. plamy opadowe po ustaniu krążenia krwi.

Rzeczniczka praskiej prokuratury okręgowej Renata Mazur poinformowała w czwartek, że sekcja zwłok mężczyzny nie wykazała, by na jego ciele były jakiekolwiek obrażenia oprócz śladu po pętli. Jak dodała, prokuratura nadal będzie prowadzić śledztwo, by "m.in. wyjaśnić, czy nie doszło do innych nieprawidłowości ze strony funkcjonariuszy".

Zbadanie sprawy śmierci aresztanta zlecił rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski.

W rozmowie z PAP Rzepliński powiedział w czwartek, że rano mówiąc o sprawie opierał się na relacji rodziców denata, potem jednak obejrzał jego zdjęcia. Według niego jedno ze zdjęć istotnie wskazuje na ślad na szyi, który może świadczyć o powieszeniu się, ale jednocześnie zdjęcia pokazują ślady, które nie są "typowymi plamami pośmiertnymi".

ab, pap