Zmarła 34-latka w piątym miesiącu ciąży. „Kazali jej rodzić naturalnie, zamiast skupić się na ratowaniu jej życia”

Zmarła 34-latka w piątym miesiącu ciąży. „Kazali jej rodzić naturalnie, zamiast skupić się na ratowaniu jej życia”

Szpital - zdjęcie ilustracyjne
Szpital - zdjęcie ilustracyjneŹródło:Shutterstock / sfam_photo
34-letnia Justyna zmarła na skutek sepsy. Kobieta była w piątym miesiącu ciąży, a lekarze zwlekali z przeprowadzeniem cesarskiego cięcia – informuje Onet.

Jak informuje Onet, kobieta trafiła do szpitala w Wodzisławiu Śląskim 18 listopada 2020 r., w piątym miesiącu . Z dokumentacji medycznej pacjentki, którą opisuje portal wynika, że ginekolog stwierdził „stan po dwóch cięciach, poronienie zagrażające, okresowe plamienie z dróg rodnych”. W organizmie kobiety wykryto obecność bakterii. Pacjentce podano antybiotyk, ale bakteria okazała się na niego oporna. Mimo to zalecono kontynuację leczenia.

Po dwóch tygodniach kobieta została wypisana ze szpitala. Lekarz w czasie kontroli nie stwierdził niczego niepokojącego. 34-latka jednak źle się czuła i tego samego dnia udała się do szpitala. „Znowu znaleziono jakieś bakterie. Spędziła noc na oddziale, a następnego dnia, tuż po 8 rano, zrobiono jej następne badania. Wyniki były złe. W SMS-ach napisała mi, że zemdlała w toalecie, że ma biegunkę, gorączkę, ból krzyża” – relacjonuje w rozmowie z Onetem partner kobiety.

Nie żyje 34-letnia pacjentka. „Kazali jej rodzić naturalnie”

10 grudnia kobieta poinformowała narzeczonego, że dostanie kroplówkę na wywołanie porodu oraz o infekcji, którą stwierdzono. „Z dokumentów, które dostarczył szpital, wynika, że tuż po 10 kobieta dostała lek na wywołanie porodu, który nie zadziałał, a jej stan się pogarszał” – informuje Onet. „Co dzwoniłem do szpitala, mówiono mi, że Justyna «jeszcze nie urodziła». Kazali jej rodzić naturalnie, zamiast skupić się na ratowaniu jej życia” – wskazuje mężczyzna.

U pacjentki stwierdzono sepsę. „0 12.50 odnotowano w karcie poród martwego płodu przez cesarskie cięcie. Justyna była już wtedy nieprzytomna” – wynika z dokumentów. Następnego dnia kobieta zmarła.

„Ta sprawa jest niemalże bliźniacza do sprawy Izabeli z Pszczyny”

Mężczyzna zawiadomił ws. narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.11 listopada 2021 r. Prokuratura Regionalna w Katowicach umorzyła sprawę. Na tę decyzję złożył zażalenie i domaga się odszkodowania.

– Obecnie droga cywilna jest jedyną, na której pan Janusz może udowodnić zaniedbania i to, że do śmierci jego partnerki doszło z powodu złej organizacji opieki nad ciężarną i spóźnionych decyzji o terminacji ciąży – powiedziała w rozmowie z Onetem mec. Jolanta Budzowska. - Ta sprawa jest niemalże bliźniacza do sprawy Izabeli z Pszczyny – dodaje prawniczka.

Czytaj też:
Nie żyje 37-letnia Agnieszka z Częstochowy. Rodzina wini szpital, który miał zwlekać z usunięciem martwych płodów