Monika Janowska o 12 latach życia w „trójkącie”. „Na ekranie domofonu zobaczyłam wielki nóż”

Monika Janowska o 12 latach życia w „trójkącie”. „Na ekranie domofonu zobaczyłam wielki nóż”

Monika Janowska
Monika Janowska Źródło: Archiwum prywatne
W trakcie szarpaniny na ulicy widać było po niej, że się cieszy, bo była to jedyna sytuacja, że Robert ją dotknął. Widać było na jej twarzy radość, że wreszcie jej „ukochany” zwrócił na nią uwagę i mają ze sobą kontakt fizyczny – o koszmarze życia ze stalkerką opowiada Monika Janowska.
Monika Janowska jest żoną muzyka Roberta Janowskiego. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych. Wiele lat swojego życia spędziła w Stanach Zjednoczonych. Na co dzień pomaga Robertowi rozwijać jego karierę. Wspólnie, przez 12 lat, walczyli ze stalkerką. Ostatnio kobieta uporczywie nękająca Janowskich została zatrzymana. Czy odetchnęli dzięki temu z ulgą?

Wiktor Krajewski: Masz wrażenie, że żyjesz w państwie bezprawia?

Monika Janowska: Jeśli chodzi o stalking i mobbing, to owszem – żyjemy w państwie bezprawia. Nasza sytuacja z psychofanką mojego męża jest jednym z wielu przykładów, gdy prawo i jego przepisy nie mają najmniejszego znaczenia i łamane są od dłuższego czasu. Koszmar Roberta ze stalkerką rozpoczął się trzynaście lat temu. Ja pojawiłam się po roku, czyli ona była już „obecna” w jego życiu. Rozumiem, że mój mąż jest osobą publiczną, która od lat pojawia się na ekranach telewizorów w mieszkaniach ludzi w całej Polsce i cieszy się ogromną sympatią widzów... Ja to wszystko rozumiem. Ma rzeszę fanów, z wieloma się znamy i lubimy, ale ta relacja – z Moniką J. – od samego początku nie przypominała typowej zależności w stylu osoba publiczna – fanka.

Na co dzień spotykamy się z niezwykłymi oznakami szacunki i sympatii do pracy Roberta. A tutaj... Monika J. miała poczucie, jakby była związana z Robertem, a ja weszłam w jej wyimaginowany układ z buciorami.

W jej głowie stałam się przeszkodą, którą należało zlikwidować, a żeby tak się stało, gotowa była podjąć wszelkie działania, nawet te najbardziej desperackie.

Początkowo stała pod sceną na koncertach, wysyłała liściki, prezenty, koczowała pod domem. Później wysyłała bieliznę, prezerwatywy, malowała na drzwiach serca, była coraz bliżej. Ktoś może uznać, że to nic szkodliwego? Ot, zakochana wielbicielka. Ale tak jak bardzo pałała miłością do Roberta, tak równie mocno nienawidziła mnie. Od samego początku jej zachowanie nie było normalne! W jej wyobraźni roiła się psychoza.

Raz w jej fantazjach była żoną Roberta, raz narzeczoną, innym razem kochanką. Wielokrotnie podkreślała, że widzi znaki, które Robert wysyła do niej. Wystarczyło, że ktoś uśmiechnął się do niej w autobusie czy sklepie, a w jej głowie pojawiała się myśl, że to mój mąż wysyła jej potajemne sygnały.

W listach uspokajała go, że wszystko do niej dociera i wszystko odczytuje. Notorycznie wydzwaniała do radia, gdy Robert prowadził audycję. Była na każdym koncercie mimo stanowczej reakcji ochrony. To jej nie zniechęcało. Od 12 lat żyjemy z Moniką J. w jakimś cholernym trójkącie i jesteśmy tym już bardzo zmęczeni.

Źródło: Wprost