Zima chuda, a smog jak nigdy. Mieszkańcy boją się, że do pieców trafi wszystko. „To rok do trumny”

Zima chuda, a smog jak nigdy. Mieszkańcy boją się, że do pieców trafi wszystko. „To rok do trumny”

Nowy Targ
Nowy Targ Źródło: Shutterstock / Henryk Sadura
Monika miała łzy w oczach, gdy w końcu udało jej się kupić węgiel. Wielu mieszkańców nie miało tyle szczęścia, więc chodzą słuchy o tych, którzy rąbią drewno. Albo będą palić śmieciami. Aktywiści biją na alarm, że smog będzie rekordowy, bo nawet kontrolerzy mają słyszeć, żeby byli wyrozumiali. – Ten jeden rok to może być rok do trumny –  ostrzega lekarz rodzinny.

Paweł nawet na swoim straganie w Nowym Targi widzi, że klienci kupują coraz mniej. – Dwie marchewki i trzy pomidory wezmą, żeby coś było na niedzielę do zupy – macha ręką. – Jeszcze problemy z węglem, wiadomo. Ludzie będą palić, czym się da, muszą się ogrzać. Starsi mają po tysiąc złotych emerytury, to nie są żarty. Nawet prezes powiedział, że wszystkim można palić, więc kto może, to chociaż sobie drewna narąbie. Ale niektórzy już mogliby księdza zamawiać, bo albo z głodu umrą, albo zamarzną.

– Mówili w telewizji, żeby czekać, bo węgiel tańszy będzie, a trzeba było od razu brać, ile się dało. Teraz coraz drożej jest – denerwuje się. – Najwyżej się leciutko pogrzeje, może jak piętnaście stopni w domu będzie, to człowiek wytrzyma?

Wieczorami nad Nowym Targiem już pojawia się trująca mgła. Aktywiści biją na alarm, że będzie tylko gorzej. Znacznie gorzej niż przed rokiem, gdy Nowy Targ i tak przodował w rankingu najbardziej zanieczyszczonych polskich miast. Bo w piecach może wylądować miał węglowy, ścięte przed tygodniem drewno i śmieci. Nawet jeśli nie w samym Nowym Targu, to miasto zatrują ościenne gminy. Tam kopci się na potęgę, a dzięki ostatniej decyzji małopolskich radnych, można kopić jeszcze niemal dwa lata.

Łzy szczęścia przez węgiel

Choć władze miasta chwalą się, że ciepłownia ogrzewa niemal połowę Nowego Targu, a wiele domów podłączono do sieci gazowej, to jednak na obrzeżach wciąż dominują kopciuchy. Tam w jednym z domów mieszka Monika z mężem i kilkuletnim synem. – Szykujemy się, że zimą będziemy siedzieć w domu albo jeździć wysoko do lasu – mówi. – Boimy się, że ludzie będą palić chrustem albo śmieciami. Widać już, że w tym roku gabarytowych odpadów jest mniej. To przypadek? – pyta retorycznie.

– Sama czatowałam trzy miesiące, żeby kupić węgiel z kopalni. Takie czasy, że człowiek się cieszy, łzy mu lecą, bo węgiel kupił. Jakbyśmy wygrali w totolotka. Sąsiadom też udało się kupić, to myśleliśmy, że Barbórkę sobie zrobimy, bo mamy czarne złoto – uśmiecha się. – Ale nerwy były takie, że drugi raz nie chciałabym tego przeżywać. Jakby się nie udało, trzeba byłoby dorabiać, żeby na węgiel za cztery tysiące mieć. Najciężej będzie starszym, którzy nawet nie będą palić byle czym, tylko niczego nie będą mieli.

Źródło: Wprost