Ponad 200 stron tajnych akt trafiło do polskiego sądu. Watykan wykonał niespodziewany ruch

Ponad 200 stron tajnych akt trafiło do polskiego sądu. Watykan wykonał niespodziewany ruch

Ksiądz, zdjęcie ilustracyjne
Ksiądz, zdjęcie ilustracyjneŹródło:Shutterstock / Kamila Koziol
Były ksiądz Krzysztof G. jest podejrzany o molestowanie seksualne i gwałcenie ministranta. Jak informuje „Wyborcza”, Watykan przekazał sądowi w Chodzieży ponad 200 stron kościelnych dokumentów.

Przed sądem w Chodzieży toczy się proces karny byłego księdza Krzysztofa G. Prokuratura zarzuca mu molestowanie seksualne i gwałcenie ministranta Szymona Bączkowskiego. Koszmar miał się zacząć, gdy dorosły dziś mężczyzna był nastolatkiem. Ksiądz miał wykorzystywać m.in. problemy finansowe swojej ofiary.

Sprawa byłego księdza Krzysztofa G. Został usunięty ze stanu duchownego

Były ministrant opowiedział o swoim dramacie podczas spowiedzi, a po sugestii kapłana zawiadomił poznańską kurię. Gdy dowiedział się, że ksiądz Krzysztof G. ma nadal kontakt z dziećmi, powiadomił prokuraturę. Jak podaje „Wyborcza”, oba postępowania toczyły się równolegle – w kościelnym ksiądz przyznał się do molestowania ministranta, w prokuratorskim – zaprzeczył.

Mężczyzna, który twierdzi, że został pokrzywdzony przez księdza, o przyznaniu się do winy przez Krzysztofa G. miał dowiedzieć się od bliskiego współpracownika abp. Stanisława Gądeckiego. Nie miał jednak na to dowodu, bo akta kościelnych postępowań są tajne nawet dla pokrzywdzonych. Dostał również informację o usunięciu Krzysztofa G. ze stanu duchownego.

„Wyborcza”: Watykan udostępnił akta sprawy

Watykan przekazał ponad 200 stron kościelnych dokumentów wraz z notą dyplomatyczną ambasadzie RP przy Stolicy Apostolskiej. Stało się to jesienią 2022 roku, ale informacja ta dopiero teraz, za sprawą publikacji „Wyborczej”, zyskała rozgłos. Z informacji wspomnianego źródła wynika, że Watykan udostępnił sądowi, który starał się o dostęp do akt od października 2021 roku, większość, ale nie wszystkie dokumenty.

W przesłanych aktach miało znaleźć się m.in. pisemne przyznanie się ks. Krzysztofa G. do molestowania ministranta. „Złożył je w kurii pod koniec 2015 roku, trzy tygodnie później arcybiskup wysłał go na urlop zdrowotny. Ksiądz napisał, że nie może żyć dłużej w kłamstwie, jest świadomy popełnionego zła, sumienie nie daje mu spokoju” – podaje „Wyborcza”. „Przeprosił, że tak długo zwlekał z przyznaniem się do winy. Dodał, że jeżeli to możliwe, chciałby pozostać księdzem. Do molestowania Szymona przyznał się też w kolejnym piśmie z września 2016 r. Szczegółowo odnosi się w nim do zarzutów” – czytamy dalej.

Adam Nowak: Biskupi nie chcieli pokazywać akt, bo bali się skutków takiego precedensu

W kościelnych aktach mają znajdować się także zeznania świadków, którzy nie zostali przesłuchani w prokuratorskim śledztwie i przed sądem. „Wyborcza” informuje, że jej źródła związane z Kościołem twierdzą, że w dokumentach udostępnionych przez Watykan nie ma informacji, które mogłyby obciążać przełożonych pedofila – Kościół zareagował na informacje ministranta, zebrał dowody i ukarał byłego już księdza.

Z nieoficjalnych doniesień wynika, że w przekazanych aktach jest opinia psychologa i seksuologa dotycząca ministranta, ale nie ma takiej opinii na temat ukaranego księdza, mimo że również miała powstać. Co więcej, „Wyborcza” ustaliła, że już po usunięciu Krzysztofa G. ze stanu duchownego, dostał on pracę w diecezjalnym archiwum w Poznaniu. „Księża prowadzący kościelne dochodzenie robili też wszystko, by nie zaszkodzić mu w prokuratorskim śledztwie. Najpierw zasłaniali się tajemnicą zawodową, a gdy sąd zwolnił ich z tajemnicy, stracili pamięć i nie potrafili sobie niczego przypomnieć” – czytamy.

– Biskupi nie chcieli pokazywać akt, bo bali się skutków takiego precedensu. Teraz mamy precedens. Za wcześnie jednak, by mówić o skutkach – powiedział Artur Nowak, adwokat i publicysta, pełnomocnik Szymona Bączkowskiego w rozmowie z „Wyborczą”. – Nie jest to pełne otwarcie archiwów – polski Kościół jest daleko w tyle za Kościołem niemieckim czy francuskim. Zachowuje też pełną kontrolę nad kościelnymi postępowaniami w sprawie księży pedofilów. Ofiary nie są stroną takich dochodzeń, nie mają dostępu do akt, nie mogą ustanowić pełnomocników, nie mają prawa zaskarżyć wyroku. Zasadą wciąż pozostaje tajność – dodał.

Czytaj też:
Szokujące rekolekcje w Toruniu. Wyzwiska, przemoc i rozbierane sceny przed ołtarzem
Czytaj też:
„Czy pan oszalał?” Jan Filip Libicki tłumaczy się z wpisu o ofiarach pedofilii

Źródło: poznan.wyborcza.pl