Krauze na razie nie wraca do Polski

Krauze na razie nie wraca do Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeden z najbogatszych Polaków Ryszard Krauze, któremu prokuratura stawia zarzuty, przez najbliższe dwa tygodnie nie wróci do Polski. Będzie pływał na jachcie po Morzu Śródziemnym i przyglądał się rozwojowi sytuacji w kraju - ustalił "Dziennik".

Z ustaleń gazety wynika, że prokuratura ma małe możliwości manewru. Musi czekać na powrót szefa Prokomu.

Wystawiono już nakaz zatrzymania. Biznesmena szuka ABW. Prokuratorzy podejrzewają, że Ryszard Krauze jest centralną postacią afery przeciekowej. Jeden z najbardziej wpływowych przedsiębiorców od dłuższego czasu jest poza Polską, nie zabiera publicznie głosu, unika dziennikarzy. Nie śpieszy mu się do kraju -  przypomina gazeta.

"W ciągu dwóch tygodni prokuratura będzie musiała odkryć część kart. To pomoże prawnikom przygotować linię obrony" - usłyszał dziennik w otoczeniu Krauzego.

Czy prokuratura może zmusić biznesmena do wcześniejszego powrotu? Śledczy zagrozili, że mogą starać się o wydanie europejskiego nakazu aresztowania Krauzego. Rzecz w tym, że musiałby się na to zgodzić sąd, i to pod pewnymi warunkami. Ścigać można tego, kto ucieka przed wymiarem sprawiedliwości, tymczasem Krauze zeznawał na temat przecieku już dwa razy. Stawił się na wezwania 14 lipca i 7 sierpnia. "Trudno więc uznać, że się uchyla, tym bardziej że jest okres urlopowy" - mówi profesor prawa i adwokat Piotr Kruszyński.

Jest jeszcze jeden problem - czytamy w gazecie. Europejski nakaz aresztowania obowiązuje tylko na terenie UE. A Krauze z Zurychu właśnie wybiera się nad Morze Śródziemne, po którym zamierza pływać na luksusowym jachcie. Jest tam wiele portów, które do Unii nie należą.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego Krauze nie wraca. Biznesmen i jego otoczenie doszli do wniosku, że zostanie on zatrzymany zaraz po wylądowaniu w Polsce. "Potem w telewizji pokażą go skutego w kajdankach, w otoczeniu panów w kominiarkach. To mogłoby wywołać panikę akcjonariuszy" - mówi doradca Krauzego. Dlatego przedsiębiorca postanowił przeczekać za granicą, aż opadną emocje. Dopóki jest poza Polską, może kontrolować sytuację.

Według "Dziennika", kilkadziesiąt ostatnich godzin było jednak dla biznesmena dramatycznych. Krauze dowiedział się, że dostał zarzuty, gdy był w Zurychu. Natychmiast rozdzwoniły się telefony. Odezwali się zagraniczni inwestorzy. Chcieli wiedzieć, jakie przestępstwo popełnił przedsiębiorca.

Potem zaatakowały banki, w których firmy Krauzego mają otwarte linie kredytowe. Niektóre chciały wpłacenia potężnych depozytów pieniężnych w związku ze spadkiem wartości spółek. Jednak w piątek sytuację udało się opanować.

pap, ss