Barcelona potrzebuje wielkich gwiazd, które rozpalą wyobraźnię kibiców. Lewandowski jest taką postacią

Barcelona potrzebuje wielkich gwiazd, które rozpalą wyobraźnię kibiców. Lewandowski jest taką postacią

Robert Lewandowski
Robert Lewandowski Źródło:Newspix.pl / FOT.EXPA
Zbigniew Kumidor to barcelonista z krwi i kości. W klubie z Katalonii zakochał się jeszcze w latach 70., czyli w czasach gdy nawet fragmentów meczów ligi hiszpańskiej w Polsce nie dało się zobaczyć. Jako młody chłopak pisał do FC Barcelony listy. Najpierw dostał z klubu pocztówkę, później otrzymywał korespondencję od innych socios (kibiców), ale kiedy odpisał mu ówczesny wiceprezes klubu Joan Casals, Kumidor był tak podekscytowany tym faktem, że postanowił pojechać do ukochanej Barcelony.

Choć w tamtych czasach – gdy w Polsce obowiązywała „żelazna kurtyna” – było to bardzo trudne. Jako 18-letni uczeń liceum, w 1979 roku (FC Barcelona zdobyła wtedy Puchar Zdobywców Pucharów) pojechał pociągiem najpierw do Paryża. A że był ubrany w bordowo-granatowy sweter i żółto-czerwoną bluzę z napisem Polonia ama a Catalunya („Polska kocha Katalonię”), to pod wieżą Eiffla wypatrzyła go wycieczka katalońskich socios i zabrała ze sobą do Barcelony. W klubie, pokazując list od wiceprezydenta Casalsa, dostał się do jego gabinetu.

Działacz FCB – widząc takiego oryginała – postanowił zrobić chłopakowi przyjemność i zabrał Kumidora na trening pierwszej drużyny na Camp Nou. I to na boisko! Casals opowiedział zawodnikom, że ten chłopak tak kocha „Barcę”, iż przemierzył ponad 2500 km żeby tylko ich zobaczyć. Zawodnicy pochwycili Kumidora na ramiona, a wiceprezydent klubu zrobił zdjęcie drużyny z szalonym Polakiem. Fotka następnego dnia ukazała się w katalońskiej prasie sportowej. Kumidor zerwał wtedy źdźbło trawy z Camp Nou, schował do koperty i do dziś przechowuje jak największą relikwię. Później Kumidor przez całe lata współpracował z FC Barceloną. Także w roli przewodnika i tłumacza, gdy „Duma Katalonii” przyjeżdżała do Polski na mecze pucharowe z naszymi drużynami. Przez całe lata był także korespondentem fachowego pisma „Don Balon”.

Dariusz Tuzimek, „Wprost”: Co to dla pana znaczy, że w pana ukochanej FC Barcelonie w końcu zagra Polak?

Zbigniew Kumidor: To wielka sprawa. Bo nie dość, że przychodzi na Camp Nou Polak, to od razu jest to piłkarz o statusie wielkiej gwiazdy, jeden z najlepszych piłkarzy świata. Serce rośnie! I jeśli jakiś Polak mógł trafić do „Barcy”, to był to wyłącznie Robert, bo tam szukają zawodników z topu, z wielkimi możliwościami. Wreszcie przełamaliśmy ten krąg niemocy, bo Polacy byli dotąd, jak na taki klub, po prostu zbyt słabi. Od soboty wymieniłem mnóstwo esemesów z socios z całego świata, a także z ludźmi z klubu. Wszyscy bardzo się cieszą z tego transferu, uważają, że to znakomity ruch FC Barcelony.

Czytaj też:
„Lewy” w Barcelonie dostanie nowe auto. Co wybierze snajper?

A zatem i oczekiwania wobec Roberta będą ogromne!

No tak, bo przecież po to się go do Barcelony sprowadza, żeby przy jego pomocy przywrócić blask należny temu klubowi, po ostatnich – co tu ukrywać – kiepskich latach. I ważne jest to, że Robert podejmuje to wyzwanie i tę odpowiedzialność. Już mówi w wywiadach, że przybywa do Barcelony by zdobywać dla klubu tytuły. To dobrze, że tak mówi. Kibice właśnie na takie słowa czekają, tego od Barcelony oczekują.

Wierzył pan, że ten transfer się dokona?

Nie było łatwo, ale oczywiście bardzo tego chciałem i mocno ściskałem kciuki za powodzenie tego projektu. Wobec bardzo twardej postawy Bayernu ważna była ta determinacja obu stron, zarówno Roberta jak i FC Barcelony. To wróży dobrą współpracę na przyszłość. Zresztą już samo spotkanie (podobno przypadkowe), Lewandowskiego z trenerem Xavim na Ibizie, które miało miejsce kilka tygodni temu, też miało duże znaczenie. Panowie porozmawiali i Robert nabrał pewności, że trener go widzi w swojej drużynie i bardzo go chce. To był istotny moment, bo obie strony musiały się wspierać w nieprzejednanej postawie wobec Bayernu.