Uczestniczka powstania opuściła szpital z ogromnym krwiakiem. Dyrektor placówki zabiera głos

Uczestniczka powstania opuściła szpital z ogromnym krwiakiem. Dyrektor placówki zabiera głos

Hanna Arendt-Wisłocka po wyjściu ze szpitala
Hanna Arendt-Wisłocka po wyjściu ze szpitalaŹródło:Facebook / BohaterON
Uczestniczka Powstania Warszawskiego Hanna Arendt-Wisłocka opuściła szpital w Oławie z ogromnym krwiakiem na twarzy. Syn kobiety przekonuje, że jego matka wypadła z łóżka, a szpital „z pogodnej i w dobrej kondycji starszej pani zrobił wraka człowieka”. Dyrektor placówki powiedział jednak Interii, że do zdarzenia by nie doszło, gdyby syn przyjął matkę do domu.

O sprawie Hanny Arendt-Wisłockiej ps. „Kluska” zrobiło się głośno, gdy na profilu BohaterON zamieszczono jej zdjęcie. Kobieta na połowie twarzy miała ogromnego krwiaka. „Łączniczka z Powstania Warszawskiego, była pielęgniarka i dyrektorka PCK we Wrocławiu, 2 stycznia trafiła na SOR w Oławie z powodu nadciśnienia. Następnego dnia, gdy syn przyjechał odebrać matkę, nie mógł jej poznać. Na napuchniętej twarzy miała ogromnego krwiaka. Straciła górne zęby. Potem dowiedział się także o złamaniu kości oczodołu” – napisano w poście. Syn kobiety wyjaśniał, że „mama wypadła z łóżka”, o czym dyrektor szpitala miał nie wspomnieć. Zarzucał szpitalowi, że „z pogodnej i w dobrej kondycji starszej pani zrobił wraka człowieka”.

Dalszy ciąg sprawy opisuje Interia. Jak czytamy, Marek Arendt jeszcze tego samego dnia, w którym jego matka trafiła do szpitala, dostał telefon, że może ją odebrać. – Wyraziłem wątpliwość, czy mamę na pewno wyleczono w tak krótkim czasie, bo widziałem, w jakim stanie została zabrana. Odmówiłem przyjęcia mamy – powiedział w rozmowie z portalem. Kolejny telefon ze szpitala syn uczestniczki Powstania Warszawskiego dostał 3 stycznia. Znów miał zostać poinformowany, że może odebrać mamę z SOR-u.

„Mama została przywieziona do domu. Gdy zobaczyłem, jak wygląda, przeraziłem się”

– Nie było mnie w domu, byłem we Wrocławiu i załatwiałem ważne sprawy. Nie mogłem więc tego zrobić. Po powrocie miałem mroczki przed oczami, szum w głowie, również wysokie ciśnienie, a ponieważ sam jestem po zawale, zaniepokoiłem się i wezwałem karetkę – relacjonował mężczyzna.

Jak czytamy dalej, dzień później dyrektor szpitala wysłał do jego domu transport medyczny. – Mama została przywieziona do domu. Gdy zobaczyłem, jak wygląda, przeraziłem się. Była nie do poznania. Jej szczupła twarz zmieniła się w balon, miała ogromnego krwiaka. Zauważyłem też, że nie ma górnych zębów. Spytałem, co się stało, ale panowie zajmowali się jedynie transportem medycznym i nie znali szczegółów. Przekazali mi jednak, że kiedy ją odbierali usłyszeli, że pacjentka dzień wcześniej, a więc 3 stycznia, wypadła z łóżka – powiedział Marek Arendt.

Dyrektor szpitala: Syn odmówił przyjęcia jej do domu

Głos w sprawie zabrał również dyrektor szpitala Andrzej Dronsejko, który wyjaśniał w rozmowie z Interią, że „po diagnostyce i leczeniu uzyskano poprawę stanu pacjentki i nie stwierdzono konieczności hospitalizacji”. Dyrektor stwierdził, że w domu „nie zastano nikogo”, a syn pacjentki „odmówił przyjęcia jej do domu”. Odmówić miał również następnego dnia. „ Próby kontaktu z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Czernicy również się nie powiodły” – wyjaśnił Dronsejko.

facebook

Jak czytamy dalej, zdaniem lekarzy kobieta „często błądziła, nie była zorientowana co do miejsca i czasu”. „Obserwowano objawy otępienia, być może również choroby Alzheimera” – zauważał dyrektor szpitala. „Około godz. 16 w dniu 3 stycznia pani Hanna wbrew zaleceniom personelu wstała z łóżka i, idąc, potknęła się, upadła i doznała urazu głowy po stronie prawej. Nie doszło natomiast, jak insynuuje syn pacjentki, do upadku z łóżka” – zaznaczył. I podkreślił, że uraz nie dotyczył zębów pacjentki.

Marek Arendt zaprzecza. Sprawę zgłosił do ministerstwa

„Jest nam bardzo przykro z powodu urazu, jakiego doznała pacjentka podczas pobytu w naszym szpitalu. Z pewnością do takiego zdarzenia nie doszłoby, gdyby w dniu 2 stycznia po leczeniu i wypisaniu z SOR, pacjentka została przyjęta przez syna do domu” – stwierdził dyrektor. Jak dodał, działania syna „nie miały na celu zapewnienia matce możliwie najlepszej opieki, a jedynie przerzucenie odpowiedzialności za opiekę nad matką i jej aktualny stan na personel ZOZ w Oławie”.

Takim oskarżeniom stanowczo zaprzeczał Marek Arendt. – Zgłosiłem się też do Ministerstwa Zdrowia, Rzecznika Praw Pacjenta i złożyłem w Komendzie Powiatowej Policji w Oławie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Ktoś musi ponieść za tę sytuację konsekwencje. Z kobiety radosnej, otoczonej ludźmi, którzy ją kochają, zrobiono wrak człowieka – podsumował.

Czytaj też:
Senator PO walczy o życie w szpitalu. Jego stan jest bardzo ciężki
Czytaj też:
41-letnia kobieta zmarła na porodówce. Wojewódzki konsultant ds. położnictwa zabrał głos