Lubuskie. Fatalna pomyłka policjantów. Straty oszacowano na kilkaset tysięcy złotych

Lubuskie. Fatalna pomyłka policjantów. Straty oszacowano na kilkaset tysięcy złotych

Policja, zdjęcie ilustracyjne
Policja, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Shutterstock / pablopicasso
Fatalna pomyłka policji kosztowała właściciela stacji kontroli pojazdów kilkaset tysięcy złotych. Śledczy nie dopatrzyli się jednak znamion przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Bulwersującą historię opisano w programie „Państwo w państwie”.

Jak donoszą reporterzy programu „Państwo w państwie”, z województwa lubuskiego chcąc znaleźć poszukiwanego mężczyznę, popełnili fatalny błąd. Kontrterroryści przeprowadzili wielką akcję na stacji kontroli pojazdów w Strzelcach Krajeńskich prowadzonej przez jego brata.

Kontrterroryści u brata poszukiwanego

– Wjechali na posesje i od razu zaczęła się cała akcja. Zostałem obezwładniony, jeden z policjantów mnie kopnął. Rzucili granaty hukowe i zaczęli wyważać drzwi do biura. Nie rozumiem dlaczego, bo je można było normalnie otworzyć – opowiadał dziennikarzom właściciel stacji Bartosz Ostałowski.

Podczas policyjnej akcji w biurze przebywały dwie pracownice. Z relacji właściciela stacji wynika, że funkcjonariusze próbowali się dostać do pomieszczenia za pomocą tarana, granatów hukowych oraz broni. – Czułam się zagrożona, to jest coś nie do opisania. Oni strzelali do tych drzwi, a my przecież staliśmy tuż obok, zaraz za nimi. Tutaj też był pojemnik a azotem, nie chcę nawet myśleć co by było gdyby przypadkiem w niego trafili – relacjonowała Magdalena Gacek, jedna z pracownic biurowych.

Kilkaset tysięcy złotych strat

Poszukiwanego mężczyzny nie było na stacji kontroli pojazdów. Jej właściciel oszacował straty policyjnej akcji nawet na kilkaset tysięcy złotych. – Kontrterroryści oprócz drzwi, uszkodzili metalową konstrukcję ściany między pomieszczeniami oraz sufit. Nikt nie podejmie decyzji i nikt nie da gwarancji, że ona się w pewnym momencie nie zawali. Tu trzeba rozebrać w części sufit bo jest on podziurawiony od strzałów – wyliczał Bartosz Ostałowski.

Dlaczego policjanci przeprowadzili akcję akurat na tej stacji? Z informacji służb wynika, że w tym miejscu logował się telefon poszukiwanego mężczyzny. – Powinni wiedzieć, e go tam nie ma, widzieli podczas obserwacji, że wyjechał ze stacji. Pamiętajmy ze te logowania telefonu nie wskazują wprost lokalizacji tylko wskazują dany obszar. A ten mężczyzna mieszka w domu 200 metrów dalej – tłumaczył mecenas Maciej Kałużny.

Sprawa znalazła swój finał w prokuraturze. Śledczy nie dopatrzyli się jednak znamion przekroczenia uprawnień przez policjantów.

Czytaj też:
Lubuskie. Tragiczny wypadek z udziałem pojazdu amerykańskiej armii. Dwie osoby nie żyją
Czytaj też:
Tragedia w Inowrocławiu. Zgłosił, że zabił córkę i wyskoczył przez okno

Źródło: Polsat News