Prokuratura wnioskuje o aresztowanie Łyżwińskiego

Prokuratura wnioskuje o aresztowanie Łyżwińskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Łódzka prokuratura skierowała do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie podejrzanego w tzw. seksaferze posła Stanisława Łyżwińskiego (d. Samoobrona) - poinformował dziennikarzy rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Prokuratura motywuje wniosek o aresztowanie posła grożącą mu surową karą i obawą matactwa. Łyżwińskiemu grozi do 10 lat więzienia. Jak dowiedział się PAP, sąd do którego dyspozycji pozostaje obecnie poseł, ma rozpoznać wniosek w niedzielę przed południem.

W sobotę Łyżwiński przez 6 godzin był przesłuchiwany w łódzkim szpitalu MSWiA, gdzie trafił w piątek, po tym jak źle się poczuł po przedstawieniu zarzutów w prokuraturze. Podczas przesłuchania powołany przez prokuraturę biegły lekarz na bieżąco oceniał stan zdrowia posła i uznał, że może być on przesłuchiwany.

Na teren placówki nie zostali wpuszczeni dziennikarze. Oddziału, na którym przebywa poseł, pilnowali policjanci. Biegły lekarz nie chciał w rozmowie z dziennikarzami wypowiadać się na temat stanu zdrowia posła; nie chciał też się przedstawić.

Kopania przyznał, że poseł składał wyjaśnienia, ale nie chciał powiedzieć, czy Łyżwiński przyznaje się do zarzucanych czynów. Natomiast po przesłuchaniu adwokat Łyżwińskiego, mec. Wiesław Żurawski powiedział, że jego klient nie przyznał się do winy.

"Poseł składał wyjaśnienia. Nie przyznał się do stawianych zarzutów, wyjaśnił dlaczego i powołał okoliczności, które dla jego obrony są istotne" - powiedział Żurawski.

Mecenas przyznał, że spodziewał się wniosku prokuratury o tymczasowe aresztowanie posła. "Jest to konsekwencja tej całej zaplanowanej gry. Więc medialne zatrzymanie musi być zakończone jakimś finałem. Sądzę, że trafimy na jednego sprawiedliwego w tej Łodzi" - powiedział. Dodał, że jest zalecenie, aby jego klient na razie pozostał w szpitalu. Według niego, poseł jest w sobotę w lepszym stanie psychicznym niż dzień wcześniej.

Rzecznik prokuratury odnosząc się do wypowiedzi przedstawicieli Samoobrony podkreślił, że zatrzymanie posła w czwartek było autonomiczną decyzją łódzkiej prokuratury okręgowej. "Z punktu widzenia konieczności zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania za konieczne uważaliśmy jak najszybsze zatrzymanie posła Łyżwińskiego i przedstawienie mu zarzutów. Stan zdrowia posła był badany przez biegłego lekarza jeszcze przed zatrzymaniem i wydał on opinię, że poseł może brać udział w czynnościach procesowych" - dodał Kopania.

Łódzka prokuratura przedstawiła Łyżwińskiemu łącznie siedem zarzutów. Według śledczych, zgwałcił on kobietę i popełnił przestępstwo łapownictwa polegającego na "przyjmowaniu bądź żądaniu w związku z pełnioną funkcją publiczną posła na Sejm korzyści osobistych o charakterze seksualnym". Poseł jest także podejrzany o wykorzystywanie bądź usiłowanie wykorzystania seksualnego "poprzez nadużycie stosunku zależności" czterech kobiet, w tym Anety Krawczyk (głównego świadka w sprawie - PAP).

Według prokuratury, Łyżwiński nakłaniał także tą ostatnią do przerwania ciąży oraz podżegał do porwania biznesmena Zbigniewa B. i przetrzymywania go jako zakładnika w celu zmuszenia go do zapłaty 500 tys. zł. Zarzuty dotyczą lat 1999-2003.

W piątek Łyżwiński został przewieziony do łódzkiej prokuratury karetką ze szpitala w Gdańsku, gdzie przebywał od poniedziałku z podejrzeniem choroby wieńcowej. Możliwość postawienia posłowi zarzutów i jego przesłuchanie to efekt czwartkowej decyzji Sejmu, który uchylił Łyżwińskiemu immunitet oraz wyraził zgodę na jego zatrzymanie i ewentualne aresztowanie.

Łyżwiński, który przebywał w tym czasie w gdańskim szpitalu, uważa, że został pozbawiony prawa do obrony. Podkreślił, że ma dokumenty, które "odtworzą całą drogę seksafery, kto ją finansował, kto za tym stał". Jego zdaniem, jest to sprawa "typowa polityczna" i jest pewien, że w sprawie tzw. seksafery doszło do ręcznego sterowania prokuraturą.

Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu ubiegłego roku, po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi. Krawczyk twierdziła też, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Andrzeja Leppera.

Prokuratorskie śledztwo dotyczy "żądania oraz przyjmowania korzyści osobistych o charakterze seksualnym" przez osobę pełniącą funkcję publiczną i uzależnienia od nich zatrudnienia w biurze poselskim. Dotąd przesłuchano w nim ponad 150 osób.

Pod koniec czerwca łódzka prokuratura okręgowa oskarżyła radnego sejmiku woj. łódzkiego i działacza Samoobrony Jacka P. m.in. o nakłanianie Krawczyk do przerwania ciąży i narażenie życia kobiety. Ponadto Jacek P. oskarżony jest o usiłowanie poplecznictwa, a tym samym utrudnianie śledztwa. Grozi mu kara do 8 lat więzienia.

Zarzuty postawiono także b. działaczowi Samoobrony z Myślenic, Franciszkowi I., i b. działaczowi tej partii z Tomaszowa Maz., Pawłowi G. I. jest podejrzany o poplecznictwo i podżeganie do składania fałszywych zeznań, a Pawłowi G. zarzuca się grożenie śmiercią Krawczyk i poplecznictwo. Grozi im kara do 5 lat więzienia.

53-letni Stanisław Łyżwiński jest posłem od dwóch kadencji (od 2001 roku). Karierę w Samoobronie rozpoczynał jako kierowca Andrzeja Leppera, później został wiceprzewodniczącym Samoobrony. Został z niej wykluczony w grudniu ub.r. po ujawnieniu seksafery. Ma wykształcenie średnie zawodowe, z zawodu jest rolnikiem. Wraz z żoną Wandą - także posłanką - prowadzi 30-hektarowe gospodarstwo rolne. Kilka lat temu przyznał się, że był tajnym współpracownikiem SB.

Łyżwiński jest drugim - po byłym łódzkim "baronie" SLD Andrzeju Pęczaku - posłem, wobec którego Sejm zgodził się na aresztowanie. Zatrzymany w 2004 r. Pęczak przebywał w areszcie ponad 25 miesięcy. Został zwolniony z niego w styczniu 2007 r.

ab, pap