Zarzuty za utrudnianie śledztwa ws. śmierci Przemyka

Zarzuty za utrudnianie śledztwa ws. śmierci Przemyka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dwaj b. oficerowie MO i SB są podejrzani przez IPN o utrudnianie śledztwa po śmierci Grzegorza Przemyka. To pierwsze zarzuty wobec odpowiedzialnych za utrudnianie wyjaśnienia w latach 80. śmierci 19-latka pobitego na komisariacie MO - jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL.

O postawieniu zarzutów b. oficerowi KG MO Zdzisławowi C. oraz b. wiceszefowi ds. SB Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych z Radomia Stefanowi O. poinformował w środę PAP prok. Bogusław Czerwiński, szef pionu śledczego w warszawskim oddziale IPN.

Obaj nie przyznają się do zastraszania głównego świadka pobicia, kolegi Przemyka Cezarego F. - tak aby wycofał się z zeznań, że bili milicjanci. Podejrzanym grozi do 3 lat więzienia. Jeden z nich złożył wyjaśnienia; drugi tego odmówił.

Czerwiński powiedział, że obu podejrzanym zarzucono, iż przekroczyli swe uprawnienia w czasie "szeroko zakrojonych" czynności operacyjnych, podejmowanych przez SB w Warszawie i Radomiu wobec Cezarego F. "Chodziło o wytworzenie poczucia osaczenia wobec F. i jego rodziny, by wzbudzić w nich strach" - dodał prokurator. Podkreślił, że w sprawie dochodziło też do "gróźb karalnych".

Spytany, czy IPN może postawić zarzuty w tej sprawie także innym osobom, Czerwiński odparł, że "śledztwo jest rozwojowe".

IPN już od kilku lat zapowiadał postawienie zarzutów odpowiedzialnym za utrudnianie ówczesnego śledztwa.

Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, został pobity przez milicję w maju 1983 r. w komisariacie przy ul. Jezuickiej w Warszawie. Zatrzymano go na Placu Zamkowym, gdy wraz z Cezarym F. świętowali zdanie matury. Otrzymał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach, a następnie kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej.

Przez kraj przetoczyła się fala oburzenia na brutalność milicji, a pogrzeb stał się wielką manifestacją przeciw władzom. Zrobiły one wszystko, by obciążyć winą sanitariuszy wiozących Przemyka z komisariatu do szpitala. Stanęli oni wtedy przed sądem w sterowanym przez władze procesie i zostali skazani.

Bezprawne działania wobec nich doprowadziły do tego, że zaczęli oskarżać się wzajemnie. Od zarzutu pobicia Przemyka uwolniono wtedy milicjantów Ireneusza Kościuka (który zatrzymał Przemyka) i Arkadiusza Denkiewicza (dyżurnego komisariatu, który nawoływał do bicia, mówiąc: "Bijcie tak, żeby nie było śladów").

W ocalonych aktach sprawy Przemyka zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". O tej tezie, jako jedynie słusznej, mówiła oficjalna propaganda, która prowadziła też kampanię zniesławiania matki Przemyka i jego otoczenia. Biuro Polityczne KC PZPR powołało do tej sprawy specjalny zespół pod kierownictwem odpowiedzialnego za bezpieczeństwo b. szefa MSW gen. Mirosława Milewskiego. "Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców" - mówił Kiszczak na posiedzeniu tego zespołu latem 1983 r.

Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała Cezarego F., który wraz z Przemykiem był w komisariacie. Próbowano go skompromitować, wcielić do wojska, namawiano do wyjazdu za granicę, otoczono gronem współpracowników SB, którzy namawiali go do zmiany zeznań i inwigilowali. Istniał nawet nie zrealizowany pomysł, żeby upozorować jego wypadek samochodowy.

Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano też pełnomocnika Sadowskiej, mec. Macieja Bednarkiewicza, szykanowano mec. Władysława Siłę- Nowickiego; stracił pracę prokurator, który sprzeciwiał się bezprawnym praktykom MSW.

Po 1989 r. wyroki uchylono. W 1993 r. znów oskarżono Kościuka i Denkiewicza, a także Kazimierza Otłowskiego z Komendy Głównej MO, któremu zarzucono próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (udaremnioną przez ówczesnego wiceszefa MSW Krzysztofa Kozłowskiego, pierwszego "człowieka opozycji" w kierowanym jeszcze przez Kiszczaka resorcie). W 1997 r. warszawski sąd uniewinnił Kościuka, Denkiewicza skazał na dwa lata a Otłowskiego na półtora roku w zawieszeniu. Potem uniewinniono Otłowskiego; utrzymano zaś wyrok wobec Denkiewicza.

Kościuk ma obecnie piąty już proces. Miał on dobiec już końca, ale pod koniec zeszłego roku nieoczekiwanie ujawniono 12 zdjęć z komisariatu na Jezuickiej, pokazujących "nieformalną wizję lokalną", która miała służyć przygotowywaniu milicjantów do zeznawania w śledztwie dotyczącym śmierci maturzysty.

Śledztwo IPN ma ustalić, kto ponosi odpowiedzialność za bezprawne działania władz - zacieranie dowodów, co uniemożliwiło zidentyfikowanie, oskarżenie i skazanie sprawców zabójstwa, a zarazem doprowadziło do skazania osób niewinnych. "Państwo wystąpiło wtedy jako poplecznik, chroniąc za pomocą swego aparatu osoby winne, skazując niewinnych oraz zastraszając świadków - mówił kilka lat temu ówczesny szef pionu śledczego IPN Witold Kulesza. "Szukamy centrum kierowniczego tych działań, a śledztwo ma doprowadzić do skazania osób, które dopuściły się przestępstw przeciw wymiarowi sprawiedliwości" - dodał, podkreślając, że może chodzić o osoby z MSW, Ministerstwa Sprawiedliwości, prokuratury, milicji oraz aparatu PZPR.

pap, ss